Nowa premiera częstochowskiego teatru “Iwona księżniczka Burgunda” według sztuki Witolda Gombrowicza, to na trzech płaszczyznach – reżyserskiej, aktorskiej i muzycznej – udana realizacja.
Nowa premiera częstochowskiego teatru “Iwona księżniczka Burgunda” według sztuki Witolda Gombrowicza, to na trzech płaszczyznach – reżyserskiej, aktorskiej i muzycznej – udana realizacja.
Filip książę, następca tronu (Waldemar Cudzik), wbrew rozsądkowi i naturze, oświadcza się przypadkowo napotkanej w parku dziewczynie – brzydkiej, milczącej i apatycznej. Już sam fakt wzbudza zamieszanie, które nasila się z chwilą zamieszkania Iwony (Agata Ochota-Hutyra) w pałacu. Jej niezmienna postawa – kompletna obojętność i wyizolowanie wytrąca mieszkańców dworu z równowagi, drażni i w końcu wyzwala z pamięci głęboko skrywane grzechy, uwidacznia najskrytsze tajemnice, kompleksy. Do pałacu wkrada się chaos i rozkład moralny. Filip zdradza narzeczoną z damą dworu – Izą (Agnieszka Łopacka), król (Marek Ślosarski) wszczyna awantury królowej (Małgorzata Marciniak). Cały ład i wypracowane normy i obyczaje pałacowe wymykają się spod kontroli. Narastające napięcie powoduje, że wszyscy planują pozbyć się narzeczonej. Do aktu zbrodni dochodzi podczas uroczystości zaręczynowych.
Reżyser Katarzyna Deszcz, z powodzeniem, zrealizowała dobry spektakl – dynamiczny, wartki i nie pozbawiony humoru. Częstochowscy aktorzy stworzyli udane kreacje, doskonale wpisując się w konwencję gombrowiczowskiego absurdu. Najlepiej zaprezentowali się: Małgorzata Marciniak, Marek Ślosarski, Waldemar Cudzik i Antoni Rot (Szambelan), ale i nie gorzej pozostali: damy/ciotki – Iwona Hołuj i Czesława Monczka, Cyprian – Adam Hutyra i Agnieszka Łopacka. Dopełnieniem całości jest muzyka Nigela Pipera (twórcy oprawy muzycznej do 10 przedstawień w Scarlet Theatre w Londynie) i oszczędna scenografia Andrzeja Sadowskiego (aktora, scenografa, reżysera i dramaturga).
W tej sztuce najważniejszy jest tekst, tylko pozornie niedorzeczny, i tego twórcy spektaklu nie zagubili, co okazuje się być największą wartością przedstawienia.
Boć przecież Gombrowicz, mistrz literatury pozornego bezsensu, za pomocą wcale nie pozbawionych sensu słów demaskuje powszechne zakłamanie i obłudę. Indywidualność i inność nie są powszechnie akceptowane, wzbudzają niepokój i zazdrość. Trzeba mieć silną osobowość, by nie ulec kołtunerii i hipokryzji, by zachować własną tożsamość lub założyć maskę, grać dwulicowca. Bycie nonkonformistą nie jest proste, często prowadzi to do zguby, tak jak doprowadziło Iwonę.
Po spektaklu nie obyło się bez powinszowań i kwiatów, niestety z przykrym akcentem. Dość dziwnie zabrzmiało w ustach prezydenta Tadeusz Wrony stwierdzenie: “wreszcie mamy ambitny, dobry teatr”, przekreślające grubą krechą cały dotychczasowy dorobek częstochowskiego przybytku Melpomeny. Publiczne deprecjonowanie wcześniejszych sukcesów byłych dyrektorów, pracy całego zespołu aktorskiego jest, zwłaszcza w wykonaniu włodarza miasta, co najmniej przykre i nieeleganckie.
URSZULA GIŻYŃSKA