Ostrożności nigdy za wiele


Od jakiegoś czasu w mediach konserwatywnych spotykam się z tendencją, zgodnie z którą czas premiera Donalda Tuska już się kończy, jego rząd ostatecznie się skompromitował, a do głosu musi dojść prawa strona.

Od jakiegoś czasu w mediach konserwatywnych spotykam się z tendencją, zgodnie z którą czas premiera Donalda Tuska już się kończy, jego rząd ostatecznie się skompromitował, a do głosu musi dojść prawa strona. Rozumiem, że jest to przekaz mający na celu pogłębienie pozytywnych nastrojów w tej części społeczeństwa, dla której Platforma Obywatelska stała się synonimem wszelkich niepowodzeń naszego kraju (a jest ich tyle, że wymienienie ich wszystkich wyczerpałoby zaplanowaną długość niniejszego felietonu). Korupcja, międzynarodowe kompromitacje – z wyjaśnianiem tragedii smoleńskiej na czele – kolejne afery z udziałem prominentnych polityków PO na czele, wyprzedawany za bezcen majątek narodowy, przepłacone i spartaczone inwestycje. Sporo się tego nazbierało, a zniesmaczeni i oburzeni tym stanem rzeczy Polacy policzyli się, zobaczyli, jak wielu ich jest i uwierzyli, że są w stanie coś zmienić. Stąd podgrzewanie nastrojów do wzmożonych działań i rychłej zmiany przy sterach naszego kraju wydaje się zasadne. Z hura optymizmem przesadzać jednak nie należy.
Przede wszystkim premier Tusk już nieraz udowodnił, że jest mistrzem świata w zamiataniu wszelkich afer pod dywan, zakrywaniu wszelakich nieudolności mało, by się wydawało, znaczącymi informacjami i wydarzeniami. A lemingi to podchwytują.
Z pomocą oczywiście chyżo biegną salonowe media, powtarzające do znudzenia premierowską propagandę. Tym dziennikarzom i publicystom nie zależy wszak na żadnych zmianach, a utrzymanie status quo stawiają sobie za punkt honoru. Taki jednostronny przekaz niejednemu już, że tak się wyrażę, zlasował mózgownicę, a mówiąc językiem bardziej poważnym – pozbawił umiejętności logicznego rozumowania, wyciągania wniosków, po prostu posiadania własnych poglądów.
Istotny jest również pierwiastek celebrycki. Niestety postaci z pierwszych stron gazet – aktorzy, piosenkarze i in. – wywierają ogromny wpływ na rzesze Polaków, którzy ich słowa traktują niemalże jako „słowo objawione”. Nieważne, co mówi wykształcony, inteligentny polityk z prawej strony, istotniejsze są wywody, na przykład, aborcjonistki Czubaszek czy satanisty Nergala. I są oni, dla wielu, autorytetami, choć to określenie w jak najmniejszym stopniu do nich pasuje.
Premier Tusk ma olbrzymie zaplecze propagandowe, które przebić będzie niezwykle trudno. Gdyby to było łatwe, gdyby wszelkie kompromitacje miały skutkować automatycznie ustąpieniem jego rządu, stałoby się to już podczas ostatnich wyborów parlamentarnych. W trakcie pierwszej swojej kadencji nagrabił już sobie sporo, a i tak mandat utrzymał. Kilka zagrywek piarowych wystarczyło.
Ogromnie cieszą coraz większa konsolidacja ludzi o prawicowych poglądach. Kolejne akcje organizowane przez Kluby „Gazety Polskiej”, comiesięczne upamiętnianie ofiar katastrofy smoleńskiej, dwa nowe, konserwatywne tygodniki opinii, regularne i coraz liczniejsze obchody patriotycznych rocznic, upamiętnienia polskich bohaterów itd. To napawa optymizmem i należy te działania kontynuować i intensyfikować. W ten sposób jest szansa przebić się do świadomości ludzi dotychczas zamroczonych maistreamową papką.
Trzeba to robić konsekwentnie, z przekonaniem, ale przy tym powinno się uważać, by nie wylać dziecka z kąpielą. Zbyt wczesne odtrąbienie zwycięstwa może nie przynieść pozytywnych efektów. A rząd i salon na potknięcia przeciwników tylko czekają.

ŁUKASZ GIŻYŃSKI

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *