Odbywające się właśnie wybory prezydenckie na Ukrainie to jedno z najważniejszych dla Polski wydarzeń tego roku. Postawiłbym nawet taką oto tezę, że wyniki głosowania w drugiej turze, która odbędzie się 21 listopada mogą dla Polaków ważyć tyle samo, co nasza majowa akcesja do Unii Europejskiej. Oczywiście, najbardziej liczy się dla nas nasza własna, silna pozycja w Europie, niemniej jednak ważne jest nasze położenie względem bezpośrednich sąsiadów zza granicy unijnej.
Można powiedzieć, że pierwszy akt tego swoistego “wschodniego dramatu” już się rozegrał. Mam na myśli prezydencką farsę na Białorusi, którą ledwie parę tygodni temu urządził swojemu narodowi Aleksander Łukaszenko. Nie pomogły głosy międzynarodowej opinii publicznej, apele i opinie międzynarodowych obserwatorów, wreszcie pewien ostracyzm dyplomatyczny, by Białorusini, na czele z prezydentem bardziej trzeźwo spojrzeli na swoje położenie w – jak to się coraz częściej już u nas mówi – rodzinie narodów europejskich. Nic nie powstrzymało zapędów satrapy, by zapewnić sobie dożywotnią władzę w ojczyźnie, którą traktuje jak własne udzielne księstwo.
Jeszcze parę dni temu wydawało się, że to samo szykuje się na Ukrainie. Zresztą, jawne obranie prorosyjskiego kursu nie jest kwestią kilku miesięcy ostatniej kampanii, ale całej drugiej kadencji prezydentury Leonida Kuczmy. On właśnie, w iście ekspresowym tempie przedzierzgnął się ze skóry proeuropejskiego przywódcy Ukrainy w polityka umizgującego się do Moskwy. Szybko okazało się wówczas, że prezydent w praktyce jako pierwszy wyhamował rozpoczęte na początku lat dziewięćdziesiątych reformy, co było tym większym paradoksem, że wcześniej wygrał wybory właśnie dzięki swoim proeuropejskim deklaracjom. Potem było już tylko gorzej: Kuczma związał się z oligarchami, stając się ich narzędziem. Następnie wybuchł skandal ze śmiercią dziennikarza Georgija Gongadze, w którym do końca nie jest nadal jasna rola, jaką tam odegrał. Potem były taśmy z nagraniami poufnych rozmów prezydenta, ukazujące go w bardzo niekorzystnym świetle, dalej aresztowanie byłej wicepremier a późniejszej liderki opozycji Julii Tymoszenko i skandal z dozbrajaniem przez Ukrainę armii Saddama Husajna. Wreszcie afera z podtruwaniem przy pomocy broni biologicznej kandydata opozycji do sukcesji po Kuczmie – Wiktora Juszczenki.
Wymienione “wyczyny” ustawiają urzędującego prezydenta Ukrainy w roli najpoważniejszej zawalidrogi w kursie do integracji z Europą. Do tego świadomie wpychają jego rodaków w objęcia Putina i Łukaszenki, którzy zresztą bezceremonialnie ingerują w wybory prezydenckie na Ukrainie, dając do zrozumienia, że w nosie mają demokratyczne standardy.
Dla Ukrainy listopadowy wybór może się więc okazać wyborem drogi na całe dziesięciolecia a może nawet wieki, jak niegdysiejsza tzw. unia perejasławska z 1654r, którą Kozacy zawarli z Rosją po długich wojnach Chmielnickiego z Polakami. Jednak dzisiejsi potomkowie Kozaków muszą pamiętać, że tamtym aktem, zamiast upragnionych swobód podporządkowali swoje ziemie wpływom carów, czym wzmocnili międzynarodową pozycję Rosji i wywołali kolejny konflikt z Polską. Prawdziwą pomoc dopiero okazali zdradzonym i wykorzystanym Kozakom właśnie…Polacy, którzy cztery lata później w 1658r., w Hadziaczu podpisali z nimi prawdziwą unię. W niej, obok Korony i Wielkiego Księstwa Litewskiego miała Ukraina mieć zapewnioną suwerenną pozycję, jako trzecie Księstwo Ruskie. Niestety, kolejne wojny, jakie prowadziła wówczas Rzeczypospolita, w tym m.in. potop szwedzki i inne zawirowania polityczne nie pozwoliły na wprowadzenie zapisów tego porozumienia w życie.
P.S. Od pewnego czasu pani Monika Olejnik prowadzi w telewizji publicznej program o tytule, który od paru lat widnieje przy moich felietonach w “Gazecie Częstochowskiej”. Cieszy mnie to, że tak znana dziennikarka wykorzystuje w swojej pracy taką samą jak ja maksymę i stwierdza, że są sprawy, o których należy mówić “Prosto w oczy”. Chcąc, nie chcąc, z racji dużej, jak mniemam, oglądalności programu pani Moniki, postanowiłem zmienić motto swoich skromnych felietonów w gazecie, które od dzisiaj będą zatytułowane: “Prosto z mostu”. Znaczy to samo i brzmi całkiem dobrze. Ukłony dla pani Moniki.
Artur Warzocha