Wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych, 2 listopada
Listopad skłania nas do refleksji o śmierci, przemijaniu, o odchodzeniu… Śmierć i wspomnienie tych, którzy odeszli przemawia do nas. Ale dzisiejszy świat i kultura nie lubią konfrontacji z problemem śmierci. Śmierć chce się przemilczeć, bo stała się wiadomością nieprzyjemną. Ale nawet w epoce cudów techniki i rozwoju medycyny śmierć jest zdarzeniem zapowiedzianym dużo wcześniej i jest normalnym następstwem życia.
Bardzo często wybieramy milczenie o śmierci, bo nasze zdziwienie miesza się z niemożnością jej zrozumienia. Nie zawsze i nie od razu wiemy jak przyjdzie. Nie wiemy, kiedy. Ale jedno jest pewne, że śmierć jest przejściem do nowej, wyższej formy istnienia. Posiadanie świadomości, że śmierć to wydarzenie, którym się kończy życie – jest ostatnim i ostatecznym to za mało. W ujęciu naszej wiary to początek nowego życia. To jest apel do społeczeństw i rodzin, by śmierć była jednym z tematów rozmyślań. Śmierć powinna być włączona w perspektywę naszej pogodnej przyszłości. Zresztą już się tak dzieje – środowiska notarialne, czy ubezpieczeniowe – mówią nam o śmierci jak o czymś normalnym i oczywistym. I nie myślmy tylko o tym, co będzie z innymi, ale co będzie z nami samymi.
Idea śmierci zawsze była oddalana i wyklinana, ale przygotowanie do śmierci to myślenie o niej. Nie możemy wokół śmierci tworzyć tabu. Bez względu na bliższą czy dalszą perspektywę śmierci musimy jej poświęcić więcej bezpośredniej uwagi.
Śmierć pozostaje wydarzeniem, które przeżywa się samotnie. Nigdy bliscy nie są w stanie zrozumieć konającego. Każdy człowiek wobec tego doświadczenia jest sam i nie może w żaden sposób skorzystać ani z własnego, ani z cudzego doświadczenia. Ten całkowity brak doświadczenia nie pozostawia nam już nic innego prócz jednej próby – własnej śmierci. Samotność, w jakiej się z nią stykamy, może stać się czasem rozmowy ze sobą samym, na którą nie mieliśmy czasu przez całe swoje życie. To czas przemyślenia i syntezy własnego życia – popełnionego dobra i zła. To czas przekazania innym doświadczeń życiowych i zadań. W porównaniu z nagłą i niespodziewaną śmiercią – starość i śmiertelna choroba stają się darem – nawet, gdy pomimo cierpienia trudno jest to zrozumieć.
Większość z nas będzie kiedyś towarzyszyć umierającemu. Musimy pokazywać sobie nawzajem ludzkie oblicze śmierci. Gdy przychodzimy na ten świat mamy położną, która nas przyjmuje. Także przy naszej śmierci musi być jakiś mądry człowiek, który nam pomoże godnie odejść. Niestety ucieczka od śmierci przeradza się bardzo często w ucieczce od umierającego. Chcemy za wszelką cenę utrzymać chorego przy życiu, ale jesteśmy niezdolni do przyjęcia konającego w domu, opiekowania się nim i czuwania przy jego boku. Coraz częściej konający umiera w szpitalu, nafaszerowany rurkami, sondami, cewkami. Kroplówka i urządzenia elektryczne to towarzysze ostatniej podroży. Uciekają krewni, którzy nie wiedzą, co powiedzieć albo jak się zachować, uciekają lekarze zmieszani z powodu oznajmienia fatalnej prognozy, ucieka całe społeczeństwo zirytowane obecnością konającego.
Współczesna śmierć zbyt często jest nie ludzka. Jej bohaterem nie jest człowiek, lecz maszyna, lekarze lub krewni. Trzeba przezwyciężyć lęk. Śmierć będzie miała ludzką twarz tylko wtedy, gdy człowiek będzie umiał spojrzeć na nią z odwagą i spokojem. Niestety, szpital stanowi dzisiaj prawie obowiązkowy etap w opiece nad konającymi. Wielką potrzebą staje się ponowne “udomowienie” śmierci. Kiedy już wiemy, że medycyna nie pomoże choremu czy umierającemu z racji na wiek, trzeba mu pozwolić umierać w jego domu, w otoczeniu bliskich mu osób, jego rzeczy, jego wspomnień, jego przeżyć emocjonalnych i uczuciowych. Być może skróci to o kilka dni jego życie, pozbawiając go możliwości korzystania z intensyfikacji terapeutycznej jednak wzbogaci go o ludzką głębię.
Tyle się mówi o jakości życia, a więc istnieje także “jakość śmierci”. Jesteśmy powołani do współczucia, a form “bliskości” z umierającym jest sporo. Trzeba unikać bolesnego pocieszania. Nie można ukazywać umierającemu Boga, który daje cierpienie. Bóg jest przy nim – jest blisko. To jest najważniejsze. Pamiętajmy, że w sytuacji towarzyszenia umierającemu ważniejsze jest to, co mówi konający a nie to, co my mamy do powiedzenia. Mamy pomóc konającemu w ocaleniu przeszłości, czyli pozytywne spojrzenie na minione życie. Trzeba pomóc umierającemu załatwić do końca wszystkie sprawy, czyli pojednać się z tym światem by nic z niego nie zabierać. “Dobra śmierć” to umieranie w prawdziwej zgodzie z samym sobą, pojednanym z własną przeszłością i z Bogiem. Trzeba pomóc w zorganizowaniu spowiedzi i sakramentów świętych. Trzeba do końca uszanować wartości umierającego nawet gdyby były sprzeczne z naszymi.
ks. GRZEGORZ UŁAMEK