Czy to możliwe, że w dzisiejszej Unii Europejskiej, która tak ochoczo staje w obronie praw mniejszości, wciąż istnieje jakaś grupa, której płaczu nikt nie słyszy? Owszem, i to całkiem pokaźna: dzieci umieszczane w zagranicznych rodzinach zastępczych.
Wspólna odpowiedzialność
Do tego, jak wielką tragedią jest dzieciństwo przeżywane bez domu pełnego miłości rodziców nie trzeba nikogo przekonywać. Nikt z nas nie ma również wątpliwości, że dzieci tak wcześnie i tak ciężko dotknięte przez los powinny być otoczone szczególną troską, która uchroni je przed kolejnymi wstrząsami. Tymczasem w Unii Europejskiej wciąż brak skutecznych przepisów, które w razie konieczności umieszczenia dziecka w rodzinie zastępczej gwarantowałyby mu pobyt w środowisku zbliżonym do rodzinnego pod względem języka, religii czy kultury. A przecież odpowiedzialność za wypracowanie rozwiązań, które należycie chronić będą najmłodszych spoczywa właśnie na nas — dorosłych.
Historie pełne cierpienia
Przystąpienie Polski do Unii Europejskiej otworzyło przed nami wiele nowych możliwości. Według oficjalnych danych w samej Wielkiej Brytanii mieszka blisko 800 tys. Polaków, w Niemczech prawie 700 tys. — a to tylko początek długiej listy. W tak licznej grupie zdarzają się też sytuacje trudne, wiążące się z dramatem, jakim jest odbieranie dzieci przez zagraniczne instytucje opiekuńcze. Zarówno podczas sprawowania mandatu posła na Sejm, jak i dziś w Parlamencie Europejskim, trafiają do mnie prośby o wsparcie prawne w takich sprawach. To niezwykle skomplikowane historie, w które zaplątane bywają zarówno osoby uzależnione, jak i ludzie, którzy po prostu mieli trudności z odnalezieniem się w nowym kraju, czy też będące efektem nieuzasadnionego działania instytucji opiekuńczych czasem wręcz opresyjnych względem dziecka jak i jego rodziców. Jedno jest jednak w tych sprawach wspólne: cierpienie dziecka bardzo często przeplata się w tych historiach z bezdusznością zagranicznych urzędników. Podczas wysłuchania publicznego, które współorganizowałam w Brukseli razem z wiceprzewodniczącym PE Ryszardem Czarneckim oraz wiceministrem sprawiedliwości Michałem Wójcikiem, odniosłam się do moich doświadczeń.
Urzędnicza bezmyślność
Niestety, szokującym standardem urzędów, takich jak niemieckie Jugendamty, norweski Barnevernet czy działające w Wielkiej Brytanii Social Services, jest przekazywanie dzieci, które odebrano rodzicom, do rodzin zastępczych innej narodowości. Nowi opiekunowie nie tylko nie znają ojczystego języka swojego podopiecznego, lecz często starają się wpoić mu własne wzorce kulturowe. Prowadzi to do sytuacji takich, jak ta w Wielkiej Brytanii, gdzie chrześcijańskie dziecko trafiło do muzułmańskiej rodziny zastępczej, która zadecydowała o… zmianie jego wyznania. Tymczasem art. 20 Konwencji o Prawach Dziecka wyraźnie stwierdza, że kierując dziecko do rodziny zastępczej należy uwzględnić kwestie takie jak jego tożsamość etniczna, religijna, kulturowa oraz językowa. Tylko w ten sposób możliwe jest zapewnienie dziecku bezpieczeństwa nie tylko fizycznego, lecz także psychicznego i emocjonalnego.
Prawo, które nie chroni
Pomimo jednoznacznego brzmienia Konwencji, jej stosowanie w UE napotyka dziś na poważne trudności. Choć teoretycznie Konwencja obowiązuje we wszystkich państwach członkowskich, w praktyce przepływ informacji o odebraniu dziecka rodzicom był dotychczas znikomy. Polskie Ministerstwo Sprawiedliwości (o ile w ogóle) dowiaduje się o toczącym postępowaniu bardzo późno, gdy sprawa trafia do sądu, a dziecko już dłuższy czas — czasem nawet kilka lat! — przebywa w rodzinie zastępczej. Na początkowym etapie sprawy, gdy dziecko interwencyjnie odbierane jest rodzicom, urzędy socjalne zazwyczaj nie zadają sobie trudu, aby oszczędzić mu dodatkowego stresu związanego z umieszczeniem w zupełnie obcym kulturowo środowisku. A przecież trauma, którą wywołuje taka sytuacja, zostawia w psychice dziecka trwały ślad. Potrzebę zmian w obowiązującym prawie podkreślali biorący udział w wysłuchaniu prelegenci: wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik, sędzia Leszek Kuziak, a także prof. Halina Grzymała-Moszczyńska z Uniwersytetu Jagiellońskiego, Birgitte Beelen, psycholog dziecięca z Holandii oraz dr Kornél Tóth reprezentujący rząd Węgier.
Na rzecz bezbronnych
Właśnie z tego powodu Polska wspólnie z pozostałymi krajami Grupy Wyszehradzkiej zaproponowała poprawkę do obowiązującego w UE rozporządzenia o jurysdykcji, uznawania i wykonywania orzeczeń w sprawach małżeńskich i rodzicielskich (tzw. rozporządzenie Bruksela II bis). Zmiana, którą popierają także Rumunia, Łotwa i Bułgaria, przewiduje wprowadzenie do prawa UE rozwiązań gwarantujących sprawny i jak najszybszy przepływ informacji o odebraniu dziecka innej narodowości do kraju jego pochodzenia. Jak podkreślałam w moim wystąpieniu podczas wysłuchania publicznego — „Nadrzędną kwestią, która nas wszystkich łączy jest zadbanie o takie regulacje i przepisy, które będą zapewniały bezpieczeństwo dziecku. To nas łączy ponad podziałami politycznymi i narodowymi. To jest transgraniczne marzenie tych, którym na sercu leży dobro dzieci”.
Jadwiga Wiśniewska