Po kilku dniach trudno ocenić program TVP3. Można jedynie łamać głowę nad tym, czym jest nowa propozycja telewizji publicznej. Nie jest to program informacyjny na wzór CNN czy jego polskiej TVN-owskiej odmiany… Nie jest to propozycja “telewizji sąsiedzkiej”, przybliżającej życie codzienne poza stolicą. Nie jest to ani “telewizja rodzinna”, ani dla miłośników przyrody, zabytków i podróży (jak Discovery, Planete, Animal Planet).
TVP3 to swoisty groch z kapustą, przeplatany co godzinę “Kurierami” informacyjnymi. Wartość tych “Kurierów” ma szansę zbliżyć się do “Faktów” TVN, jeśli prowadzący zrezygnują z irytującego zadęcia.
Po kilku dniach trudno ocenić program TVP3. Można jedynie łamać głowę nad tym, czym jest nowa propozycja telewizji publicznej. Nie jest to program informacyjny na wzór CNN czy jego polskiej TVN-owskiej odmiany… Nie jest to propozycja “telewizji sąsiedzkiej”, przybliżającej życie codzienne poza stolicą. Nie jest to ani “telewizja rodzinna”, ani dla miłośników przyrody, zabytków i podróży (jak Discovery, Planete, Animal Planet).
TVP3 to swoisty groch z kapustą, przeplatany co godzinę “Kurierami” informacyjnymi. Wartość tych “Kurierów” ma szansę zbliżyć się do “Faktów” TVN, jeśli prowadzący zrezygnują z irytującego zadęcia.
Tworzenie nowej “ramówki”, czyli programu TVP3 jest inicjatywą odgórną. Został on oddziałom regionalnym narzucony z góry. W teorii nadzór nad programami regionalnymi sprawuje Rada Programowa. W jej pracach uczestniczą m.in. Teresa Michałowska i Jerzy Zając z Częstochowy. “Zmiany programu nie były z nami konsultowane” – mówi Jerzy Zając – “Była to inicjatywa odgórna, narzucona przez Warszawę. Informowano nas o tym w sensie bardzo ogólnym. Mówiono, że kolejność informacyjna “Kurierów” na pierwszy plan wysunie region, potem wydarzenia ogólnopolskie; że każdy region zyska, jeśli przygotuje informację na tyle ciekawą, by znaleźć się w czołówce “Kuriera”.
“Ramówka” TVP3 nie odbiega od programu nadawanego od kilku lat. Rano pasmo dla dzieci (7.00-8.00), wieczorem o 22.00 – film. W ciągu dnia serial sensacyjny i seriale dokumentalne. Reszta, oprócz programów informacyjnych, jest “upychaniem” rozmaitych programów wynikających z tzw. “misyjności” telewizji publicznej. Od etiud na poziomie szkolnym typu “piękna, nasza Polska cała”, przez propagandę prounijną, po programy dla rolników. Czas ich emisji jest – jak to zwykle w TVP – twórczo oderwany od potrzeb telewidzów.
Co do stylu “Kuriera”… trafnie odzwierciedla go tytuł kojarzący się z sensacyjnym “Kurierem Wieczornym”. Atrakcyjność formuły polega na trzymaniu się zasady – ciekawe są tylko złe wiadomości. Musi być zatem na czołówce, jeśli nie fotogeniczny trup, to przynajmniej jakaś manifestacja, bankructwo dużego zakładu czy nadużycia urzędników. Ilość informacji podawanych jednorazowo nie przekracza 8-10. Połowa z nich, to poszukiwana na siłę sensacja, reszta – “papowskie oficjałki”. Przy reklamowanym potencjale 480 dziennikarzy w całej Polsce – taki efekt jest żałosny.
Ten żałosny poziom jest wpisany w założenia zmian. Forma przekazywania informacji jest narzucona “z góry”, z Warszawy. W praktyce oznacza to utrzymanie pewnego schematu: ważne i ciekawe rzeczy dzieją się w stolicy (na salonach władzy), z prowincji warto pokazać jedynie to, co rozbawi i zaciekawi Warszawę (skandale, strzelaniny i inne brewerie). Nie znajdziemy więc w tej ciekawostkowej formule nic, co może być istotnie ważne dla miast, miasteczek i wsi dalekich od stolicy.
Po większych blokach reklamowych widać, że program się “sprzedaje”. Trudno też nie zauważyć, że jest to kolejna forma “dumpingowej” sprzedaży. TVP bazuje na publicznym majątku, dokarmiana jest pieniędzmi podatnika w postaci abonamentu. I w zamian karmi nas komercyjnymi treściami, “Kurierami” ścigającymi się w ilości pokazywanych trupów z innymi komercyjnymi telewizjami.
Jakie to szczęście, że człowiek oprócz telewizora ma jeszcze oczy. W przeciwnym wypadku, z takiej prowincji, jaką pokazuje telewizja publiczna uciekałbym gdzie pieprz rośnie, do tak spokojnych krajów jak Białoruś czy Argentyna.
JAROSŁAW KAPSA