Lepszy jeden dzień niż wcale


Od 12 do 21 kwietnia Częstochową zawładną jazz. W tych dniach trwał festiwal Jazz Spring Częstochowa, będący nową formułą Hot Jazz Spring, który zainaugurował w naszym mieście Tadeusz Ehrhardt-Orgielewski, lider i założyciel formacji Five O’Clock Orchestra. Tegoroczny festiwal jazzowy zorganizowali Filharmonia Częstochowska i Stowarzyszenie Jazzowe w Częstochowie. Wystąpiły takie sławy jak: Tomasz Stańko, Łukasz Makowski, Stan Michalak, Tony Kofi i Maria Anna Jopek. Tadeuszowi Ehrhardtowi-Orgielewskiemu powierzono przygotowanie jednego z koncertów – Hot Jazz Day. Zgrali na nim Five O’Clock Orchestra oraz przyjaciel Orgielewskiego z Niemiec Oldtime Jazz Quartett. Występ przyciągnął wielu sympatyków jazzu tradycyjnego. Nas zauroczyli Niemcy, szczególnie wspaniały gitarzysta Karl Koller.

Co Pan sądzi o zmianie formuły festiwalu? Był on przecież Pana dzieckiem?
Tadeusz Ehrhardt-Orgielewski – Ten festiwal nie. Hot Jazz Spring.
No właśnie. A zatem?
– Zmieniły się władze festiwalu, ja teraz jestem gościem. Powierzono mi w tym roku organizowanie Hot Jazz Day, części poświęconej jazzowi tradycyjnemu. Koledzy z Niemiec „Oldtime Jazz Quartett”, bardzo kompetentni muzycy, zagrali razem z „Five O’Clock Orchestra”. I była wspaniała muzyczka. Co będzie w przyszłym roku nie mam pojęcia, bo na losy tego festiwalu nie mam wpływu. Nie można wszystkich festiwali obsługiwać i na wszystkie wpływać. Moim – w cudzysłowie – festiwalem jest teraz „Swingujący Zloty Potok” (2 i 3 sierpnia).
Czyli przeniósł Pan swoją imprezę do Złotego Potoku?
– To będzie Hot Jazz Spring pod inną nazwą.
Będzie odbywał się co roku?
– Tak, zawsze w pierwszy weekend sierpnia. Zobaczymy jak nam wypali pierwsza jego edycja (2 i 3 sierpnia br.) i być może będziemy go rozszerzać. Na razie trzeba ruszyć. A że jest entuzjazm i ochota, to mam nadzieję, że będzie dobrze.
To za Pana sprawą wzrosło zainteresowanie jazzem tradycyjnym w Częstochowie. Nie jest Panu trochę żal?
– Nie, jeżeli służy to sprawie. Nie liczą osoby, liczy się dzieło. Jeżeli okaże się że ten festiwal, o poszerzonej formule, sprawdził się, to znaczy, że był czas na zmianę koncepcji. A moją będę realizował w Złotym Potoku. Zapotrzebowanie na jazz tradycyjny jest bardzo duże, co udowodnił nasz koncert. Jestem dobrej nadziei. Poza tym w Złotym Potoku koncerty będą w plenerze, jazz na tle przyrody dobrze się słucha.
W przyszłym roku będzie 40-lecie „Five O’Clock Orchestra”. Czy szykuje Pan coś specjalnego w Częstochowie?
– Owszem, albo w Częstochowie, albo w Złotym Potoku.
Obraził się Pan trochę na Częstochowę?
– Nie. W Żadnym wypadku. Proszę sobie wziąć „Suitę nowoorleańską”, gdzie jest słowo od kompozytora. Urodziłem się w Częstochowie i jestem z tego dumny. Miasto to jest wspaniałe, tylko życie nieraz nasuwa swoje rozwiązania. Teraz nasunęło takie i muszę to przyjąć, i w miarę możliwości pomagać, by było dobrze.
Koncert zakończył Pan optymistycznie: „do zobaczenia za rok”, zatem pojawi się na drugiej edycji nowej formuły festiwalu jazzu tradycyjnego, który nadal nosi przydomek „tradycyjny”?
– Ależ, czy to jest festiwal jazzu tradycyjnego? Czy Stańko gra jazz tradycyjny? Co on ma wspólnego z jazzem tradycyjnym. Zero przecinek zero. Ktoś się trochę pomylił i trochę się teraz podśmiewają z nas. To jest festiwal jazzowy, a jazz tradycyjny ma jeden dzień i bardzo dobrze. Lepszy jeden dzień niż wcale. I zapraszam do Złotego Potoku.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *