Od 30 stycznia Zachęta prezentuje wystawę prac Anny Mierzejewskiej i Małgorzaty Etber-Warlikowska
Andre Breton :Człowiek, ten zdecydowany marzyciel, z każdym dniem coraz bardziej niezadowolony ze swojego losu… Jeśli zachował jakąś jasność myśli, to musi nawrócić do lat dzieciństwa; mimo że starannie zdławione przez tresowników, dzieciństwo jednak ciągle jeszcze ma dla niego wiele uroku… Tutaj, z braku wiadomych rygorów, pozostaje możliwość prowadzenia wielokrotnego życia równocześnie te słowa z 1924 są najlepszym określeniem umiarkowanie niepokornej i akcjonistycznej postawy Starego banana.
Podobne przekonania są realizowane w praktyce artystycznej członkiń tej grupy twórczej, rzucającej wyzwanie społecznemu status quo, którego czynnikami są osoby znajdujące się ciałem i duszą we władzy zachłannej konieczności praktycznej.
Ich wyzwanie musi wynikać z jakiegoś poziomu desperacji, jednak kontrolowanej, bo czujemy w tych działaniach ironię i chęć wykpienia sytuacji sztuki w hybrydalnym komunistyczno-kapitalistycznym społeczeństwie.
O co chodzi artystkom?
O możliwość przebicia się do tak zwanego zwykłego odbiorcy czy marszanda, bo nie do krytyka, którego lekceważą, i który najczęściej też nie jest zawodowym kolekcjonerem. W świecie nadprodukcji informacji [czy też bardziej szumu informacyjnego] i medialnych obrazów najczęściej o treści reklamowej lub po prostu żenującej, artystki sięgają po strategie umożliwiające autoprezentację podszytą marketingowym zamysłem.
Dadaistyczna kontestacja służy tu celom umożliwiającym życie ze sztuki i dyskurs jej dotyczący. W każdym przypadku ma to zwrócić uwagę na [spragnione pochwał i sukcesu] artystki i ich towar. I jest rozważaniem dzisiejszej sytuacji artystycznej, w której większość artystów może liczyć jedynie na własną przedsiębiorczość. I w której to [z wyjątkiem filozofów i najsprytniejszych graczy] raczej nie dyskutuje się o kwestiach zasadniczych jak np. czym jest sztuka, jaka jest, jaka jest jej wartość i jakość.
Artystki pozbawiają w ten sposób same obrazy zbędnego balastu zbyt ciężkiej narracyjności, wyżywając się w praktykach i technikach perfomatywnych. Atakują odbiorcę, by ten stał się czynnym podmiotem świata sztuki i jego klientem. Te demonstracje i manifestacje czasem proklamują święto innym razem strajk sztuki. Mieszając poziom rzeczywisty z artystycznym, by przewrotnie odkryć sens i znaczenie kulturalnego przekazu artystycznego, walczą o jego miejsce w momencie dominacji postaw konsumenckich i arefleksyjnych…Uciekają się podobnie jak reklamujące się korporacje do zmysłów poprzez erotyczne skojarzenia. Grając z dzisiejszą inwolucją kulturową, ale i jakby poniekąd akceptując ją.
Uważam jedynie, że z wyżej podanych względów lepiej brzmiałaby nazwa Banan sztuki hmmm….
Piotr Głowacki