Ośmioro studentów kierunku malarstwo w Instytucie Plastyki Akademii im. Jana Długosza 20 lutego w Konduktorowni, siedzibie Zachęty, zaprezentowało prace dyplomowe ze specjalizacji dodatkowej – litografii. Ekspozycję można oglądać do 6 marca.
Marta Budziszewska, Łukasz Gawron, Marcin Jakubczak, Magda Jasińska, Piotr Migza, Leszek Paszkowski, Damian Wilk i Olga Żakowicz przez dwa i pół roku tajniki litografii odkrywali pod kierunkiem prof. Krystyny Szwajkowskiej. Technika zauroczyła ich. Jak się wyrazili – choć jest trudna, poprzez swoją plastyczność i wielość środków wyrazu, daje wiele satysfakcji artystycznych. Dowodem wielowymiarowości litografii są zaprezentowane prace w Zachęcie, różnorodne w formie i treści.
– Studenci mieli do wyboru dwie dodatkowe, ale obowiązkowe, pracownie – litografię i scenografię (prowadzi dr Marian Panek – przyp. red.). Kierunek kończy się pracą zaliczeniową, postanowiliśmy jednak pokazać dorobek szerszej publiczności, by skonfrontować wartość prac z oceną odbiorcy – mówi profesor Krystyna Szwajkowska.
Jak studenci argumentowali wybór Pani pracowni?
– Zapewne, gdy podejmowali decyzję, nie za bardzo zdawali sobie sprawę z tego czym jest litografia, co tak naprawdę ich czeka i jak trudne to doświadczenie. Litografia wystawiła ich na dużą próbę cierpliwości i wytrwałości, wiele nieudanych odbitek, rysunków wylądowało w koszu, ale nauczyli się.
– Jakie mają refleksje po zakończeniu kształcenia?
– Cieszą się, że zdecydowali się na wybór litografii. Potwierdzają, że jest to bardzo plastyczna technika w naturalny sposób uzupełniająca malarstwo.
A jak Pani profesor ocenia swoich studentów?
– Jestem z nich bardzo zadowolona, wykazali się dużym talentem artystycznym i wiem, że polubili litografię.
Jaki wykazali poziom?
– Myślę, że on nigdy nie jest równy na początku, ale za czasem się wyrównuje, bo zwykle studenci podążają ku najlepszemu ze swojej grupy. Na początku były kryzysy, niektórzy wątpili, chcieli przerwać, ale były to chwilowe załamania. Tak zdarza się często, znam to z wieloletniego doświadczenia pedagogicznego. Nie raz, gdy nieudana odbitka lądowała w koszu słyszałam: „ja już więcej tej litografii robić nie będę”, ale później przychodzi czas na miłość. To następuje w momencie – i to jest fascynujące w pracy dydaktycznej – kiedy student zaczyna rozumieć, co się dzieje na kamieniu. Zwykle jednak, by to nastąpiło muszą minąć przynajmniej dwa semestry. Wówczas otwiera się cała gama możliwości, studenci osiągają swobodę wypowiedzi artystycznej i z większą wyobraźnią pracują. Muszę jednak powiedzieć, że dotyczy to tych, którzy w sposób poważny i z szacunkiem odnoszą się do kamienia. To może śmiesznie brzmi, ale chodzi o respekt do wszystkich reguł technologicznych.
URSZULA GIŻYŃSKA