W domu i na świecie
Częstochowa bywa często wymieniana w ogólnopolskich mediach, ale z reguły są to doniesienia z tzw. “działki wyznaniowej” albo wyborczego zjazdu polityków. Niekiedy kamera zdejmie delikwenta, którego nie posądzano o umiejętność zmówienia pacierza, jak to było w wypadku premiera Oleksego. Satyrycy i prasa (w zależności od politycznego odcienia) mają wtedy używanie, zwłaszcza gdy przypomną sobie ateistyczne drwiny na kursach WUML-u: skoro nie wierzymy w przedmiot tej refleksji, to teologia nie ma sensu! Mimo wszystko, wielu (także mnie) cieszy widok klęczących polityków lewicy, gdyż każdemu przydaje się chwila pokory.
W zeszłym tygodniu gościliśmy jednak w telewizji i czołowych tytułach z innego powodu. Oto z mało mi znanych powodów postanowiono tu przećwiczyć raz jeszcze temat pensji dla pielęgniarek. Przed świętami Bożego Narodzenia siostry od Longiny Kaczmarskiej sparaliżowały pracę w dziesiątkach szpitali i zajęły budynek Ministerstwa Zdrowia przy Miodowej. Cyrk z warzeniem strajkowej zupki, czarnymi koszulkami i waleniem plastikowymi butelkami o bruk trwał wiele dni, aż wreszcie premier uznał, że jest dla “strzykaw” pracodawcą i pośpiesznie przepchnął w Sejmie ustawę o podwyżkach płac. Reforma medyczna ma jak dotąd najgorszą prasę wśród przedsięwzięć rządu, gdyż jej wprowadzanie obfituje w rozmaite niekonsekwencje a nawet afery. Najpierw wycofano się z czeku zdrowotnego i konkurencji między kasami chorych. Potem (całkiem po cichu) przeznaczono niesłychane miliony na zakup luksusowych biur dla tychże Kas, które zaczęły obdzielać szpitale i przychodnie kontraktami na usługi. Jak zawsze w takich przypadkach, dochodziło – i będzie dochodzić – do pretensji o nierówne traktowanie. A, że nie ma wspomnianego czeku, mnożą się martwe dusze, rzekomo leczone i karmione w “placówkach ochrony zdrowia”. Na dodatek, lekarze i aptekarze zwietrzyli interes w lipnych receptach. Wypisuje się je na zachodnie specyfiki kosztujące kilkaset złotych i można już upominać się o zwrot należności od ubezpieczyciela.
Tak więc, mimo narzekań, przed szpitalami pełno samochodów dobrych marek, zaś pielęgniarki – słysząc o gażach dyrektorów i urzędników Kas – też chcą ukroić kawałek tortu upieczonego z obowiązkowych składek społeczeństwa. Do podziału jest bardzo dużo pieniędzy, gdyż każdego miesiąca spływa kilka miliardów nowych złotych, praktycznie poza społeczną kontrolą i zasięgiem wzroku pacjentów. Gdzie się one podziewają? Podejrzewam, że większość marnotrawstwa bierze się z przestarzałej struktury i nieefektywności organizacyjnej. Mimo różnych dotacji mury i dachy się sypią a koszta usług zamawianych na zewnątrz są stale windowane z powodu wzrostu podatków i ceny benzyny. Połączone niedawno w zespół trzy miejskie szpitale znów popadły w długi, gdyż nie da się ich taniej ogrzać i oświetlić. Cała reszta pieniędzy ląduje w dziale płac, wypłacającym pensje lekarzom, pielęgniarkom i salowym. Organem założycielskim Zespołu jest co prawda samorząd Częstochowy, ale nie jest dla protestujących sióstr pracodawcą. Biorąc rzecz teoretycznie, dyrektor powinien zatrudniać tyle personelu, na ile usług medycznych opiewają kontrakty ze śląską Kasą, zaś reszcie podziękować. Teoria nie zawsze jednak do życia przystaje, dlatego dr Rajczyk pociesza się, że od łóżek pacjentów nie odeszły wszystkie siostry – należy się domyślać, że były to siostry zakonne.
Przed dziesięciu laty Jacek Kuroń uświadamiał spragnionych dobrobytu rodaków, że nasz dochód narodowy w przeliczeniu na statystyczną głowę, jest siedmiokrotnie niższy w porównaniu do Europy Zachodniej. I tyleż razy niższe muszą być u nas pensje i zasiłki. Parytet narodowej biedy nie dotyczy jednak wielotysięcznej rzeszy ludzi zarządzających państwem, gospodarką i sferą społeczną. Pielęgniarki to wiedzą i nie widzą powodu ograniczenia swych apetytów na lepszą wypłatę. Zaś druga strona ma wyrzuty sumienia i gotowa jest raczej sięgnąć po budżetowe zaskórniaki, niż konsekwentnie realizować zasady zdrowotnej reformy.
ryszardbaranowski@poczta.onet.pl
RYSZARD BARANOWSKI