Ireneusz Mazur (Galaxia Starter Bank Częstochowa AZS):
Ireneusz Mazur nie może się jeszcze pochwalić wielkim stażem szkoleniowym w naszej lidze. Nie oznacza to, rzecz jasna, że młodemu szkoleniowcowi Galaxii Starter Bank Częstochowa AZS nie dane będzie odnieść spektakularnego sukcesu sportowego, na który inni muszą czekać przez wiele lat. Zważywszy, że ten sukces jest już na wyciągnięcie ręki.
Mazur już wprowadził zespół spod Jasnej Góry do wielkiego finału rozgrywek europejskich Top Team Cup (16-17 marca), co można uznać za wyczyn godny podkreślenia. Teraz, we wspomnianym finale, jego podopieczni mogą postarać o się o kolejne sukcesy, zważywszy, że decydujące potyczki Final Four odbywać się będą w Częstochowie. A ściany, jak wiadomo, pomagają gospodarzom. Czy pomogą i tym razem? O przygotowaniach do turnieju finałowego rozmawialiśmy z Ireneuszem Mazurem po meczu ligowym z Morzem Szczecin.
– Czy operacja Final Four została juz rozpoczęta?
– Właściwie rozpoczęliśmy ją dwa tygodnie temu, żeby utrafić z dyspozycją, czyli z siłą, szybkością na ten prestiżowy przecież turniej. Stąd może nieco słabiej spisywaliśmy się w konfrontacji z Morzem. Brakowało nam dynamiki, zawodnicy grali jakby na zwolnionych obrotach, ale byli, podkreślam, po ostrej, wyczerpującej pracy. Teraz jednak zmniejszamy objętość zajęć. Nie będzie już dwóch treningów dziennie i to powinno pozwolić dojść wszystkim do pułapu sportowych możliwości, osiągnąć szczyt dyspozycji. I wierzę głęboko, że uda się to nam i na ten kulminacyjny moment będziemy gotowi w stu procentach.
– Czy macie rozeznanie o swoim belgijskim rywalu z pierwszej pary finałowej?
– Na bieżąco znamy wyniki z tamtejszej ligi i jak spisują się w niej zawodnicy Knack Roeselare. Dokładnie je śledzimy. Trafiła już do naszych rąk kaseta, na której mamy nagrane dwa spotkania Belgów i będziemy teraz dokonywali ich wnikliwej analizy. Proszę jednak pamiętać, że oprócz finału rozgrywek pucharowych rywalizujemy jeszcze w krajowych rozgrywkach. Tutaj zaczynają sie play-offy i gdybyśmy w nich nie doszli do finału, to dla nas byłoby to przykrą porażką. W każdym razie meczów jest dużo, ale jesteśmy do takiego wysiłku przygotowani. I jeśli nas nie zjedzą emocje, powinno być dobrze.
– Podobno od przybytku głowa nie boli, ale… W ostatnich tygodniach kadra zawodnicza Galaxii, po powrocie do zespołu Grzegorza Szymańskiego i Andrzeja Stelmacha, wyraźnie się rozrosła. W efekcie mecz ligowy z Morzem, z trybun obserwowali: Jakub Oczko, Bartosz Szcześniewski i Tomas Kalnins.
– Jakub Oczko, jak na tak młodego zawodnika, grał w tym sezonie dużo. Pozostały nam dwa miesiące – kwiecień i maj. Mam nadzieję, że Kuba nie straci w tym okresie za wiele. A poza tym sporo pracujemy z nim indywidualnie. Oczkę wziął pod swoją opiekę Stasiu Gościniak i choć siłą rzeczy będzie mniej pojawiał się na parkiecie, w niedalekiej przyszłości zespół będzie miał z niego wiele pożytku. W maju, czerwcu z pewnościę będziemy go testowali w spotkaniach towarzyskich.
– Co z Kalninsem?
– Niestety, odezwała się u niego ta przypadłość, z którą przyszedł do Częstochowy, czyli uraz stawu łokciowego prawej ręki. Nie ma teraz czasu, aby go operować. Musimy zdać się na jakieś zabiegi, taką doraźną terapię.
– Czy przypadkiem Kalnis nie zataił tej kontuzji?
– Nie zataił, my wiedzieliśmy, że z tą ręką miał wcześniej kłopoty. Ale wydawało się, że uraz jest zaleczony i nie będzie z tym problemu. Po meczu z Nysą Tomek zaczął się jednak uskarżać na ten łokieć, że ma nadciągnięty. Problem więc jest i nie można go bagatelizować. Gdy Łotysz grał gdzieś w Arabii Saudyjskiej, ta ręka mogła normalnie funkcjonować. Teraz mamy jednak taką dawkę meczów, że organizm musi być przygotowany na każdą okoliczność – przede wszystkim na wielkie ilość ataków, z których Tomek przecież słynie. Dlatego te ostatnie dni poświęciliśmy na leczenie Kalninsa. W jego miejsce na parkiecie wystąpił Grzegorz Szymański, którego w pucharach zabraknie, bo nie został do nich zgłoszony.
– Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy sprawach kadrowych. Jeśli dobrze policzyć, mógł pan przetestować w tym sezonie aż pięciu rozgrywających – Jakuba Oczkę, Grzegorza Wagnera, Łukasza Żygadłę, Dariusza Stanickiego i Andrzeja Stelmacha.
– Rzeczywiście, mogło się tak zdarzyć. Na dzień dziejszy wybraliśmy jednak optymalnie, adekwatnie do sytuacji jaka u nas jest i myślę, że każdy inny ruch byłby nie logiczny. Oczywiście, gdy był to początek sezonu, moglibyśmy pokusić się o jakieś inne decyzje.
– Jakie?
– Spotkamy się na początku następnego sezonu, to porozmawiamy. Obiecuję.
– Dziękuję za rozmowę.
ANDRZEJ ZAGUŁA