Jadąc z Olsztyna w kierunku Częstochowy, tuż za rynkiem skręcamy w prawo. Tam mają być podczęstochowskie Palmiry, miejsce niemieckiej zbrodni ludobójstwa na Polakach. Wiemy to od mieszkańców.
Nie ma żadnego oznakowania. I nigdy wcześniej jak mówią miejscowi nie było. I rodzi się nie tylko żal, ale i ból. To jakby ukrywanie zbrodni naszych sąsiadów zza Odry. Po kilkuset metrach w parkingowej zatoczce zatrzymujemy się przy obelisku. Jest tragiczny w wyrazie. Trzy słupy, jakby ocalałe ze zgliszczy strzelają w niebo, posadowione na skromnym kamiennym podwyższeniu. I też bez napisu, bez informacji… Ponoć kiedyś była, w metalu, – jak mówią kombatanci ale ją rozkradli. Złomiarze , na złom. Troską władz gminy powinno być jak najszybsze uzupełnienie informacji, ale chyba nie jest. I to zarówno w rynku – jak trafić na miejsce niemieckiego ludobójstwa – jak i przy samym obelisku tragicznym, dramatycznym. Póki jeszcze Olsztyn pod Częstochową nie podpisał umowy “o przyjaźni, miłości i współpracy” z jakimś niemieckim miasteczkiem, może sobie na takie oznakowanie pozwolić. Jak nie podpisał tzw. partnerstwa. Od obelisku, drogą na szerokość samochodu zmierzamy w głąb lasu. Przed nami otwiera się przestrzeń ogromnego cmentarza. Na bramie wejściowej napis: “Cmentarz ofiar II wojny światowej”… Tak, jakby zabrakło odwagi by napisać: “Cmentarz ofiar niemieckiego ludobójstwa”. Zabrakło prawdy… Prawdy przecież nieodzownej dla spokoju duszy 1968 pomordowanych tu Polaków i 200 jeńców radzieckich. Z Częstochowy, Radomska, Wielunia innych okolicznych miast, a także przywożonych z odległych miejscowości nawet powstańców śląskich. Duch niemieckiego nacjonalizmu, zbrodni “nazi” nadal unosi się nad tym miejscem zbiorowego mordu i kaźni. Mimo upływu ponad 60. lat. Dopiero przy kwaterach pomordowanych na obeliskach mordercy nazwani są z imienia. Z tego ducha czerpie dziś siłę potomek tego plemienia pani Steinbach. A może by ją zaprosić do Olsztyna? Żyjemy skazani na “giełdowe autorytety”, na świeckich kapłanów “liczmanów”, licytatorów. Śmiercią nie godzi się licytować. Ale godzi się w imię prawdy przypomnieć, że w podwarszawskich Palmirach Niemcy rozstrzelali 1700 osób. W Olsztynie koło Częstochowy 1968 … Drugie , a może pierwsze Palmiry… Zapomniana mogiła, bo daleko od Warszawy. Na początku wielkiej niemieckiej akcji pacyfikacyjnej wobec narodu polskiego Generalnej Guberni oświecony barbarzyńca, bo doktor Hans Frank z rozbrajającą szczerością ludobójcy powiedział, nawiązując do rozpoczynającej się akcji “AB” …”Przyznaję otwarcie – wyraził się cynicznie, nie ukrywając zbrodniczego charakteru akcji – że kilka tysięcy Polaków i to przede wszystkim z warstwy przywódców duchowych Polski przypłaci to życiem”.
Tyle Frank. A potem jego słowa niosły się po ziemi częstochowskiej morderczymi salwami plutonów egzekucyjnych. Zaczęło się późnym wieczorem 28 czerwca 1940 roku, 12 kilometrów od Częstochowy, w Olsztynie rozstrzelano pierwszych piętnastu więźniów, przewiezionych z Radomska, aresztowanych w tzw. “Wielkiej Akcji”. Egzekucji dokonano na pustkowiu, zwanym przez miejscowych “szubienicą”, gdyż tam za czasów rozbiorów, rządów carskich stała szubienica, na której wieszano skazańców. Kolejna egzekucja odbyła się 1 VII i kolejna 3 VII 1940 roku. Padali rozstrzelani przedstawiciele wszystkich warstw inteligencji polskiej: politycy, farmaceuci, nauczyciele, profesorowie, lekarze, studenci, policjanci, rzemieślnicy, adwokaci, sędziowie, uczniowie liceów, kupcy, urzędnicy. Matki i córki. Ojcowie i synowie. Rodziny. Pokolenia. Ludobójcze niemieckie zło w piaszczystej, ubogiej glebie podolsztyńskich lasów kopało coraz głębszy i szerszy grób hańby narodu niemieckiego. Ginęli legioniści, oficerowie Wojska Polskiego, członkowie Polskiej Organizacji Wojskowej sprzed I Wojny Światowej, ci, którzy w roku 1918 bezkrwawo rozbrajali Niemców. Ci pamięć mieli nienawistną, zapiekłą w odwecie i zemście. Zamordowaniu Polaków towarzyszyła opinia gestapo w której czytamy: “Należy upatrywać w nich ludzi, którzy podniosą się znowu przeciwko Rzeszy, jak dawniej w 1918 roku”… Odwet po 22 latach Niemiecka mentalność talmudyczna. Najstarszy rozstrzelany, lekarz, doktor były wiceprezydent Częstochowy, udając się na miejsce straceń, kiedy opuszczał celę, serdecznie żegnał pozostałych w więzieniu kolegów i powiedział: “Jeżeli ta moja ofiara jest potrzebna dla zbawienia Polski, to chętnie ją oddaję. Ja już swoje przeżyłem i niewiele i tak mi do życia pozostało. Żal mi tylko, że nie zobaczę końca życia tych katów:… Młodziutki Zdzisław Biernacki żegnał się z rodziną na obrazku z wizerunkiem św. Teresy od Dzieciątka Jezus: “Januszku – wzywał brata – nie mścij się na nikim, bo zemsta to grzech:… W więziennym pamiętniku w ostatnich zapisanych fragmentach Mieczysław Habrowski stwierdził: …”Niech nikt po mnie nie rozpacza, bo uważam że ginę, choć nie w polu, w bitwie, to jednak jak żołnierz – Polak, za Polskę i z Jej imieniem na ustach”… Ta postawa pełna godności i wiary, heroicznej odwagi większości skazanych, doprowadzała Niemców do furii. Barbarzyńcy nie mogli pojąć polskiego wymiaru patriotyzmu i człowieczeństwa. I tak pozostało. Tamta ich postawa wtedy znaczy dla nas także dużo. To za mało, że o pomordowanych prawie dwóch tysiącach Polaków, że o ich mogile pamiętają organizacje kombatanckie. Kombatanci, coraz starsi, dbają o te podczęstochowskie Palmiry. Co roku są tu z pocztami sztandarowymi, wieńcami i kwiatami, opatrują mogiłę. Są jednak co roku starsi i starsi… Sprawą gminy jest należyta opieka nad mogiłą, nad sacrum tej ziemi olsztyńskiej. Przystrzyc trawę na kwaterach pomordowanych, powyrzucać uwiędłe kwiaty i wieńce, wypełnione deszczowym błotem okopcone, puste foremki zniczy… To przez szacunek dla pomordowanych, ale i przez szacunek dla samych siebie, dla zarządu gminy i jej radnych.
A może na co dzień tą zapomnianą mogiłą zajmie się młodzież Olsztyna?
PIOTR PROSZOWSKI