Młodzieżowy Ośrodek Wychowawczy w Radzionkowie to miejsce z pozoru spokojne i ciche.
Placówka ta jest schowana za białym murem w malowniczej dzielnicy domków jednorodzinnych. W jej skład wchodzą cztery budynki pomalowane na jasny kolor, wybudowane obok dużego boiska, wokół którego rosną sędziwe drzewa. W środku największego z budynków można odnieść wrażenie, że jest to zwyczajna szkoła z internatem. Na ścianach wiszą zdjęcia oraz rysunki wykonane przez tutejsze wychowanki. Widoczna jest również gablota z pucharami i medalami za osiągnięcia sportowe. Jednak to, co odróżnia to miejsce od zwyczajnej szkoły z internatem, to rodzaj młodzieży tutaj przebywającej .
– Czuję się tutaj jak w więzieniu, nie chcę tutaj być. Ostatnio próbowałam stąd s…….ć i wyskoczyłam przez okno na pierwszym piętrze, ale mi się nie udało – opowiada Magda, stukając w swój gips na nodze. Piętnastoletnia Magda z domu dziecka decyzją sądu za zażywanie narkotyków trafiła do Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w styczniu 2021 r. – Do ośrodka powinno się iść za handlowanie narkotykami, a nie za takie głupoty jak zwykle ćpanie! To jest ch….e miejsce! Każą mi tutaj myć podłogę na kolanach – opowiada dalej, poprawiając z uśmiechem gips na nodze.
Ośrodki wychowawcze to placówki, które zajmują się resocjalizacją niedostosowanych społecznie niepełnoletnich. Czyli takich, którzy stosują przemoc, piją alkohol, zażywają narkotyki, prostytuują się itd… W Polsce aktualnie funkcjonują 94 ośrodki wychowawcze. Młodzieżowy Ośrodek Wychowawczy w Radzionkowie jest najbliższą Częstochowy tego typu żeńską placówką, gdzie najczęściej decyzją sądu trafiają zdemoralizowane nastolatki z powiatu częstochowskiego.
– Dosyć często dostaję telefony, że rodzic sobie nie radzi z dzieciakiem i dzwoni do nas i prosi o przyjęcie go. To jest niemożliwe, my nie możemy przyjąć dzieciaka z ulicy – opowiada Tomasz Stuła, od 17 lat dyrektor Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Radzionkowie, gdzie aktualnie przebywa 50 dziewcząt. – Taką absolutną podstawą kierowania do ośrodka wychowawczego jest nierealizowanie obowiązku szkolnego, czyli mówiąc wprost, niechodzenie do szkoły. Natomiast jak ktoś nie chodzi do szkoły, to ma też dużo wolnego czasu. Jak się nie jest jakimś zapalonym czytelnikiem Prousta, (autor książki: „W poszukiwaniu straconego czasu” – przyp. red.) to się robi różne głupie rzeczy. Trochę się pije, trochę się ćpa, trochę się prostytuuje. Na to wszystko się nakładają bardzo grube problemy wyniesione z domu. Nie pamiętam, żeby wcześniej nam się zdarzyła jakaś dziewczyna, która pochodziłaby z dobrze funkcjonującej rodziny. Jeszcze kilkanaście lat temu, były to rodziny zmarginalizowane, biedne, zaniedbane. Teraz mamy przekrój wszelkich rodzin. Od takich rzeczywiście biednych, co sobie nie radzą socjalnie i nie radzą sobie w kontaktach ze sobą nawzajem. Po rodziny, które społecznie funkcjonują bardzo poprawnie, rodzice pracują, zapewniają dzieciom rozmaite przyjemności, natomiast… nie ma miłości w tych rodzinach. Ci ludzie się nie lubią, nie kochają, nie dogadują się i to jest taka sytuacja, w której zawsze po nosie dostaje najsłabszy, czyli dziecko. Najczęściej wtedy pedagog lub dyrektor szkoły zauważa te problemy i występuje do sądu o nadzór kuratora, który moim zdaniem jest mało efektywny, przez co sprawa dziecka trafia ponownie do sądu i zostaje ono zazwyczaj skierowane do nas.
Ta placówka jako jedna z niewielu w Polsce funkcjonuje w taki sposób, że dzieci uczą się odpowiedzialności za siebie i swoje przyszłe życie. – W ramach prowadzonego gospodarstwa domowego dziewczęta samodzielnie gotują, samodzielnie robią zakupy itd…. mają o wiele więcej obowiązków, niż w innych ośrodkach. Nasze wychowanki zanim pójdą do szkoły odpowiedzialne są za wykonanie szeregu zadań takich jak ścielenie łóżek, przygotowanie posiłku i posprzątanie. Wracając ze szkoły przygotowują obiad dla całej grupy a następnie siadają do odrabiania lekcji. Potem najczęściej mają zajęcia grupowe. Dzień kończy zebranie czyli praca elementami społeczności korekcyjnej. No i oczywiście praca indywidualna nad charakterem wychowanki – mówi Rafał, wychowawca w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym w Radzionkowie.
– Nasz system jest stworzony dla dzieci, a nie dla naszej wygody. Nasze dzieciaki mają możliwości wypowiadania się, dzielenia się poglądami, kłócenia, mieliśmy nawet próbę buntu, dziewczyny się zgadały przeciwko nam i próbowały ten system rozwalić od środka – dodaje dyr. Tomasz Stuła.
Praca z młodzieżą mającą problemy emocjonalne i społeczne wymaga od wychowawców dużych kwalifikacji pedagogicznych. – Zdarzają się tutaj sytuacje trudne. Trudne, jeżeli chodzi o relacje między dziewczynami, trudne, jeżeli chodzi o to, jak one same mogą sobie zaszkodzić. Opanowanie takich sytuacji wymaga nie tylko wiedzy i umiejętności, ale też dużego doświadczenia. Wcześniej mieliśmy do czynienia z bandytkami, teraz często trafiają do nas osoby chore, zaburzone psychicznie. Które są na tak mocnych lekach psychotropowych, że jakiekolwiek podjęcie działania wymaga konsultacji psychiatrycznej lub psychologicznej. Najgorsze z takich sytuacji są samookaleczenia, dziewczyna przez to zagraża sama sobie i zagraża innym wychowankom– kontynuuje Rafał.
– Kiedy tutaj trafiłam, wszyscy w moim otoczeniu byli mną strasznie zawiedzeni, ale z czasem przyzwyczaili się do tego – opowiada wychowanka Ania, która w 2019 roku została skierowana do ośrodka wychowawczego za posiadanie marihuany i wdawanie się w bójki. – Najśmieszniejsze jest, to że co lato mamy wysyp lasek, które trafiają tu za to samo, co ja, czyli zielsko. Z doświadczenia wiem, że ludzie w moim wieku mają w wakacje zbyt dużo wolnego czasu i niezbyt uważają na kręcące się w okolicy pały (policję – przyp. red.). Dzisiaj przynajmniej nie jestem już tak agresywna i wulgarna, jak miało to miejsce kiedyś. Na samym początku mojego pobytu tutaj stosowałam przemoc fizyczną i psychiczną wobec innych dziewczyn. Dla przykładu, nie możemy w nocy jeść, a rano przychodzi do mnie taka jedna p…a, co ukradła coś w nocy z kuchni i każe mi umyć miskę. No to ja wściekła popchnęłam ją i przewróciłam na stół. Dzisiaj już bym się na to nie odważyła, bo nauczyłam się tutaj, że to było złe. A jedyne co mnie boli to to, że w przyszłości chcę zostać kosmetyczką, ale wszystkie mamy tutaj przymus stania przy garach – żali się dziewczyna. W Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym w Radzionkowie wychowanki realizują obowiązek szkolny w zasadniczej szkole zawodowej w szkole branżowej I stopnia o profilu kucharz. Dla wielu z nich to szansa na rozpoczęcie pracy zawodowej i powrotu do normalnego życia.
Jak w każdym środowisku codzienność pobytu regulują ustalone zasady i normy, do przekłada się na przywileje i konsekwencje swoich zachowań.
– Przywilejami może być wyjazd do domu na weekend, na święta lub na całe wakacje. Przywilejami są też takie rzeczy, jak czas wolny dla siebie, kosmetyki, dostęp do telefonu – opowiada M. z Częstochowy, wychowanka Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Radzionkowie, która w tym roku skończy 18 lat. Z racji tego, że była ofiarą gwałtów oraz handlu ludźmi, M. nie chce podawać swojego imienia. – Jeżeli natomiast zrobimy coś niedozwolonego, czyli np. użyjemy na kimś przemocy, uciekniemy i nas złapią, upijemy się, to wtedy w ramach konsekwencji tracimy te przywileje. Sama już raz je straciłam. Była tutaj taka dziewczyna, która strasznie mnie zdenerwowała, bo nagadała na mnie przy wszystkich! Więc poszłam do niej do pokoju, w celu pobicia jej i… i przez to straciłam telefon na miesiąc! – dodaje. Do Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Radzionkowie została skierowana decyzją sądu w 2018 r., 3 dni po akcji ratunkowej policji, która odbiła ją z rąk mafii sutenerskiej. Ze łzami w oczach opowiada nam swoją historię. – Nie radziłam sobie po rozwodzie rodziców i postanowiłam uciec z domu. Uciec w alkohol, ćpanie, okaleczanie się… Miałam również trzy próby samobójcze, po których poleciałam z bardzo grubej rury… zaufałam niewłaściwej osobie i zostałam porwana. Dzisiaj, mimo tego, że przykro mi z powodu odseparowania od bliskich, jestem zadowolona z tego, że tu trafiłam. Mamy bardzo dużo zajęć, które pomagają nam zrozumieć świat. W każdy wtorek odbywają się zajęcia o narkomanii, gdzie rozmawiamy o naszych problemach z narkotykami, uzależnieniami… Dowiadujemy się również, o tym jak szkodzą alkohol i inne substancje. Oprócz tego mamy zajęcia o handlu ludźmi, gdzie uświadamiają nas, jak unikać takich zagrożeń i zajęcia „Mój Przyjaciel Gniew”. Dzięki temu ośrodkowi mam świadomość, ile błędów w życiu popełniłam i dlaczego moje życie potoczyło się w ten sposób. Teraz patrzę inaczej na świat… zaczęłam martwić się o bardzo bliską dla mnie osobę, która idzie moim śladem i popełnia te same błędy, co ja. Olewa naukę, sięga po narkotyki – w sylwestra doszło nawet do zapaści narkotykowej. Zmieniło się również moje podejście do mamy. Przedtem była dla mnie strasznym wrogiem, teraz wiem, że chciała dla mnie jak najlepiej. Jak stąd wyjdę, to mam zamiar kontynuować naukę, pracować… no i potem… założyć rodzinę! – podkreśla M.
W Ośrodku dziewczęta na ogół powracają do równowagi psychicznej, dzięki terapii odnajdują cel w życiu. Jednak po ukończeniu 18 roku życia, są one zmuszone opuścić placówkę, a ich losy toczą się różnie. Sprawę komplikuje fakt, że pomoc, którą dostają w dorosłym życiu jest znikoma.
– Dziewczyny nie mają żadnej “taryfy ulgowej” z racji tego, że trafiły do ośrodka. Gdy opuszczają to miejsce, to nie dostają od nas żadnych ofert zatrudnienia. Muszą nauczyć się samodzielnego funkcjonowania na rynku pracy. Jedyny dodatek, o który mogą się starać, to stypendium w wysokości 500 zł za kontynuowanie nauki. Chyba, że dziewczyna przyszła do nas z domu dziecka, to wtedy Państwo wypłaca jej dodatkowe świadczenie z tytułu usamodzielnienia. – tłumaczy Elżbieta, wychowawca z 30-letnim stażem.
– Nie wiem, nie wiadomo, co dzieje się z dziewczynami po wyjściu z ośrodka. Myślę, że w każdym przypadku i w każdym roku odpowiedź na to pytanie byłaby inna. To trochę zależy od tego, jaka jest sytuacja na świecie, od tego, z jakimi deficytami dzieciaki do nas przyszły, od kondycji naszej kadry. No i w największym stopniu! zależy od tego, co ludzie im zaoferują po wyjściu z ośrodka – mówi Dyrektor.
– Tak naprawdę ciężko jest określić skuteczność ośrodków wychowawczych, ponieważ nie są prowadzone żadne badania „Losów Absolwentów”. Nikt nie bada, ile z nich sobie poradziło w życiu, a ile nie. W dobie komunikatorów internetowych na pewno wiemy trochę więcej, bo ich profil na Facebooku udziela nam szczątkowych informacji. Problem polega na tym, że zazwyczaj udzielają się tam te wychowanki, które sobie jakoś w życiu poradziły. Niestety… po bardzo dużej ilości wychowanek… ślad zaginął…. – podsumowuje ze smutkiem Rafał.
KRZYSZTOF OSTAPOWICZ
fot. Archiwum Ośrodka
1 komentarz
Ja wspominam dobrze ośrodek wychowawców owszem zdarzało się hm auu ale to mylodzi do tego doprowadzalismy jako osoba dorosła już to wiem pozdrawiam serdecznie wszystkich wychowawców Iwona Romanowicz