PREMIERA W TEATRZE. „Czyż nie dobija się koni?”


Na swój „debiut” w częstochowskim Teatrze im. Adama Mickiewicza nowa dyrektor artystyczna Magdalena Piekorz wybrała amerykańską powieść „Czyż nie dobija się koni?” Horace’a McCoya, uznaną przez krytyków i europejskich pisarzy za pierwszą amerykańską powieść egzystencjalną. W inscenizacji wzięło udział ponad pięćdziesiąt osób – wystąpił cały zespół aktorski oraz zaproszeni tancerze Teatru Tańca Włodzimierza Kucy, a na żywo zagrał częstochowski zespół jazzowy „Five O’Clock”.

Powieść „Czyż nie dobija się koni?”, napisana w latach 1932–1933 i opublikowana w dwa lata później, to pierwsza z pięciu powieści McCoya. Krytycy przyjęli ją entuzjastycznie, jednakże w Ameryce książka nie była znana. Dopiero w Europie, a szczególnie we Francji, wywołała kilka lat później wielkie zainteresowanie. Malraux, Gide, Sartre i inni uznali ją za pierwszą amerykańską powieść egzystencjalną, a jej autora stawiali na równi z Hemingwayem i Faulknerem. Sukces powieści w Europie stał się przyczynkiem jej wznowienia w Stanach Zjednoczonych w roku 1946. W 1969 roku Sydney Pollack dokonał ekranizacji tej powieści, która przekazuje ponadczasowe wartości
Akcja dzieje się w Ameryce w latach 30., czasie Wielkiego Kryzysu. Bieda i głód skłaniają ludzi do udziału w wyczerpujących, trwających nawet kilka tygodni maratonów tańca. Przyjeżdżający do Hollywood ludzie szukają tu szczęścia i realizacji marzeń. Biorą udział w maratonach, są one bowiem okazją do pokazania siebie wielkiemu show biznesowi.
Reżyser Magdalena Piekorz dała widzom przedstawienie poruszające, energetyczne, niezwykle dynamiczne. Taneczny show uczestników maratonu, gdzie nagrodą dla zwycięskiej pary jest 1500 dolarów, staje się swoistym danse macabre. Totalnie wyczerpującym, prowadzącym do psychicznej zagłady, a jednocześnie mającym dwa oblicza. Z jednej strony nakręcająca spirala emocji wysysa pierwiastek człowieczeństwa. Uczestnicy jak rozpędzone konie gnają przed siebie, by zwyciężyć, depcząc innych, swoich konkurentów. Z drugiej strony w tej otchłani bezwzględności wyzwala się iskra empatii, zrozumienia, litości.
Na scenie obserwujemy zmagania Glorii (Hanna Zbyryt), marzącej o zrobieniu kariery aktorskiej i Roberta (Adam Machalica), który chce zostać reżyserem. Są także niespełniona, prowincjonalna aktorka Alice (Sylwia Warmus), której partneruje cyniczny George (Waldemar Cudzik), ciężarna Ruby (Marta Honzatko ) i jej mąż James (Maciej Półtorak), który bez skrupułów zachęca żonę do udziału w krwawym show. I wreszcie Lucy (Teresa Dzielska) i Marynarz Frank (Antoni Rot) – oboje ambitni i wrażliwi, Vee (Robert Rutkowski) i Mary (Agnieszka Łopacka), Geneva (Sylwia Karczmarczyk) i Basil (Sebastian Banaszczyk), Rosemary (Iwona Chołuj) i Benny (Bartosz Kopeć). Stopniowo poznajemy ich motywacje, marzenia i potrzeby. To chęć wyrwania się z ubóstwa i apatii, zrobienie kariery, choćby chwilowe zaistnienie. I tańczą do granic wytrzymałości, do obłędu. Ten morderczy show prowadzi Rocky Gravo (Adam Hutyra), któremu organizacyjnie pomaga bezduszny Nickie (Marek Ślosarski). Maraton rozgrywa się na oczach spragnionej rozrywki widowni, podgrzewającej atmosferę, domagającej się igrzysk i spektakularnego upadku bohaterów. Tę aurę budują miedzy innymi: Czesława Monczka jako Pani Laydon, Michał Kula jako Maxwell, Małgorzata Marciniak (Pani Higby), Agata Ochota (Pani Wicher), Bartosz Kopeć (Duchowny Gary Maloney).
W akcję zostaje także wciągnięta zgromadzona w tatrze publiczność, co stwarza odczucie współuczestnictwa w spektaklu. Namacalnego odczuwania tego, co dzieje się na scenie. Ludzkiej tragedii, walki o przetrwanie, tęsknoty za marzeniami. To celowy zabieg reżyser.
– Nie chciałabym, aby widz zasiadający w teatralnym fotelu czuł się komfortowo. Chciałabym, aby miał poczucie, że jest świadkiem wszystkiego, co dzieje się na scenie, żeby poczuł wysiłek, zmaganie, pot i łzy bohaterów. To jest spektakl wielowymiarowy: o kondycji społecznej, o kondycji człowieka w ogóle, o tym, w jaki sposób człowiek mierzy się z sytuacją graniczną – podkreśla Magdalena Piekorz. Jak dodaje, o realizacji tego tekstu myślała od dawna, ale nigdy nie znalazła odpowiedniego zespołu. Dopiero poznanie aktorów częstochowskiego Teatru, ich potencjału stało się impulsem do podjęcia wyzwania.
Gratulując Pani Reżyser udanego entrée na częstochowskiej scenie, z utęsknieniem czekamy na podjęcie wyzwania zmierzenia się polską literaturą klasyczną.

URSZULA GIŻYŃSKA, FOT. ŁS

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *