W ostatnich tygodniach znowu oberwało się politykom PiS, tym razem za próbę wprowadzenia zmian do kodeksu karnego. Próbę zresztą nieudaną, przegraną w głosowaniu dwoma głosami, którą obserwowała polska opinia publiczna, w przeważającej części popierająca starania polityków, domagających się zaostrzenia kar wobec osób dopuszczających się przestępstw.
Ciężkich przestępstw, trzeba koniecznie dodać, co było pomijane, najprawdopodobniej świadomie przez komentatorów, przyglądających się działaniom posłów Prawa i Sprawiedliwości. Jakoś tak się złożyło, że w relacjach z Sejmu nie specjalnie interesowano się tym, co w proponowanej nowelizacji Kodeksu karnego, naprawdę było istotne. Nikt też nie silił się, by wytłumaczyć co nowego zmiany w kodeksie wprowadzą.
Tymczasem PiS zaproponował przede wszystkim istotne zaostrzenie kar za przestępstwa popełnione przeciwko życiu, zdrowiu, wolności, za gwałt ze szczególnym okrucieństwem, porwanie dla okupu, uprowadzenia czy też akty terrorystyczne. Jak mówili wnioskodawcy: kary powinny być sprawiedliwe, czyli odpowiadać winie sprawcy, odstraszać niebezpiecznych przestępców od popełnienia kolejnych przestępstw i izolować tych, którzy nie rokują poprawy.
Jeżeli chodzi o konkrety to Klub Parlamentarny Prawa i Sprawiedliwości, a za nim specjalna podkomisja do spraw kodeksów karnych, zaproponowali zaostrzenie kar. Na przykład za zabójstwa, dokonane ze szczególnym okrucieństwem miało nastąpić podwyższenie kary z dolnej granicy dwunastu lat do kary wymierzonej od lat dwudziestu aż do “bezwzględnego dożywocia”, czyli bez możliwości opuszczenia zakładu karnego. Analogiczne zaostrzenie kary miało również nastąpić w przypadku bestialskiego gwałtu, czy pobicia ze skutkiem ciężkiego uszkodzenia ciała lub doprowadzenia do śmierci ofiary. W tych przypadkach kara pozbawienia wolności podniesiona została by średnio z poziomu kilku zaledwie lat do kilkunastu, w zależności od tego o jakim konkretnym wypadku byłaby mowa. Surowej karze podlegałyby rozboje, porwania w celu przymuszania do uprawiania prostytucji i akty terrorystyczne, za co można by było “zarobić” nawet do 25 lat więzienia.
Nie wiem dlaczego te rozwiązania nie spodobały się naszym oświeconym elitom politycznym, które nie podjęły praktycznie tematu, tylko dawaj jęły się wyżywać na propozycji wprowadzenia kary śmierci, która pewnie w praktyce nigdy nie byłaby orzeczona, bo już sama procedura jej orzekania, zaproponowana przez PiS, była tak skomplikowana, że służyłaby tylko jako straszak dla najbardziej okrutnych bandytów. Choć może śmiesznie to zabrzmi, jednak serce rosło jak najsławniejsi agnostycy w Polsce, z prezydentem Kwaśniewskim na czele, cytowali jednym tchem słowa Ojca Świętego i wersety traktatów europejskich dowodząc, że najwięksi nam współcześni myśliciele przeciwni są stosowaniu kary śmierci.
Natomiast, delikatnie mówiąc, mdliło mnie, kiedy czytałem felietony autorów kreujących się na wielkie autorytety moralne, którym opisywana inicjatywa ustawodawcza, przywodziła do głowy jeden tylko prymitywny wniosek, że oto skoro PiS chce nowelizować Kodeks karny, to znaczy, że PiS jest “partią stryczka”.
Nic dodać, nic ująć. Niech może wielcy publicyści porozmawiają z tymi, nad których losem na łamach swoich gazet na co dzień się wzruszają: z ofiarami rozbojów, gwałtów czy porwań dla okupu. Niech te osoby wypowiedzą się na temat tego, czy warto zmienić polski Kodeks karny.
ARTUR WARZOCHA