18 września 2014 roku, ruszyła kolejna odsłona cyklu „Winylowe delicje”, które od trzech lat w Ośrodku Promocji Kultury „Gaude Mater” realizuje częstochowski fotograf Zbigniew Burda. Artysta przybliża nam ideę przedsięwzięcia.
Pana cykl łączy w sobie urok tradycji z klasyką. W dobie elektroniki to niecodzienna propozycja. Jak przyjęli ją częstochowianie?
– Bardzo ciepło i z zainteresowaniem. Mamy sporą grupę stałych słuchaczy, zdarzało się, że sala Ośrodka była wypełniona całkowicie, bo przyszło ponad sześćdziesiąt osób. Obecność w dużej mierze zależy od zaproponowanego programu. Dodatkową atrakcją jest zapewne to, że te płyty odtwarzane są na doskonałym sprzęcie, który przywozi współtwórca projektu Grzegorz Wójtowicz, właściciel sklepu muzycznego w Bielsku-Białej. Gramofony najlepszych firm, mój wzmacniacz lampowo-tranzystorowy oraz kolumny, które wypożyczamy dają doskonały odbiór.
Dlaczego winyl, co on ma w sobie tak ujmującego?
– Słuchanie winylu to celebracja. Siadamy w fotelu i dajemy się ponieść muzyce. Płyty winylowe słucha się od deski do deski, tak jak czyta się arcyciekawą książkę. Tylko winyl daje tę wyjątkowość barwy głosu – ciepło i miękkość. Muszę dodać, że czarna płyta przechodzi renesans. Sprzedaż płyt winylowych wzrasta na świecie. Mało tego, w Stanach Zjednoczonych do łask wracają magnetofony na kasety taśmowe. Melomani zaczynają poszukiwać w muzyce naturalności. Odchodzi się od sztuczności jaką daje techniczna obróbka cyfrowa. Byli tacy, co wieszczyli śmierć płyty winylowej, a może się okazać, że dotknie to prędzej MP3. I kto wie, czy nie wrócą nawet magnetofony szpulowe.
Jak zrodził się pomysł „Winylowych delicji”?
– Płyty winylowe zbieram do wielu lat, pierwszą – zespołu SBB– kupiłem jak miałem czternaście lat, nie mając jeszcze gramofonu. Do jej nabycia zainspirował mnie sąsiad w bloku, który z zamiłowaniem puszczał ją na okrągło. Zacząłem kupować kolejne krążki zespołu, aż uzbierała się cała kolekcja. Pierwszy gramofon – „Daniel”– tata kupił mi po pięciu latach gromadzenia płyt. Mam do dzisiaj. Gdy po 18 latach oddałem go do renowacji, zrodziła się myśl, by słuchać płyt z grupą osób równie zakręconych na tle muzyki jak ja. Poszedłem do Ośrodka Promocji Kultury „Gaude Mater”, ówczesnej dyrektor – Małgorzacie Zuzannie Nowak – pomysł się spodobał. „Winylowe delicje” początkowo realizowałem z kolegą z Częstochowy. Gdy zrezygnował udało mi się nawiązać kontakt z panem Grzegorzem Wójtowiczem. Summa summarum stał się on współgospodarzem i współorganizatorem spotkań i od ponad roku działamy razem.
Prezentuje Pan płyty z własnej kolekcji?
– Mam około pięciuset płyt winylowych i około czterystu płyt CD. Zbiór jest różnorodny, oczywiście sporą jego część stanowią krążki polskich wykonawców, więc jest z czego wybierać. Moją kolekcję budują płyty muzyki klasycznej – Chopina, Mozarta, Beethovena, Rachmaninowa, ale też jazzu i rocka progresywnego. Nie mam w zbiorach techno, disco – to nie są moje rytmy. Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki. Wychowałem się na trzecim programie polskiego radia, na płytach proponowanych przez Piotra Kaczkowskiego.
Ważne jest też Pana zagajenie tematyczne do prezentacji.
– Zawsze przedstawiam płytę, muzyków, a w trakcie słuchania muzyki z komputera prezentowane są tłumaczenia utworów. Spotkania kierujemy do wytrawnych melomanów, którzy wiedzą co chcą usłyszeć.
Które z dotychczasowych prezentacji spotkały się z największym zainteresowaniem?
– Muzyka Jean Michela Jarre’a, Pink Floyd, Vangelisa. W tym roku będą Beatlesi i John Lennon oraz śpiewające panie z nurtu soul Céline Dion i Sade – mam nadzieje, że propozycje się spodobają. Spotkania odbywają się raz w miesiącu, najbliższe, 18 września. Zapraszamy, wstęp jest bezpłatny. Cykl robimy to z miłości do muzyki, nikt z nas nie pobiera za to żadnych gratyfikacji. W OPK „Gaude Mater” jest to robione non profit, niemniej jednak, gdyby ktoś z przedsiębiorców chciałby naszą prezentację wykorzystać komercyjnie, jesteśmy otwarci na współpracę.
Dziękuję za rozmowę
fot: Waldemar Deska
URSZULA GIŻYŃSKA