Ponad półtora roku od objęcia stanowiska wicedyrektora ds. artystycznych w Teatrze im. A. Mickiewicza Piotr Machalica kazał czekać częstochowskiej publiczności na przedstawienie z jego udziałem, przygotowane specjalnie dla niej. Cierpliwość popłaciła.
„Mały światek Sammy Lee” jest drugim monodramem, z jakim w swojej karierze aktor zdecydował się zmierzyć. Zaprezentował się wyśmienicie, swoją grą zapełnił całą scenę, nie pozostawiając żadnych niedociągnięć, niedopowiedzeń. Jego kreacja cynicznego darmozjada, jakim niewątpliwie jest tytułowy bohater, jest pełna, a przy tym bardzo naturalna. Nie ma przerysowywania, zbędnych, farsowych wstawek, a także nadmiernego dramatyzmu. Dzięki temu otrzymujemy postać z krwi i kości, a przedstawiane zdarzenia możemy bez problemów umiejscowić w rzeczywistym świecie, wyobrazić sobie całą sytuację. W dodatku o ponadczasowym charakterze (oryginalny tekst Kena Hughesa „Sammy” powstał w 1958 r.).
Historia opowiada dzień z życia mężczyzny, który stałą pracę uważa za głupotę – woli szukać szczęścia w dorywczych zajęciach i na wyścigach konnych. W końcu przegrywa kolejny zakład, a na następny kredyt bukmacher się nie zgadza. W dodatku żąda natychmiastowej spłaty całego zadłużenia, pod groźbą nasłania na Sammyego bandytów. Zaczyna się nerwowy wyścig z czasem, przez którego większość główny bohater nie wzbudza sympatii – kłamie, puszcza na wiatr czułe słówka, mydli kontrahentom oczy. Jednak na zakończenie tego „maratonu” o dwieście funtów czeka się z niecierpliwością. Po czym pozostaje się z pytaniem – czy warto być graczem, liczyć zawsze na łut szczęścia?
Siły częstochowskiej realizacji dopełnia reżyseria, opracowanie muzyczne i scenografia Anny Kękuś-Poks. W szczególności ten ostatni element wydaje się być wyjątkowo dopracowany – na scenie nie ma zbędnych elementów, wszystko do czegoś służy. Ciekawostką jest, że głos sprawozdawcy radiowego, relacjonującego konny wyścig, podłożył znany komentator sportowy Włodzimierz Szaranowicz.
Łukasz Giżyński