Na 10 lutego syndyk masy upadłościowej Wigolenu wydał ostateczny termin eksmisji fundacji Adullam z budynku po byłym przedszkolu zakładowym, przy ul. Ciasnej w Częstochowie.
Fundacja od wielu lat pełni znaczącą, dobroczynną rolę w stosunku do swoich podopiecznych. Codziennie żywi blisko 450 biednych częstochowian, prowadzi też hostel dla mężczyzn, którzy po wyjściu z więzienia nie mają, gdzie się podziać oraz świetlicę środowiskową dla dzieci i młodzieży. Niestety budynek zajmuje bezprawnie i powinna go opuścić. Kłopot w tym, że nie ma gdzie się udać. – To kolejny ostateczny termin, jaki wyznaczył nam syndyk, ale mam nadzieję, że wyjdziemy z tych opresji. Pomaga nam miasto i wiele innych osób – mówi, niestrudzona nieustającymi kłopotami, prezes fundacji Elżbieta Piłatowicz.
Budynek przedszkola jest od dwóch lat własnością jednego z częstochowskich lekarzy, który nabył go w drodze przetargu i chce w nim utworzyć przychodnię lekarską. W urealnieniu zamierzeń stoi na przeszkodzie fundacja. Jednak właściciel wykazuje dobrą wolę i cierpliwie czeka na unormowanie sytuacji. W ubiegłym roku w rozwiązanie problemu mocno zaangażowało się miasto. Do dziś trwają rozmowy i negocjacje z obu stronami. – Działamy dwutorowo. Pierwotnie chcieliśmy przetarg anulować, a nabywcy przekazać inną nieruchomość. Sąd jednak nie wyraził na to zgody. Sprawę skierowaliśmy do Rzecznika Spraw Obywatelskich i czekamy na jego zdanie w tej kwestii. Jednocześnie ciągle prowadzimy rozmowy z lekarzem. Złożyliśmy mu kilka ofert, ale nie spełniły one jego oczekiwań. Musimy więc uszanować święte prawo własności. Również w stosunku do fundacji wystosowaliśmy różne propozycje lokalowe, ale i tu nie było akceptacji – mówi Ireneusz Leśnikowski, rzecznik prasowy Urzędu Miasta. – Nie mogłam wyrazić zgody, ponieważ budynki nie spełniały przede wszystkim wymogów sanitarnych, jakim podlega nasza fundacja. Żywimy sporą grupę osób, realizujemy i inne zadania. Do tego potrzebne są odpowiednie warunki – wyjaśnia swoją odmowę prezes Piłatowicz.
Rozmowy i negocjacje nie ustają, ale – co pocieszające – wszyscy zaczynają być dobrej myśli. Miejmy nadzieję, że uda się sprawę rozwiązać w salomonowy sposób i nikt nie zostanie pokrzywdzony.
URSZULA GIŻYŃSKA