Agnieszka Osiecka lubiła bezinteresownie sprawiać ludziom przyjemności.


– Z nazwiskiem Agnieszka Osiecka pierwszy raz zetknęłam się mając chyba siedem lat, bo już potrafiłam czytać… Moja babcia Zofia, na urodziny czy na gwiazdkę – dokładnie nie pamiętam – kupiła mi książkę pt: „Dzień dobry, Eugeniuszu”. Jej autorką była właśnie Agnieszka Osiecka – wspomina częstochowska dziennikarka Aneta Nawrot, aktualnie zajmująca sprawami promocyjno-marketingowymi w Urzędzie Gminy Poczesna.

 

„Pożegnanie z poetką”

[…] Czasem zanuć sobie o nas od niechcenia,
do widzenia, do widzenia, do widzenia,
my po siedmiu przedpokojach, siedmiu sieniach
zasiądziemy obok siebie – do widzenia.
Pozostaniesz w naszych sercach i marzeniach,
do widzenia, do widzenia, do widzenia.
My jesteśmy tu na ziemi naprzeciwko,
zamów dla nas tam na górze małe piwko.
/A. Osiecka/

Z nazwiskiem Agnieszka Osiecka pierwszy raz zetknęłam się mając chyba siedem lat, bo już potrafiłam czytać… Moja babcia Zofia, na urodziny czy na gwiazdkę – dokładnie nie pamiętam – kupiła mi książkę pt: „Dzień dobry, Eugeniuszu”. Jej autorką była właśnie Agnieszka Osiecka. Uwielbiałam książki i nękałam wszystkich, aby mi je czytali, ale ta książka szczególnie zapadła mi w pamięć. I to nie za sprawą rzeczonej Osieckiej (w tym wieku bladego pojęcia nie miałam, kim Ona jest, co robi, i że za kilkanaście lat będę Ją uwielbiać), a za sprawą męża mojej babci – dziadka Eugeniusza. Sadzę, że babcia przy kupnie lektury kierowała się właśnie tytułem. Muszę przyznać, że nie zapałałam miłością ani do książki, ani do autorki. I przyznaję się, że nawet nie wiem co lektura zawierała, bo się jej bardzo szybko… pozbyłam! W tamtych czasach trudno było o wszystko, więc dawało się rzeczom „drugie, trzecie, czwarte i… kolejne życie”. Jak już zabawki, książki, rzeczy przestawały interesować, to się je przekazywało komuś znajomemu, młodszemu. Był to jakiś patent na to, że w szafkach i na półkach było zawsze luźno, a śmieci było mniej.

W każdym razie przyznaję, że „Dzień dobry, Eugeniuszu” nie przeczytałam, a autorka nawet wzbudziła moją niechęć do siebie, że „wykombinowała” takie imię jakby wokół nie było lepszych, fajniejszych i… nie kojarzących się z dziadkiem, którego się bałam. Chociaż dziadkowi Eugeniuszowi jestem wdzięczna za to, że to on najwięcej czytał mi książek. To za jego sprawą w wieku sześciu lat poznałam bajki Krasickiego czy Mickiewicza. Dziadek mi je czytał i tłumaczył. I był to jedyny moment, kiedy wykazywał niebywałą cierpliwość.

Po latach, historię niechęci do powyższej lektury opowiedziałam autorce. Zamyśliła się i po chwili powiedziała: – Patrz, jedno imię spowodowało, że nie otworzyłaś tej książki… Widać tego nie przemyślałam.

– Nie tylko nie otworzyłam, ale i wydałam komuś bardzo szybko, i teraz nie wiem co w niej było… – odrzekłam.

– No to teraz kombinuj, bo ja ci nie powiem… – roześmiała się Osiecka.

No nie ma co ukrywać: „Dzień dobry, Eugeniuszu” było niewypałem. Ale tak myślę, że kupię tę książkę. Chociaż po to, aby ją otworzyć…

Kiedy zakochałam się w twórczości Osieckiej? Nie mam zielonego pojęcia. Chyba następowało to stopniowo… W moim domu dużo słuchało się radia, a tam nadawane były Jej piosenki. Pamiętam też, że kiedy jako dziecko oglądałam czołówkę „Czterech pancernych i psa”, to ze zdziwieniem odkryłam, że „Deszcze niespokojne” napisała Agnieszka Osiecka!

I tak się to chyba zaczęło. Potem doszła jeszcze moja „miłość” do twórczości Seweryna Krajewskiego i Maryli Rodowicz, dla których teksty piosenek pisała Osiecka. Zaczęłam Ją autentycznie podziwiać. Tym bardziej, że z biegiem lat zrozumiałam, że Jej teksty to piękna, mądra poezja z przesłaniem.

Bardzo chciałam poznać panią Osiecką. Były to jednak czasy, kiedy telefonów komórkowych nie było. Ani żadnych mediów społecznościowych również.

Marzenie spełniło się na początku lat 90. XX wieku, kiedy Agnieszka Osiecka przyjechała do Częstochowy na premierę swojej sztuki pt: „Łotrzyce”. Kilka godzin rozmawiałyśmy, siedząc w teatrze przy herbacie. Wymieniłyśmy się numerami telefonów, adresami. Potem Agnieszka przyjechała na wieczór autorski do „Gaude Mater”. Po spotkaniu z wielbicielami Jej twórczości, odprowadziłam Ją do hotelu „Polonia”. Tam zaproponowała mi, abyśmy mówiły sobie po imieniu. I tutaj też miały miejsce „długie Polaków rozmowy”. O twórczości, o życiu, o zawiedzionych miłościach…

Potem był kolejny wieczór Agnieszki w Częstochowie, tym razem w Klubie Muzycznym „STACHERCZAK”. Po tym spotkaniu Agnieszka zażyczyła sobie, że chce przenocować w Częstochowie, ale… u mnie w mieszkaniu.

I tak się stało… Do białego rana siedziałyśmy razem z moją Mamą i serdeczną koleżanką Iwoną. Agnieszka fantastycznie opowiadała. O Sewerynie Krajewskim, Helenie Vondraczkowej, Maryli Rodowicz… Opowiadała, kto w kim z „wielkiego świata, się kochał… Przyznała, że uwielbia jeździć na różnego rodzaju festiwale. Ze śmiechem opowiedziała, że właśnie podczas takich imprez, kiedy pojawiała się w restauracji, gdzie siedzieli artyści, to słyszała: „Agnieszka, cześć!, Chodź do nas. Tutaj jest wolne miejsce”. Twierdziła, że sytuacja zmieniała się w chwili, gdy na festiwal docierał Wojciech Młynarski. Wtedy już nie słyszała: „Cześć Agnieszka, tutaj jest wolne miejsce, tylko „Cześć Wojtek! Siadaj z nami!”.

To podczas tego wieczoru dowiedziałam się, jak znana artystka-fotografik Zofia Nasierowska złamała rękę. Ponoć chciała zapozować do zdjęcia na jabłonce…

Opowiedziała też historię o powstaniu „Niech żyje bal” (ten wątek był w filmie „Osiecka”), z tym, że mnie opowiedziała wersję, że było to w domu Seweryna Krajewskiego, a nie u niej – jak pokazywał film.

Podczas tej wizyty pokazałam Agnieszce dwa teksty piosenek, które napisałam i wrzuciłam do szuflady. Agnieszka przeczytała je w ogromnym skupieniem i po chwili zapytała wskazując na jeden z ich: – Mogę się pod nim podpisać?

Osłupiałam. Po chwili jednak mowa wróciła: – Nie, ale to jest najlepsza recenzja jaką otrzymałam w życiu!

Agnieszka się uśmiechnęła i powiedziała: – Ale możesz mi podarować te wiersze… z podpisem oczywiście.

Mój Boże, dawałam „autograf” Osieckiej!

Po kilku miesiącach okazało się po co Jej były te teksty. Agnieszka, nic mi nie mówiąc, włączyła jeden z nich do swojego programu telewizyjnego. Chciała, aby muzykę do niego skomponował Seweryn Krajewski – bo wiedziała jaką ogromną radość mi tym sprawi. On jednak gdzieś wyjechał, czy pracował nad czymś innym… a Agnieszka była w Stanach i nie mogła tego dopilnować. W sumie piękną melodię napisał wybitny kompozytor Adam Sławiński. Ja oczywiście o niczym nie wiedziałam. Któregoś wieczoru zasiadłyśmy z moją mamą przed telewizorem i zaczęłyśmy oglądać program Osieckiej. I nagle słyszę swoją piosenkę śpiewaną przez Elżbietę Jodłowską. A na końcu programu pojawił się napis: Autorzy tekstów Agnieszka Osiecka, Aneta Nawrot. Poprosiłam mamę, żeby mnie uszczypnęła. Zadzwoniłam do Agnieszki, która spokojnie wyjaśniła mi, że spodziewała się mojego telefonu i bardzo się cieszy, że zrobiła mi taką niespodziankę. Potem tę piosenkę na swojej płycie „Żywa woda” umieściła Anna Szałapak. Znalazłam się wśród takich twórców jak: Osiecka, Miłosz, Mickiewicz, Tuwim…

Jakiś czas później, w kolejnym programie, drugą moją piosenkę śpiewała Agnieszka Pilaszewska. A w kilka dni po emisji, wieczorem odebrałam telefon od… Henryka Talara, ówczesnego dyrektora częstochowskiego teatru (zadał sobie dużo trudu, żeby zdobyć prywatny telefon), który powiedział, że jak mu będzie potrzebny przebój to się do mnie zgłosi, a w ogóle to gratuluje, bo być docenionym przez Osiecką, to jest coś!

Kontakt utrzymywałyśmy, najczęściej dzwoniąc do siebie (z tym, że Agnieszka była wciąż w rozjazdach). Któregoś dnia do redakcji przyszedł adresowany do mnie list od Agnieszki. W środku fotografia Krajewskiego i informacja, że zdjęcie wykonała osobiście, specjalnie dla mnie przed jej domem. I wyjaśnienie, że skoro nie udało się, aby Krajewski skomponował moją piosenkę, to niech mi chociaż oczy nacieszą się Sewerynem sfotografowanym z Jego pięknym, czerwonym autem.

W 1995 roku (ale nie jestem pewna) Agnieszka zaprosiła mnie na plan zdjęciowy. Realizowała swój program. Skupiona na pracy. W przerwach „sypała” anegdotami, ale coś było w Niej „nie tak”. Niedługo potem zadzwonił do mnie Adam Sławiński: – Agnieszka ma raka – powiedział krótko.

Były potem jeszcze rozmowy telefoniczne. Nie mówiłyśmy o Jej chorobie.

9 października 1996 roku, w dniu 60. urodzin Agnieszki, dzwoniłam do Niej kilka razy, ale odzywała się automatyczna sekretarka, na którą Agnieszka nagrywała najróżniejsze informacje…

Ostatnia moja rozmowa telefoniczna z Agnieszką odbyła się przed Bożym Narodzeniem. Byłam w Warszawie. Chciałam Ją odwiedzić. Powiedziała, że jest trochę słaba, ale zaraz zapewniła – i powtarzała to jak refren – że pokonała raka, że raka już nie ma, że jest wszystko OK. Zapytałam co robi w święta. Chwilę się zastanowiła i odpowiedziała, że nie wie, że może pójdzie do Magdy Umer, ale najpewniej wyjedzie do Zakopanego. Zapraszałam Ją do siebie. Powiedziała, że to nie jest wykluczone, ale najpewniej wybierze Zakopane, bo musi przemyśleć jeszcze parę spraw. A tam jak będzie chciała, to towarzystwo znajdzie, a jak jej się znudzi, to się w pokoju zamknie. Obiecała zadzwonić… Nie oddzwoniła.

Pod koniec lutego lub na samym początku marca 1997 roku, Beat,a moja redakcyjna koleżanka, zapytała mnie: – Co tam u Agnieszki słychać… Mało się zastanawiając, podniosłam słuchawkę i wykręciłam numer. Odezwała się automatyczna sekretarka. Głosem Agnieszki poinformowała o białych krwinkach, które „jakoś dziwnie się zachowują” i trzeba iść do szpitala.

6 marca 1997 roku byłam w Warszawie. Rano zadzwoniłam do szpitala, na oddział na którym leżała Agnieszka. Zapytałam, czy można odwiedzić panią Osiecką. Pielęgniarka odpowiedziała, że na pewno będzie Jej miło, bo lubi gości, a od dwóch dni dość dobrze się czuje. Tylko nie dzisiaj, bo już kilka osób było. Nie można pacjentki męczyć. W sklepie z zabawkami kupiłam małą pluszową żabę z koroną na głowie.

– Zaklęty królewicz – pomyślałam. Dlaczego trzeba dawać słonia na szczęście? Żaba w tym wypadku jest lepsza…

7 marca 1997 roku pierwsza wiadomość jaka do mnie dotarła, brzmiała: „W wieku 60 lat zmarła wybitna poetka, artystka… Agnieszka Osiecka”.

Aneta Nawrot

 

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *