Z Emilią Krakowską, znaną polską aktorką, rozmawiam w Ośrodku Kultury Filmowej tuż po seansie komedii “Ciało”, w której zagrała Babcię Wandę. Mam tylko kilka minut, gdyż tłumy wielbicieli czekają już na spotkanie z legendarną Jagną (“Chłopi” 1972). Artystka przyjechała do Częstochowy, aby po raz kolejny wystąpić na scenie naszego teatru, tym razem w komedii “Wakacjuszka” na podstawie powieści Zofii Mierzyńskiej.
– To nie pierwsza Pani wizyta w naszym mieście i nie pierwszy raz wystąpi Pani przed częstochowską publicznością, jak czuje się Pani w Częstochowie?
– Czuję się tutaj jak taki najlepszy przyjaciel domu. Zagrałam w waszym mieście dwie role, m.in. Dulską w komedii Zapolskiej, a teraz gram “Wakacjuszkę”. Wiele mnie z tym miastem łączy: mam tu przyjaciół, jestem zapraszana na liczne oficjalne spotkania; Częstochowa jest pełna ludzi sztuki: malarzy, fotografów, znanych w kraju i na świecie. Jestem zaprzyjaźniona z zespołem aktorskim częstochowskiego teatru.
– A jaka jest nasza publiczność?
– Czuję się przez nią bardzo doinwestowana i niezmiernie się z tego cieszę. Udało mi się was zdobyć, co jest w życiorysie aktora niezwykle cenne. Dlatego szanuję częstochowian i staram się, za każdym razem, kiedy do was przyjeżdżam, potwierdzać to że jestem tutaj lubiana.
– Dlaczego wybrała Pani tekst Mierzyńskiej “Wakacjuszka”?
– Problemy i sprawy, które porusza Zofia Mierzyńska w swojej książce są bardzo aktualne. Można je spotkać niemal w każdym polskim domu, są często dyskutowane, przeżywane i krytykowane. Chodzi oczywiście o dylemat udania się na wyjazd zarobkowy i opuszczenia rodziny. Starałam się, te skądinąd poważne sprawy, poruszyć – idąc tropem Mierzyńskiej – serdecznie i na wesoło. Chciałam pokazać, że o ważnych sprawach dla naszego życia można rozmawiać z uśmiechem na twarzy.
– Czy Alina, bohaterka “Wakacjuszki”, ma cechy wspólne z AA i XX z “Emigrantów” Sławomira Mrożka?
– Raczej nie, gdyż Mrożek porusza zdecydowanie szerszy wachlarz spraw, natomiast ja podejmuję ten temat z kobiecego i rodzinnego punktu widzenia. Bardzo często obstajemy za rodzinnością, a kiedy ktoś postawi na dom, hołubi rodzinę, wtedy mówimy, że właściwie człowiek ten nic nie robi, tylko “trzaska garami”. Wydaje mi się, że osoby nastawione prorodzinnie trzeba bardzo szanować, bo one budują dobry wizerunek naszych gniazd.
– Czy można w “Wakacjuszce” dopatrywać się także drugiego dna, nie tylko satyry na samą emigrację “za chlebem”, ale też na wszechobecne w naszym społeczeństwie zachłyśnięcie się Ameryką, jej kulturą i zwyczajami?
– Oczywiście, niedawno umarła wspaniała filozofka i literatka amerykańska, która poruszała myślenie Ameryki o samej sobie. Zwracała uwagę, że tandeta i kicz, które są w USA wszędobylskie, to nie jest prawdziwa Ameryka, to są te popłuczyny, ten wierzch. Najgorsze idzie w świat i każdy ma przez to takie a nie inne wyobrażenie o Stanach. Przeciwko takiemu zachłyśnięciu się zewnętrznością jest m.in. “Wakacjuszka”.
– A czy sądzi Pani, że fascynacja Ameryką jest problemem czy zjawiskiem raczej pozytywnym?
– To wielki problem. Szkoda, że zazwyczaj uważamy, że wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Nasza kultura ma tysiąc lat, więc jest co przeciwstawić trendom amerykańskim, które są przecież zlepkami światopoglądów różnych kultur i ras. Jeszcze większym problemem jest to, że my z Ameryki bierzemy to co najgorsze, a milczeniem zbywamy to, co naprawdę dobre i świeże. Dobrze by było, żebyśmy z tą samą energią, z którą zachłannie i bezkrytycznie czerpiemy z Zachodu, i z którą niejednokrotnie w bardzo trudnych warunkach za granicą pracujemy, pracowali na dobrobyt i wizerunek Polski.
– Przed chwilą zakończył się seans “Ciała”, ostatnio jednej z najlepszych komedii polskiego kina, wcześniej zagrała pani w “E=mc2”, “Na dobre i na złe”. Jak Jagna z “Chłopów” czuje się w rolach komediowych?
– Ja jestem urodzoną komediantką. Bardzo dobrze się czuję w rolach komediowych. Cieszę się niezmiernie, że współpracuję z młodymi reżyserami, wielce utalentowanymi, z którymi tworzę naprawdę wspaniałe duety. Choć przyznam, że role komediowe to najtrudniejsze role. Niewielu jest znanych i naprawdę dobrych komików. Można do łez rozśmieszać ludzi w jednym mieście, ale w drugim spotkać się z obojętnością. Potrzebujemy dobrych komedii, jesteśmy zmęczeni wątpliwej jakości teatrem, jakim są wszelkie rozgrywki na scenie politycznej, choćby komisje śledcze.
– W roku w którym się urodziłem miała Pani za sobą 36 ról filmowych, tymczasem wspaniale sobie Pani radzi z młodą publicznością, jak Pani to robi?
– To lata doświadczeń i ciężkiej Golgoty. Z czasem człowiek staje się łagodniejszy. Jeżeli osiągamy to, że zaczynamy siebie szanować i cenić, to także cenimy ludzi i wszystko, co jest wokół i lepiej się dogadujemy z naszym otoczeniem, choćby było o pokolenia młodsze.
Lukasz Sośniak