Nieopodal rynku w podczęstochowskim Olsztynie stoi niepozorna, radosna pastelowymi barwami chatyna wielce stara. Trudno domyśleć się, że właśnie w niej kryje się dzieło życia Jana Wewióra, które tworzy od przeszło 20 lat.
To jest szopka.
Nieopodal rynku w podczęstochowskim Olsztynie stoi niepozorna, radosna pastelowymi barwami chatyna wielce stara. Trudno domyśleć się, że właśnie w niej kryje się dzieło życia Jana Wewióra, które tworzy od przeszło 20 lat.
To jest szopka. Inna od wszystkich: krakowskich, żywieckich i bieszczadzkich. Ta szopka ogarnia dzieje człowieka od zarania naszego istnienia. Od Adama i Ewy, narodzenia Jezusa Chrystusa, do współczesności. Do czasów pontyfikatu Jana Pawła II. Sąsiadują w szopce ze sobą wielkie nowoczesne budynki z kurnymi chatkami, z wiatrakiem, młynem, kuźnią, zagrodami wiejskimi. Są w niej postacie świętych i proroków. Na nieboskłonie miga setki gwiazdek i pełno tam aniołów. Wśród nich ten, co zwiastował Pannie Maryi, i ten, który pasterzom mówił. Jest to synteza ludzkiego rodzaju, naszych radości i cierpień, naszej historii, widzianej przez pryzmat Bożego ładu moralnego. Dekalogu.
Setki małych, malutkich i większych postaci różnych profesji, różnych powołań, różnych talentów, wyrzeźbionych przez Jana Wewióra. Tytaniczna praca w ciągu ponad 20 lat. Ale to przecież nie tylko praca. To pasja, natchnienie i wizja, której – jak mówi Wewiór – końca nie widać i chyba nie będzie.
– Staram się nie ujmować szopki tylko jako momentu samego Bożego Narodzenia. To dla ludzkości absolutnie moment przełomowy w jej dziejach. Ale rodzą się pytania: przecież Chrystus urodził się jako Bóg-Człowiek, by odkupić nas przez swoją śmierć. Więc dlaczego ten świat jest i był taki okrutny? Dlaczego mordowaliśmy się i mordujemy? Dlatego centralnym jakby punktem mojej szopki jest drzewo. Drzewo dobrego i złego. I jabłko. Symbol grzechu pierworodnego. I wszystko, co dzieje się potem, dzieje się jakby pod tym drzewem. Cały czas toczy się walka dobra ze złem – mówi autor szopki.
W samym centrum tej panoramy-szopki człowieczego losu, jest stajenka. Tradycyjna, ze Świętą Rodziną, z pastuszkami, trzema królami, bydlętami. Ale obok św. Józefa stoi mały chłopiec z bębenkiem. Takiego wtedy nie było?
– To proszę pana alegoria. Symbol. Ten mały dobosz to mały Karol Wojtyła. To był dla mnie najtrudniejszy element tematyczny. Jak pokazać wielkość dzisiejszego Ojca Świętego Jana Pawła II w szopce, przy Świętej Rodzinie. Ująłem to w dwu postaciach. Pierwsza to chłopiec. Trzyma pałeczki i gra na bębenku. Tak dawniej szli dobosze na czele armii. Dodawali odwagi do boju żołnierzom. Czyli mały Karol jest doboszem dobrej nadziei dla ludzkości. Dobrej Nowiny. Na doboszy najzacieklej polował wróg, żeby przeciwnik zagubił się, stracił wiarę, zatrwożył się, popadł w panikę. Wróg chciał zabić dobosza. Uciszyć go. Na placu św. Piotra 13 maja 1981 roku Ali Agca strzelał do Jana Pawła II. Chciał go zabić. I wtedy skojarzyłem tę sytuację z położeniem dobosza. Papież Jan Paweł II jest przecież doboszem prawdy Bożej i Wiary. Jest też na rozległościach tej szopki postać współczesna Jana Pawła II w otoczeniu aniołów, stróżów Jego – opisuje Jan Wewiór.
Pan Jan “ubiera” też świętych w pracę. Oto na przykład św. Łukasz Ewangelista w jednym z zakątków szopki trudzi się z pędzlem nad deską stołu. Maluje na tej desce obraz Matki Boskiej Jasnogórskiej, Matki Boskiej Częstochowskiej.
– Jestem od wielu lat mieszkańcem Częstochowy. Dlatego jest w mojej szopce św. Łukasz malujący Matkę Boską. Mówią ludzie, że w Częstochowie nic się nie dzieje. Rzeczywiście nic się nie dzieje. Ale ja mam tu Jasną Górę. Mam Obraz Cudowny. Tam nabieram sił w chwilach zwątpienia. Dlatego też Matka Boża u mnie w szopce jest szczęśliwa. Pragnąłem, aby jej oczy niosły ze sobą macierzyńską miłość. Żeby każdy zwiedzający miał uczucie, że to jest jego Matka. Że ona się troszczy. Że się nie obraża jak jesteśmy niefrasobliwi, nieposłuszni, ale ciągle jak Matka Najlepsza nieustannie napomina, ostrzega, przestrzega. I ja tę pełnię macierzyńskości chciałem w Jej oczach uchwycić. Ale w oczach Maryi widać też cierpienie matczyne, bo wie, że Jej syn będzie Odkupicielem naszym przez swoją śmierć na krzyżu – mówi pan Jan.
Jan Wewiór zarzeka się, że będzie swoją szopkę rozbudowywał. Jej budowa od ponad 20 lat jest jego modlitwą. – Tak oddaję się tą pracą Maryi i Bogu – stwierdza z przekonaniem.
Od rana do późnego wieczora, dzień w dzień Jan Wewiór jest w swojej szopce – panoramie losów człowieka w świecie Bożego ładu. Zapamiętale rzeźbi kolejne postacie. Trafiają do niego, do szopki żywej, szopki nad szopkami, grupy pielgrzymów zmierzających na Jasną Górę, zaglądają ciekawscy turyści. A pan Jan, odkładając dłuto, z radością i zapałem opowiada wszystkim, co się dzieje w szopce, nad którą końca pracy nie widać.
PIOTR PROSZOWSKI