Teatr czasem daje powody, żeby wyjść


Najnowszy spektakl pt. „Sprzedawcy gumek” w reżyserii Andrzeja Bartnikowskiego, który wystawiono na deskach częstochowskiego Teatru im. Adama Mickiewicza, w opinii wielu obserwatorów, wydaje się być wystarczającym tego powodem.

O sztuce izraelskiego dramatopisarza Hanocha Levina mówiło się, że będzie prowokująca i łamiąca tabu, choćby ze względu na tytułowe gumki (które miały być tylko pretekstem do głębszej analizy) i stricte seksualną treść (jako część działań artystycznych). Wątpliwości wzbudza jednak miejsce, gdzie taką sztukę się pokazuje. Bo na ile wypada być obscenicznym na deskach teatru, przestrzeni szczególnie wrażliwej na przekraczanie granic, zwłaszcza tych, normalizujących ludzką seksualność?
Wizja reżysera, w której nie brak epatowania sprośnościami, nie tylko koneserów teatru, także zwykłego odbiorcę, zwyczajnie odpycha, bo jest intelektualnie niska. I trudno się z tym nie zgodzić, kiedy momentami staje się pomysłem wulgarnym i schodzi z pewnego poziomu, atakując ekspresją niezbyt twórczą i ciekawą. Mimowolnie na dalszy plan przesuwa się warstwa refleksyjna „interesownej miłości, złych inwestycji życiowych i byle jakiego pożądania”, przyćmiona po trosze przeświadczeniem, że odbiorca zaakceptuje wszystko, co mu się zaserwuje do konsumpcji.
Najlepszą recenzją są ostatnie słowa sztuki „trójka bohaterów truła nam dwie godziny o swoim życiu tak, jakby było w nim coś, czego nie znamy”, bo ze wzruszeń pozostaje tylko wzruszenie ramion.

ZDJĘCIE: Piotr Dłubak

JD

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *