Groza trwania ciągu dalszego


W roku 2002 16 działaczek “Solidarności” lat 1980-1981, represjonowanych, internowanych i więzionych w stanie wojennym, wniosło pozew przeciw ówczesnej funkcjonariuszce Służby Bezpieczeństwa, która z wyjątkowym wyrachowaniem i okrucieństwem psychicznym pastwiła się nad uwięzionymi kobietami.
Proces dobiega końca. Być może już w lipcu poznamy wyrok. Wszystkie poszkodowane oczekują, że wyrok zadośćuczyni, po 22 prawie latach, ich krzywdzie. Wspomnieniami dzieli się Anna Rakocz. Była pracownikiem Zarządu Regionu Częstochowskiego, przewodniczącą “Solidarności” w Fabryce Papieru, a później przewodniczącą Zarządu “S” pracowników etatowych regionu bielsko-częstochowskiego. Na liście do “neutralizacji” sporządzonej przez aktyw częstochowski PZPR i jego milicyjno-esbecko-wojskowe zaplecze, zajmowała “zaszczytne” miejsce w czołówce przeznaczonych do internowania.

W roku 2002 16 działaczek “Solidarności” lat 1980-1981, represjonowanych, internowanych i więzionych w stanie wojennym, wniosło pozew przeciw ówczesnej funkcjonariuszce Służby Bezpieczeństwa, która z wyjątkowym wyrachowaniem i okrucieństwem psychicznym pastwiła się nad uwięzionymi kobietami.
Proces dobiega końca. Być może już w lipcu poznamy wyrok. Wszystkie poszkodowane oczekują, że wyrok zadośćuczyni, po 22 prawie latach, ich krzywdzie. Wspomnieniami dzieli się Anna Rakocz. Była pracownikiem Zarządu Regionu Częstochowskiego, przewodniczącą “Solidarności” w Fabryce Papieru, a później przewodniczącą Zarządu “S” pracowników etatowych regionu bielsko-częstochowskiego. Na liście do “neutralizacji” sporządzonej przez aktyw częstochowski PZPR i jego milicyjno-esbecko-wojskowe zaplecze, zajmowała “zaszczytne” miejsce w czołówce przeznaczonych do internowania.
– Czy pamięta pani moment internowania?
– Oczywiście. W Częstochowie ta wojna zaczęła się jeszcze przed jej oficjalnym wypowiedzeniem przez Jaruzelskiego. Wyciągali ludzi z mieszkań już od godziny 22. Po mnie przyszli przed północą. Pięciu dorodnych funkcjonariuszy, naprzeciw ja, mój ojciec, dwójka rozbudzonych, zanoszących się od płaczu dzieci, moich córek. Jedna z przerażenia zaczęła wymiotować. Ojciec uspokajał, prosił mnie, żebym poszła. Usłyszałam: “jak pani nie pójdzie, to weźmiemy siłą”.
– To była taka podła mieszanka: szantażu, terroru, poniżenia…
– Poniżenie przede wszystkim. Drastycznie wyciągnąć, prawie za włosy, za głowę, nocą.
– Wywieźli panią i koleżanki do “trójkąta” MO, wtedy jeszcze przy al. Lenina, prawie 22 lata temu. Co było później?
– Stamtąd zabrali nas do więzienia w Lublińcu. Nie wiedziałyśmy nic. Wreszcie w Lublińcu, z kołchoźnika w celi, takiej drewnianej skrzynki nad drzwiami celi, w poniedziałek słyszymy głos, chrapliwy, spróchniały jakby, syczący. Że ekstrema, że nie oddadzą socjalizmu, że sojusze, groźba interwencji. Wiemy już wszystko. Że stan wojenny, terror, koniec “Solidarności”.
– Po tylu latach od tamtej zbrodni trwa proces kobiety, która z ramienia SB była waszą “opiekunką”. Czy pamięta pani tę kobietę?
– Oczywiście. To była i jest nadal Barbara W. Wtedy ładna, młoda dziewczyna. Jak ją zobaczyłam, to wręcz się ucieszyłam, że wreszcie przyjechał ktoś do nas z Częstochowy. Będzie z nami rozmawiał i dowiemy się coś o naszych rodzinach.
– O ile dobrze rozumiem, to pani wiązała z nią jakieś ludzkie nadzieje?
– Uważałam, że kobieta kobiecie jest w takich sytuacjach bliższa. Zapytałam ją, jak matka, zapytałam o dzieci. Siedziała naprzeciw mnie. Z kamienną twarzą. Z takim złowieszczo drwiącym uśmiechem. Zimna. Odpowiedziała natychmiast, choć bardzo powoli, dosadnie: “Teraz? Teraz pani pyta o dzieci? Trzeba było nie działać w “Solidarności”. Dzieci bez opieki nie mogą być. Pani wychowuje je sama. Ale pani już ich nie ma. Pójdą do domu dziecka… Może.”
– Tak jak za bolszewików. Rodzice do łagrów, dzieci do szkoły janczarów.
– Proszę pana, pan tak ładnie mówi, “historycznie”. Ale niech pan się postawi w mojej sytuacji. Sytuacji matki odebranej dzieciom. I jej bezduszna odpowiedź. Sztylet w serce. Nie rozumie pan tego jako mężczyzna. To trzeba przeżyć. W Wigilię 1981 roku, jak się później dowiedziałam, do więzienia w Lublińcu dotarła moja matka. Błagała o wiadomość, czy jest jej córka: “Panie Naczelniku! Dziś Wigilia! Niech pan powie! Jak pan nie może mówić, to proszę dać znak oczami!” – prawie skamlała. “Czy jest tu Anna?” – pytała. A ten człowiek milczał. Na biurku leżała lista internowanych. W milczeniu odwrócił papier w jej stronę. Matka znalazła mnie w spisie. Nie widziałyśmy się w tę Wigilię. Ale mama znalazła córkę i proszę sobie wyobrazić, że dopóki żyła, tamtą Wigilię wspominała jako jedną z najradośniejszych.
– Nie można było uciec?
– Uciekaliśmy do Boga i Matki Bożej, Pani Jasnogórskiej. To był czas potęgi Różańca Świętego. Odmawiałyśmy te modlitwę razem, stale. To były chwile ukojenia i jakiejś wielkiej nadziei w wierze. Śpiewałyśmy pieśni kościelne. To ich doprowadzało do pasji, bo zabronili śpiewania pieśni religijnych. A my śpiewałyśmy. To była dla nich największa porażka. Ucieczka, wobec której byli bezsilni. Ani nas wyłapać, ani dogonić, ani zawrócić, ani zatrzymać.
– Ale wasz “anioł stróż” esbecki nie opuszczał was.
– Co to, to nie. Kilkakrotnie podsuwała mi lojalkę i jakieś inne papiery do podpisania. Nic nie podpisałam. Zresztą ona sama w czasie procesu mówiła o tym z nieukrywaną złością, niemal z furią. Szła za mną jak szakal czy hiena za upatrzoną ofiarą. Za nami wszystkimi. Była jeszcze w Darłówku, w Gołdapi, do Bytomia-Miechowic, czwartego obozu, już nie dotarła. W Darłówku namawiała mnie do wyjazdu za granicę. W jedną stronę. Bez prawa powrotu. Była przekonana, że mnie złamie. Powiedziałam, że nie wyjadę. Jestem Polką i zostanę w Polsce.
– Czy dochodziło w czasie tych przesłuchań do fizycznego znęcania się?
– Nie, nie. Ona była ponad to. Ona była wyspecjalizowana do perfekcji w zadawaniu tortur psychicznych. Czyniła to z takim oddaniem całej siebie. Wydawało nam się, że do tego była stworzona, ćwiczona, szkolona.
– Patrzy pani na nią na sali sądowej. Czy się zmieniła?
– Może jeszcze gorsza. Ta sama kamienna twarz. Nie ma w jej oczach chociażby iskry chęci zadośćuczynienia, żeby nas przeprosić, chociażby źdźbła człowieczeństwa. Z drugiej strony, adoptowała dziecko. Stała się matką.
– Tyle lat i w “człowieku” nic się nie zmieniło. Właśnie, dlaczego?
– Nie wiem. Mam tylko nadzieję, że ten proces coś jej da. Przez salę sądowa przewinęło się 30 świadków, nad którymi, całymi godzinami, wielokrotnie znęcała się psychicznie. Koleżance powiedziała, że jak nie podpisze lojalki, to ją nie zwolnią na pogrzeb matki, która właśnie zmarła. Tymczasem jej matka żyła.
– Czemu tak późno zdecydowaliście się na ten proces?
– Tego procesu w ogóle by nie było. Gdyby Barbara W. nie obnosiła się ze swoją – by tak rzec – doskonałością funkcjonariuszki milicji, przepraszam policji. Po zakończeniu lustracji wróciła w szeregi stróżów porządku. Została nawet Policjantką Roku w Częstochowie. Została komendantką policji w Koniecpolu. I wtedy postanowiłyśmy, że chociażby w imię prawdy moralnej, historycznej nie możemy tak tego zostawić.
– Ile osób wystosowało akt oskarżenia?
– Jest nas 16. Nie chcemy, żeby szła do więzienia. Ma przecież dziecko. Chociaż moje dzieci chciała oddać do domu dziecka przed 21 laty i mnie dzieciom zabrano. Niech się ona cieszy swoim macierzyństwem. Chcemy tylko usłyszeć wyrok: że jest winna.
– Czy liczyła pani lata, które Barbara zabrała pani?
– Nie chcę o tym myśleć, nie robiłam takiego rachunku i nie będę go robić. Niech przeżyje na wolności, już na emeryturze wysokiej (3 czy 4 tysiące złotych). Ma 46 czy 47 lat. Niech wychowuje to dziecko. Ale z wyrokiem, że jest winna. Moje koleżanki, poranione, żyją do dziś z emerytury po 417 czy 500 złotych. One, ofiary stanu wojennego. I taki jest ten świat. Obok siebie żyć muszą moje koleżanki, upodlone, ze zniszczonym zdrowiem, na krawędzi egzystencji, może głodu i ona w emerytalnym, sbeckim dostatku. Na sali patrzę jej prosto w oczy. Ona patrzy w blat stołu. Może coś się w niej zaczyna przełamywać?
– Wasze stowarzyszenie represjonowanych, więzionych i prześladowanych w stanie wojennym spotyka się co roku na Jasnej Górze, na pielgrzymce. Czemu służą te spotkania?
– To taka tradycja bólu, pamięci, bo o nadzieję coraz trudniej. Z roku na rok widzimy rosnącą jak na drożdżach zdradę naszych ideałów, naszej walki. Chcemy prawa do zadośćuczynienia moralnego i materialnego za represje i prześladowania wydłużyć do roku 1989. Ale… Nie wiem. Przez te lata załatwiliśmy trzem osobom z tamtej “Solidarności” dodatkowe emerytury. Walczymy. Dziś widzimy, jak z narastającą siłą trzebi się ideały “Solidarności”. Tej prawdziwej. Jak się poniża w przewrotny, cyniczny sposób bohaterów i nosicieli tamtych idei. Teraz oczywiście bez wyroków, masowych egzekucji, trwa nadal proces wynarodowienia Polaków, odzierania ich z wartości patriotycznych, narodowych, katolickich, niepodległościowych.
– Czy w Polsce zapomina się całkowicie o idei “Solidarności”?
– Oczywiście. Kto z młodych wie, co stało się 13 grudnia 1981 roku? Kiedy wnukowi zaproponowałam, że przyjdę do nich, do VI klasy na lekcję historii i opowiem o “Solidarności”, o stanie wojennym, tu w naszej Częstochowie, to spłoszona nauczycielka odpowiedziała mu, że nie teraz, że może później, kiedy indziej, potem, kiedyś. Czyli nigdy. Nauczyciele też dziś się boją. To jest podobne do kłamstwa katyńskiego. Myśmy ze szkoły wiedzieli, że mord w Katyniu to sprawa Niemców. W domu mówiono nam co innego. Ale tak naprawdę, to dziś nie wiemy wszystkiego o zbrodni sowieckiej w Katyniu. Tak samo za lat kilka nikt nie będzie wiedział o “Solidarności”. O jej prawdziwych bohaterach, o morderstwach Jaruzelskiego i Kiszczaka. Morderstwach stanu wojennego. Cisza. “Czyści się” świadomość, patriotyzm młodych Polaków. Usypia sumienia. Pamięć ludzka jest ulotna. Oni na to liczą, że młode pokolenie Polaków zapomni, kim są, po co są, i dla kogo są. I dlatego dziś Barbara W. może chodzić w glorii chwały. I dlatego niegodziwiec czyni z oprawcy narodu autorytet moralny, człowieka honoru. I dlatego nie możemy milczeć, aż do ostatniego tchu. Nie możemy.

PIOTR PROSZOWSKI

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *