W ubiegłym roku autorska galeria Jerzego Dudy-Gracza, mieszcząca się w Galerii Lonty-Petry, miała swój jubileusz 10-lecia. Jakie będą jej dalsze losy po śmierci artysty? – Teraz, kiedy artysta nie żyje, taka galeria już nie ma racji bytu. Co stanie się z pracami Dudy-Gracza na razie nie wiadomo. Ich dysponentami są żona i córka malarza i to one podejmą jakieś decyzje w tej kwestii – mówi Roman Lonty. A dzieła Dudy-Gracza trafią najprawdopodobniej do Muzeum Narodowego.
SL – Ja poznałam Jerzego w latach 70-tych, chyba w roku 1972, gdy wróciłam po studiach do Częstochowy. Mój mąż znał go od dawna, niemal od czasów dzieciństwa. Jurek zawsze był dla mnie kimś ważnym, był wspaniałym artystą, wrażliwym, wyjątkowym, choć trudnym człowiekiem.
RL – Uczyliśmy się razem w Liceum Sztuk Plastycznych w Częstochowie, byliśmy w tej samej klasie, razem zdawaliśmy maturę. Potem nasze drogi się rozeszły, ja pojechałem na studia do Gdańska, on do Katowic. Już jako młody człowiek wykazywał niebywałą aktywność, zawsze powodował ferment twórczy, stwarzał specyficzną atmosferę, malował, pisał, działał w teatrzykach, miał bzika na punkcie sztuki. Posiadał niezwykłą zdolność obserwacji, taki szczególny dar widzenia jakby przez lupę, a właściwie jak w krzywym zwierciadle. I był świetnym gawędziarzem, opowiadaczem, czynił to słowami a przede wszystkim obrazami. Fascynował go świat konkretu, był w pewnym sensie spadkobiercą malarskiej tradycji Młodej Polski, nie znosił nowinek plastycznych, był zatwardziałym tradycjonalistą “chorym na Polskę”.
Kluczem do zrozumienia go jako artysty i człowieka zarazem, jest wg mnie to, że mógł malować dobre obrazy tylko wtedy, gdy wpadał w stan wielkiego, emocjonalnego napięcia, on taki stan wręcz stwarzał, bo poszukiwał specyficznych miejsc, ludzi, prowokował sytuacje, że wokół niego “wrzało”; kiedyś walczył z cenzurą, całe życie z krytyką artystyczną, atakował świat dewocji, kleru, zachowywał się skrajnie, był zawsze “pod prąd”.
Jurek nade wszystko kochał sztukę. Dla sztuki gotów był poświęcić bardzo wiele, w stosunku do siebie potrafił być niezwykle wymagający, był tyranem i tytanem pracy, jego pracowitość była niewyobrażalna, do upadłego… Całe życie doskonalił warsztat, kiedyś jeden obraz potrafił malować miesiącami, natomiast pod koniec życia malował szybko, śpieszył się.
Jako osoba popularna, nie miał łatwego życia; setki wizyt, telefonów, próśb, w domu nie mógł przez to pracować. Za namową Sabiny zaczął brać udział w plenerach, odkrył ich uroki, często na nie wyjeżdżał, wtedy przez miesiąc odcinał się od wszystkiego, izolował, bo kiedy wpadał w trans, nic nie istniało, tylko sztuka i praca. Potem wracał do domu, załatwiał różne sprawy, a trzeba podkreślić, że był niesamowicie pedantyczny, poukładany, świetnie zorganizowany.
SL – Jego ulubione zakątki, gdzie najchętniej jeździł, to miejsca odludne, ubogie, zapadłe wioski na krańcach Polski. Szukał klimatu gminnej prowincjonalności, wybierał świadomie punkty peryferyjne, kresowe. Chętnie przebywał w Biłgoraju, Łagowie, w Kamionie, we wsi Brzegi w Tatrach, w różnych urokliwych Gorajcach, Topólczach, Wywłoczkach… Próbował malować za granicą, ale to mu nie wychodziło, nie czuł tego po prostu, w ogóle to nie cierpiał podróżować, nie znosił sklepów, robienia zakupów, ubrania kupowała mu żona…
RL – Związki Jurka z Częstochową były silne, tu się urodził, spędzone tutaj dzieciństwo i lata młodości wywarły wielki wpływ na jego osobowość i przyszłą twórczość. Wielu uważało, że przez całe lata opluwał to swoje miasto, a to nieprawda, on je kochał, to było najbliższe mu miejsce, z którym się identyfikował, do którego powrócił poprzez swoją galerię autorską.
SL – Bywał u nas często, nie był gościem wymagającym, potrzeby miał skromne, lubił swojskie jedzenie, np. smalec ze skwarkami, miał słabość do słodyczy, rano pił zawsze kawę rozpuszczalną bez mleka. Prowadziliśmy długie rozmowy o sztuce i życiu, Jerzy był urodzonym gawędziarzem, język miał żywy, barwny, dosadny, celnie formułował myśli. Posiadał ogromną wiedzę z różnych dziedzin, może z wyjątkiem nauk ścisłych.
Był człowiekiem życzliwym, jeśli tylko mógł pomóc, robił to. Dla przyjaciół był autorytetem, dla nas wspaniałym człowiekiem oraz artystą wielkiego formatu.
Halina Piwowarska