WOLNOĆ TOMKU W SWOIM DOMKU?


Sprawa czytelniczki, która zgłosiła się do naszej redakcji jest ciekawa o tyle, że potwierdza starą maksymę: “nie wszystko złoto, co się świeci”. Mieszkańcy molochów blokowych z zazdrością spoglądają w kierunku dzielnic domków jednorodzinnych – tak było zawsze. Każdy z nich marzy o swobodzie i wolności na własnym podwórku. Przykład pani Pokory burzy jednak obraz sielanki własnego domu. Mieszkaniec bloku wybierze bowiem z dwojga złego sąsiedztwo człowieka niż stacji benzynowej…

Sprawa czytelniczki, która zgłosiła się do naszej redakcji jest ciekawa o tyle, że potwierdza starą maksymę: “nie wszystko złoto, co się świeci”. Mieszkańcy molochów blokowych z zazdrością spoglądają w kierunku dzielnic domków jednorodzinnych – tak było zawsze. Każdy z nich marzy o swobodzie i wolności na własnym podwórku. Przykład pani Pokory burzy jednak obraz sielanki własnego domu. Mieszkaniec bloku wybierze bowiem z dwojga złego sąsiedztwo człowieka niż stacji benzynowej…
“Mieszkam przy ulicy Warszawskiej i jestem właścicielką niewielkiego domu. Ktoś by powiedział, że to wspaniale mieć kawałek ogródka i placu, na który można zaprosić rodzinę na grilla. Ale to właśnie ten dom, a raczej jego lokalizacja spędza mi sen z powiek już od wielu lat. W bezpośrednim sąsiedztwie mojej posesji znajduje się stacja paliw dla pojazdów Kolumny Transportu Sanitarnego. Trudno opowiedzieć słowami, co przeżywam codziennie. Samochody wjeżdżają i wyjeżdżają, hałasując przy tym tak, że nawet okna otworzyć się nie da. W powietrzu unosi się jakaś nieznana woń przypominająca zepsute jajka, więc o wyjściu na podwórko mogę tylko pomarzyć. Niby mam ogródek, ale nic nie chce na nim wyrosnąć, a poza tym strach, że człowiek mógłby się zatruć, więc dałam sobie spokój i pielęgnuję nieużytki. O wspólnym biesiadowaniu z rodziną czy sąsiadami także już dawno zapomniałam, bo nie wolno mi na placu nawet kiełbasek z rusztu przygotować. Moja działka graniczy ze stacją i stąd te wszystkie zakazy. Nie jestem jedyną osobą, której niefortunnie zlokalizowana stacja przeszkadza. Mieszkańcy mają uzasadnione podstawy przypuszczać, że zakopane w ziemi zbiorniki z paliwem zanieczyszczają środowisko wokół. Od wielu lat próbujemy wyegzekwować od zmieniających się wciąż władz miasta likwidację stacji. Każdy przed wyborami obiecuje nam, że już za dzień, już za dwa, jak tylko będzie wybrany zrobi z tym porządek. Czas mija, a u nas nic się nie zmienia. Przez ten długi okres uzbierała się jedynie niemała korespondencja – my pismo do urzędników, oni odpowiedź odmowną, i tak w kółko. Nie możemy się dogadać, nie możemy dotrzeć do istotnych dla sprawy dokumentów, utrudnia się nam każde działanie. “Częstochowska” jest naszą ostatnią deską ratunku”.
Czy rzeczywiście sprawa jest aż tak beznadziejna, by rozsądni, wykształceni ludzie nie znaleźli kompromisu? O komentarz poprosiliśmy Urząd Miasta. – Fakty są takie. Stacja działa zgodnie z prawem, choć wielokrotnie próbowano to podważyć – to po pierwsze. Poza tym, jeśli ktoś kupuje działkę na terenie przemysłowo – usługowym, z przeznaczeniem na działalność gospodarczą, a potem buduje tam dom i uważa, że wszyscy dokoła są nie w porządku, to coś tu jest nie tak. Pani Pokora w chwili nabywania placu była w pełni świadoma, że będzie graniczyła ze stacją paliw. Chciałabym również sprostować oskarżenia dotyczące szkodliwości sąsiedztwa ze stacją. Przeprowadziliśmy badania, które nic nie wykazały, zrekultywowaliśmy teren, usunęliśmy część zbiorników. Ze stacji korzysta tylko pięć karetek, więc o nadmiernym hałasie nie może być mowy. Oczywiście nie wykluczamy żadnej z możliwości. W tym roku dopiero przejęliśmy – jako miasto – opiekę nad częstochowskim pogotowiem, czekamy jeszcze na uregulowania dotyczące obiektów. W momencie przekazania ich przez wojewodę będziemy zastanawiać się nad rozwiązaniem tego problemu – mówi Jolanta Zakrzewska, naczelnik wydziału ochrony środowiska Urzędu Miasta Częstochowy.
No cóż, można mieć tylko nadzieję, że obie strony znajdą wreszcie wspólny język. Bo skoro w stacji tankuje tylko pięć karetek, to dla urzędników decyzja o przeniesieniu obsługi tychże pojazdów do innej stacji, np. do MPK, w której zaopatrują się pozostałe pojazdy pogotowia nie będzie chyba problemem. A wówczas mieszkańcy wyjdą ze swych domów – klatek, a magistrat uwolni się od natarczywych petentów.

RENATA KLUCZNA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *