Spotkania z “Gazetą Częstochowską”
Od 1. stycznia obowiązki dyrektora naczelnego Filharmonii Częstochowskiej prezydent miasta powierzył Beacie Młynarczyk. Nową dyrektor poprosiliśmy o rozmowę
Co zmieni się w Filharmonii z chwilą zmiany dyrektora?
– Przede wszystkim chciałabym widzieć taką Filharmonię, z której Częstochowa byłaby dumna, i z której dumni byliby ci, którzy w Filharmonii pracują.
Ależ do tej pory częstochowianie dobrze postrzegali Filharmonię i poziom artystyczny muzyków nie budził zastrzeżeń, podobnie proponowany repertuar.
– To prawda. Pragnę jednak by, przy wysokim poziomie artystycznym, nasza Filharmonia stała się instytucją bardziej otwartą. Z jednej strony na to, co się dzieje w Polsce i na świecie, z drugiej strony, na potrzeby częstochowskich melomanów a także na wielu znakomitych częstochowskich muzyków, których Filharmonia winna promować.
Od wielu miesięcy słyszało się o konflikcie na linii dyrekcja – muzycy. Głównie chodziło o zarobki. Z tego powodu musiał odejść Jerzy Swoboda.
– Nie chodziło jedynie o sprawy finansowe. Dla muzyka, równie ważna lub nawet ważniejsza niż pieniądze jest dobra atmosfera pracy i satysfakcja artystyczna. Tu brakowało po trosze i jednego, i drugiego. Zarówno materii jak i artystycznego ducha, a co za tym idzie entuzjazmu.
Mimo to na zewnątrz instytucja była postrzegana pozytywnie. Sądzę, że obu byłym dyrektorom udało się wiele osiągnąć. Nie brakowało i ciekawych koncertów, i sław. Orkiestra pod batutą Jerzego Swobody grała wiele i coraz lepiej. Mówi Pani o otwarciu się instytucji, ale ona właśnie w ostatnich latach mocno otworzyła się na różnego rodzaju inicjatywy. W związku z tym moje pytanie, co konkretnie miałoby się zmienić w Filharmonii?
– Z całą pewnością poprzedniej dyrekcji udało się wiele osiągnąć. To zawsze była dobra filharmonia, ale skoro muzycy się skarżyli, to jakiś powód ku temu musiał być. Z pewnością inaczej wygląda Filharmonia od zewnątrz, inaczej postrzegają ją melomani, inaczej miasto i jeszcze inaczej ktoś, kto pracuje w środku. Dla mnie jako dyrektora będzie tak samo ważne to, jak instytucja jest postrzegana na zewnątrz, jak to, jaka tu, wewnątrz, panuje atmosfera. Jedno z drugim jest sprzężone. Jeśli przez długi czas utrzymuje się sytuacja , że instytucja ma dobry wizerunek na zewnątrz, a w środku dzieje się coś niedobrego, to prędzej czy później ten układ musi pęknąć. Byłam już pytana o to, jakie są moje priorytety. Odpowiedziałam szczerze, ale komentarz był taki, że nie powiedziałam nic. Powtarzam więc jeszcze raz: w takiej instytucji jak filharmonia ważne jest wszystko. Również i to, że jeżeli znakomity program artystyczny będzie realizowany w budynku, który się sypie, to i ten układ w końcu pęknie.
W budynku, rozumianym jako miejsce czy społeczność?
– Mówię o gmachu. Nie mogę skoncentrować się na programie artystycznym, a lekceważyć wizerunek miejsca pracy. Nie mogę postawić tylko na gwiazdy i zapraszać sławy, a nie promować muzyków z Częstochowy. Prędzej czy później zostanie mi to wytknięte, i zupełnie słusznie. Musi być równowaga. Musi być wysoki poziom artystyczny, ale nie możemy zapominać o odbiorcy i jego oczekiwaniach. Musimy wyjść naprzeciw, otworzyć się na publiczność, na jej potrzeby, ale również umiejętnie i z wyczuciem przekonywać, że muzyka to wspaniałe, fascynujące bogactwem i różnorodnością zjawisko, a my, wykształceni, profesjonalni muzycy chcemy i potrafimy naszej publiczności to piękno pokazać i zachęcić do częstego z nim obcowania.
Jednak, czy to nie będzie pewnego rodzaju pułapką. Stawianie na wysoki artyzm, który nie zawsze jest w pełni doceniany przez widzów, może w pewnym sensie okazać się zgubny. Liczba melomanów, i tak stosunkowo skromna, może się jeszcze zmniejszyć. Z takim problemem spotkała się dyrekcja Teatru im. A. Mickiewicza, bowiem bardzo ambitne propozycje repertuarowe mocno zaczęły odbiegać od preferencji widza. Na widowni świeciło pustkami, a instytucja zaczęła borykać się ze sporymi kłopotami finansowymi.
– Właśnie dlatego powtarzam: ważne jest wszystko i żadnej rzeczy nie można zaniedbać. Trzeba też przy tym wytrwałości, determinacji i kreatywność. Jeśli publiczność słysząc Szymanowski czy Szostakowicz mówi “nie” to nie powód, by się wycofywać. Nasze niedawne doświadczenia uczą, że Szymanowski przy świecach, w pięknej scenografii, okraszony poezją może być bliski szerokiej publiczności. Nie znaczy to bynajmniej, że zrezygnujemy z muzyki lżejszej – musicalowej, operetkowej czy rozrywkowej. Już w najbliższym czasie proponujemy państwu muzykę wiedeńską na Koncercie Noworocznym, najpiękniejsze piosenki o miłości na Walentynki, a w marcu dla Pań zaśpiewa Krzysztof Kiljański. Zapraszamy też na nasze niedzielne poranki, podczas których w luźniejszej nieco atmosferze łącząc muzykę, słowo i elementy teatru staramy się przekonywać zwłaszcza młodych melomanów, że muzyka poważna jest ciekawa, interesująca, wzruszająca a czasem zabawna. Powiem Pani jako teoretyk muzyki i nauczyciel harmonii, a “filharmonia” znaczy przecież umiłowanie harmonii. To taka dziedzina muzyki, która uczy jak z wielu różnych elementów skomponować piękną całość. Harmonia to jedność w wielości, to przeciwieństwa, które trzeba ze sobą umiejętnie połączyć. W harmonii nawet dysonans jest czymś inspirującym i ciekawym, pod warunkiem, że zostanie dobrze rozwiązany.
A tych dysonansów, jak się okazuje, jest sporo…
– Ale jeśli zostaną rozwiązane dobrze i zgodnie z regułami harmonii, to z nich może wyniknąć coś bardzo twórczego.
A jak poradzi sobie Pani z finansami. Wiem, że nie były one wystarczające. Czy w tym roku coś się zmieni i na przykład miasto zwiększy dotację dla tej instytucji?
– To już się stało. Ponadto miasto kupiło dla Filharmonii nowy fortepian, za co jesteśmy niezmiernie wdzięczni. Trudno mi komentować to, co było wcześniej, ale wiem, że miasto zawsze było otwarte na nasze potrzeby. Nie możemy jednak oczekiwać zbyt wiele. Nie jesteśmy jedyną instytucją, którą miasto ma na utrzymaniu i musimy być realistami. Naturalnie, jako dyrektor zawsze będę walczyć, by pozyskać jak najwięcej funduszy. Zdaję sobie sprawę, że w mieście potrzeb jest sporo, liczę jednak na przychylność władz i mam nadzieję, że inwestując w Częstochowską Fiharmonię władze miasta się nie zawiodą. Wierzę też, że w naszym mieście jest wiele instytucji i firm gotowych wspierać Filharmonię. Jako prelegentka wielokrotnie miałam okazję dziękować im z estradyMam nadzieję, że grono naszych sponsorów poszerzy się.
Jak będzie się Pani starała pozyskać fundusze dodatkowe, bo z pewnością pieniądze z Urzędu Miasta nie wystarczą na wszystkie potrzeby?
– Myślę, że trzeba będzie poszukać ścieżek do funduszy europejskich. W tej chwili jest na to dobry moment. Nie pozyskamy ich jednak od razu. Trzeba najpierw przedstawić plan. Żeby go przygotować, musimy zasięgnąć opinii fachowców. Jeżeli mamy podciągnąć estetykę i funkcjonalność budynku, to z pewnością nie zrobię tego sama. Tak więc muszę uprzedzić częstochowian, że efekty nie od razu będą widoczne.
Czy zostanie zatrudniony fachowiec, który zajmie się tymi sprawami?
– Fachowców ma Urząd Miasta. Tam skierujemy pierwsze kroki z prośba o pomoc.
Czy wprowadzi Pani zmiany do programu założonego przez poprzedniego dyrektora?
– Tego zmienić nie mogę, bo orkiestra pracuje w systemie sezonowym, nie rocznym. Dobry obyczaj nakazuje, by nie burzyć programów już wcześniej ustalonych. Można wprowadzić pewne zmiany i to w pewnym zakresie robić będziemy. Natomiast przyszły sezon będzie już w całości należał do dyrektora Jerzego Salwarowskiego i on będzie decydował o jego kształcie.
Dlaczego tak rzadko widzimy Jerzego Salwarowskiego na naszej scenie?
– Jerzy Salwarowski przyjął pracę w Filharmonii Częstochowskiej, mając już inne zobowiązania na ten sezon. Kalendarz artysty jest wypełniony na dwa, a nawet trzy lata do przodu. Pan dyrektor zastrzegł, że w tym sezonie musi swoje zobowiązania dopełnić. Ale przyszły sezon będzie już w naszej Filharmonii sezonem Jerzego Salwarowskiego.
I Beaty Młynarczyk
– Mam nadzieję.
Pani dyrektor, w naszej wcześniejszej rozmowie telefonicznej podkreślała Pani, że zależy jej, by układ Salwarowski-Młynarczyk był postrzegany jako zgodny tandem. Sądzę jednak, że każde z Państwa odpowiada za nieco inne działy. Czy jest już ustalony konkretny podział obowiązków?
– Z pewnością Pan dyrektor Salwarowski, jako ogromny autorytet w kwestiach artystycznych, będzie miał tutaj głos decydujący. Ale, jak sam deklarował, nie będzie zapominał o tym, że jestem również muzykiem. Ja natomiast chętnie skorzystam z dużego doświadczenia Jerzego Salwarowskiego jako organizatora i menadżera. Zachowując podział obowiązków będziemy się konsultować we wszystkich sprawach i wydaje mi się, że taki układ jest dla filharmonii najlepszy, bo nie rodzi konfliktów. Ustanawianie sztywnych granic kompetencji między dyrektorem artystycznym a dyrektorem administracyjnym tworzy szczelinę, w której pojawiają się sprawy konfliktujące zarządzających. Tego chcemy uniknąć. To bardzo ważne, gdy dyrektorzy nawzajem się wspierają i są jednej myśli.
Do tej pory była Pani znana z cenionych przez melomanów prelekcji przedkoncertowych. Nie ukrywam, że będzie ich brakowało. Czy, jednak, odstąpi Pani od nich?
– Odstąpię część koncertów. Spotkanie z publicznością jest dla mnie zawsze ogromną przyjemnością, jednak są i takie koncerty, które mogą być uzupełnione drukowanym programem i nic na tym nie stracą, a wręcz zyskują. Z pewnością jednak nie zniknę z estrady częstochowskiej filharmonii.
Czy sądzi Pani, że wykształcenie pedagogiczne pomoże Pani w prowadzeniu takiej instytucji?
– Uważam, że tak. Doświadczenie pedagogiczne uczy niezwykle cennej umiejętności, której nie da żadne studium menadżerskie. Chodzi o dobry kontakt z ludźmi. Praca z uczniami nauczyła mnie otwartości, a przy tym konsekwencji i planowania pracy. Myślę, że doświadczenie pedagogiczne pomoże mi w znalezieniu równowagi między otwartością a autorytetem, który z urzędu powinien mieć dyrektor. A poza tym przez wszystkie lata pracy pedagogicznej uczyłam młodych ludzi jak słuchać muzyki i przekonywałam, że to najpiękniejsza i najszlachetniejsza sztuka. Myślę, że i ta umiejętność przyda mi się w nowej pracy.
Nie będzie Pani prowadziła zajęć?
Będę, ale naturalnie w zmniejszonym wymiarze godzin. Nie wyobrażam sobie życia bez szkoły.
Czy ma Pani pomysł na coś zupełnie nowego w filharmonii?
– Prawdę mówiąc takich pomysłów z dyrektorem Salwarowskim mamy wiele, niemniej nie chcielibyśmy ich na razie zdradzać, ponieważ droga od pomysłu do realizacji jest dość długa. Zawsze coś może się na niej zdarzyć, nie chcielibyśmy więc niepotrzebnie rozbudzać nadziei melomanów.
Trzeba zatem poczekać do sezonu Salwarowskiego i Młynarczyk?
Tak, z nadzieją, że będzie to dobry sezon.
Czego więc życzyć Pani oraz filharmonii?
– Mnie wytrwałości i konsekwencji a filharmonii – by świetnym programem i wspaniałą, ciepłą atmosferą przyciągała jak najwięcej melomanów.
Dziękuję za rozmowę
Rozmawiała
URSZULA GIŻYŃSKA