Patrząc na nerwowe ruchy niektórych polityków prawicy można zabawić się we wróżkę i już dzisiaj przepowiedzieć im spokojny urlop polityczny, na który za parę miesięcy niechybnie się udadzą. Nie trzeba przy tym mieć ani daru jasnowidzenia, ani niezbędnych wróżom atrybutów, jak szklana kula, karty tarota, czy choćby pospolity czarny kot. Wystarczy tylko poszperać w rocznikach gazet z początku lat dziewięćdziesiątych. Gdy zagłębimy się w lekturę doznamy wrażenia “deja vu”, bo i sytuacja na prawicy jako żywo taka sama jak wówczas a i personalia niewielkiej uległy zmianie.
Bez bicia przyznam się, że mój sarkazm bierze się z goryczy, wynikającej z zaistniałej sytuacji, bo z formacją polityczną, którą wziąłem na tapetę wiele przeżyłem i jest mi bliska. Cóż, środowisko to płaci dzisiaj cenę za nieudolną pracę kilku amatorów, którzy na oczach całej Polski wzięli się za robienie wiosennych porządków przed jesiennymi zbiorami. Zimą większość polityków prawicy zapadła w niedźwiedzi sen. Oczywiście nie spali wszyscy pospołu. Paru zaiwaniało, bo ze snu zwolniło ich wykonywanie konstytucyjnych obowiązków. Kilku innych zimą napracowało się szczególnie, jednak cała para poszła w gwizdek, bowiem ogłosili rokosz. A gdy reszta, wraz z promykami pierwszego wiosennego słoneczka, przetarła zaspane oczy, zorientowała się, że paru kolegów pracuje już pod innym szyldem i świadczy usługi dla zupełnie innej klienteli…
Na niewiele się chyba dzisiaj zdają obietnice, że jak szybko zrobimy wiosenne porządki, to jesienią zbierać będziemy dorodne i soczyste owoce. Pomiędzy wiosną a jesienią jest jeszcze lato, a w tym roku dla polityków (czyt. dobrych gospodarzy) wcale nie oznacza to wakacji, tylko okres wytężonej pracy, czyli kampanii wyborczej albo żniw, jak kto woli. Jest co prawda paru takich, którzy już dzisiaj mogą planować długi i bezczynny urlop, bo nie wzięli udziału w wiosennym sprzątaniu. Mam tu na myśli Jana Rokitę i jego spółkę. Ci, co prawda, całą zimę snuli się jak duchy po korytarzach telewizji, ale bardzo późno zdecydowali się na to, z kim chcą w tym roku pracować. Efekt: brakuje dla nich stanowisk i zajęcia. Wiadomo, w Polsce jest duże bezrobocie, a sytuacja na rynku pracy nie przedstawia się różowo.
Inni już się między sobą zaczęli targować o to, który w czasie żniw będzie jeździł na traktorze, a który dowodził brygadą kombajnistów. Szkoda tylko, że targi przesłoniły im obraz własnego pola, które, jak się okazuje, leży cały czas odłogiem i nawet nie zostało w porę obsiane. Finał zapewne będzie taki, że cały park maszynowy, wraz z brygadami traktorzystów i kombajnistów, w czasie żniw będzie zasuwał na polu… Leszka Millera.
W tym wszystkim pocieszające jest to, że na tych porządkach świat się nie kończy, a na kilku frustratach nie kończy się cała formacja.
ARTUR WARZOCHA