Rozmowa z sędzią konkursowym, architektem Maciejem Piwowarczykiem z częstochowskiego Stowarzyszenia Architektów Polskich, współorganizatorem wystawy „Młodzi w Architekturze”, którą Muzeum Częstochowskie prezentowało w październiku br.
Młodzi architekci po raz drugi pokazali Częstochowie swoje pomysły…
– Zawód architekta jest zawodem, którzy wykonują inżynierowie, ale jego solą jest kreacja. Jak w każdej twórczości nowe pokolenie przynosi nowe pomysły, nowe spojrzenie na świat, nową, często krytyczną myśl. To inicjatywa młodych ludzi, my, starsi koledzy po fachu, przystaliśmy na to i udzieliliśmy pomocy. Uznaliśmy, że wystawa jest najlepszą formą prezentacji myśli młodych, którzy patrzą na świat inaczej. Prace pokazali na niej studenci i absolwenci różnych wydziałów architektury związani z Częstochową – tu urodzili się albo obecnie mieszkają. Warto zaznaczyć, że znakomita większość naszych architektów rozpierzchła się po kraju, wielu wyjechało za granicę.
Jak Pan ocenia widzenie świata młodych architektów, czy zmierza w dobrym kierunku?
– Trudno w ten sposób kategoryzować pracę architekta, choćby dlatego, że jak powiedziałem jest to twórczość, intencja poetica. Każdy uważa, że w kwestii urody jest ekspertem, a dobry obyczaj mówi: o urodzie i upodobaniu nie dyskutujemy.
Jednak osobną kwestią jest uroda w architekturze. Z mojego punktu widzenia budować trzeba dla kogoś, czyli dla współczesnego człowieka, dla współczesnych środowisk, modelu życia, sposobu funkcjonowania. Dlatego obawiam się oceniać, ale uznaję że projekty są interesujące, szczególnie spodobały mi się projekty cmentarzy, a dlatego że nie są uwięzione w klasycznym archetypie cmentarza – układu alejek i grobów. Podobnie jak nasz cmentarz komunalny wpisane są w pagórkowaty teren i wykorzystują tę okoliczność, wprowadzając niecodzienną formę, jak amfiteatr dla kolumbarium, czyli miejsca pochówku urn.
Jak Pan ocenia zmiany architektoniczne w Częstochowie?
– Architektura, to przedsięwzięcie, które wymaga pieniędzy. W związku z tym mam pewien kłopot zachwycić się – tak od razu, bezwarunkowo – tym co dzieje się w Częstochowie, choćby z tego powodu, że mamy przykłady miast w Polsce, które przeżywają niezwykle burzliwy i dynamiczny rozwój. Poza kategorią stawiamy Warszawę, gdzie przy ilości wydawanych pieniędzy, najmniej się zmienia. Chwalony jest Wrocław, z którego pochodzę, wyraźnie swoje oblicze zmienia Kraków, głównie ze względu na coraz lepszą funkcjonalność. Kraków trochę trwał w historii, jakby przeglądał się minionej świetności, bezdyskusyjnie był kolebką największej ilości architektonicznych obiektów, ważnych ze względu na dzieje w architekturę czy polityce. Są też miasta szczególnej urody ze względów kulturowych, jak Kazimierz czy Lublin. Częstochowa jest miastem relatywnie młodym, którego świetność datuje się na przełom XIX i XX wieku. Wtedy uzyskało dzisiejszą skalę i rozmach. Ale o ile wówczas można było mówić, ze względu na tempo rozbudowy, o rozmachu, to teraz mówimy o próbie poprawiania standardów życia w tym mieście, o próbie jak najskuteczniejszego adaptowania się do nowych wyzwań. Szczególnym wyzwaniem jest komunikacja. Każde miasto przeżywa walkę z tym związaną, jest to również bolący aspekt Częstochowy, który sensownie trzeba powiązać z architekturą. Ta sprawa wymaga ofiar, bo niektóre rozwiązania mogą pochłonąć obiekty architektoniczne.
Co Pan sądzi o przebudowie III Alei Najświętszej Maryi Panny?
– Tam nastąpiła zasadnicza zmiana, jeśli chodzi jakość tej przestrzeni. Pomijając kłopoty techniczne, każdy trzeźwo myślący widzi pozytywną zmianę. Inną kwestią jest czy wystarczająco dyskutowaliśmy na ten temat. Czy potrafiliśmy przewidzieć wszystkie następstwa tej zmiany, jak również wyzwania, które staną przed przyszłymi użytkownikami. Bo to jest pułap, cel, którzy stawiają sobie planiści czy budowniczowie miast. Oni zawsze muszą myśleć o następnych pokoleniach, bo wielkie przebudowy odbywają się raz na kilkadziesiąt lat i co najmniej dwa, trzy pokolenia będą zmuszone żyć w zaproponowanym obecnie układzie funkcjonalnym, estetycznym i formalnym. I o to trzeba się martwić.
Czy zatem władze powinny podjąć dyskusję z architektami nad wizją rozwoju miasta?
– Każda dyskusja ma swój sens i swoje znaczenie. Jeśli chodzi o Aleję była rozmowa, aczkolwiek pod presją szybko umykającego czasu. Uznano, że czasu jest zbyt mało i przyspieszono bieg wydarzeń. I być może dyskusja zatrzymała się zbyt wcześnie. Ale uważam że dyskusja powinna być nie tylko z architektami. Wypowiedzieć się powinni użytkownicy, mieszkańcy, handlowcy. Często mijamy się w dyskusji, brakuje porozumienia. Handlowca pytamy o architekturę, architekta o drogi, drogowca o fasady budynków. Gdybyśmy umieli lepiej kooperować – słowo może nie najpiękniejsze, ale oddające istotę problemu – osiągnęlibyśmy lepsze wyniki. Pod słowem „kooperować” rozumię konkretne, praktyczne działanie, które jest mierzalne w pieniądzach, metrach, kilogramach, tonach, przejeżdżających samochodach, wygodnie spacerujących mieszkańcach, turystach, które na koniec przekłada się na zachwyt. Nie każdy potrafi opisać to tymi parametrami, więc mówi prosto: podoba mi się, jest tu znakomity klimat. Na to składają się wszystkie nie popełnione błędy, bo jeżeli one się pojawiają, to mówimy: no, fajne, ale za długie, za ciemne, za chropowate, za błyszczące, itd.
Co Pan sądzi o obecnym budownictwie sakralnym? Czy nie jest ono zbyt surowe, zimne, nie oddające ducha religii katolickiej?
– A kto buduje kościoły? Parafie, pod przewodnictwem swoich proboszczów. Jeżeli uważamy, że nie spełniają one naszych oczekiwań, to jako członkowie parafii powinniśmy wypowiedzieć swoje zdanie.
Do takiego rozwiązania nakłoniliśmy parafian z Mirowa, gdzie w drodze konkursu wyłoniono projekt budowy tamtejszego kościoła. To jest jeden z lepszych projektów ostatnich lat, który w sposób najistotniejszy dotknął dylematu współczesnego projektowania kościołów – jak połączyć twardą budowlaną kwestię obiektu z sacrum. Tam architekt Romuald Legler zaprosił do rozstrzygnięcia tego sporu światło. Jak jest to świetne rozwiązanie, namacalnie będzie można się przekonać jak już kościół powstanie.
Czyli parafianie powinni mieć do wyboru kilka projektów i zdecydować o budowli w drodze konkursu?
– Oczywiście. Tak było w Mirowie. Ale taki system powinien dotyczyć wszystkich inwestycji, dobrym przykładem jest częstochowski cmentarz komunalny. Konkursy rozstrzyga się anonimowo i wtedy decyduje pomysł, a nie nazwisko.
Dziękuję za rozmowę.
URSZULA GIŻYŃSKA