Katarzyna Deszcz – dyrektor naczelny i artystyczny Teatru im. Adama Mickiewicza:
– To był trudny rok, ale udało nam się zrobić kilka rzeczy, zaproponowaliśmy widzom trochę inny teatr, od początku mi na tym zależało, chciałam nie poddawać się presji jednego typu teatru, jednego rodzaju repertuaru. Czy to nie był za szybki i za daleki skok, to inna sprawa. Natomiast uważam, że teatr nie jest miejscem, które ma schlebiać i poddawać się, lecz musi proponować rzeczy może nie trudniejsze, ale inne.
Niewątpliwym sukcesem w zeszłym roku były cztery nominacje do “Złotych Masek”, z czego jedną dostałam. To jest bardzo poważny sukces, bo żaden teatr w województwie nie otrzymał tylu nominacji. Udało nam się zrobić “Międzynarodowe Spotkania Teatralne”, pierwsze od bardzo dawna w Częstochowie, które w moim przekonaniu były skromne, ale ciekawe. Mieliśmy widownię, pokazaliśmy interesujące sztuki i ciekawych twórców. Teraz kończymy sezon tradycyjnie farsą i bajką. Utrzymujemy nasze imprezy cykliczne, Salon Poezji i Czytanie Dramatów, które mają swoją stałą widownię.
Dzisiejsze czasy są szalenie trudne, wszystko bardzo się zmieniło, mamy mniej pieniędzy, media stają się coraz bardziej agresywne, a to robi swoje, budząc w ludziach frustrację. Dziś nie gra się już jednego tytułu przez tydzień i nie ma też tłumów, taka sytuacja pojawiła się nie tylko u nas, ale i w całej Polsce. Nie da się sprostać oczekiwaniom wszystkich odbiorców, wynika to już z samej definicji. Natomiast, jeśli mamy grać tylko komedie, to nie widzę powodu, by teatr w ogóle istniał. Nie możemy poddawać się presji, bo to prowadzi do zabicia teatru w ogóle. Teatr jest inną instytucją. Nasze możliwości są wprawdzie ograniczone i nie wypuszczamy premiery co tydzień, ale budujemy repertuar w taki sposób, by każdy mógł znaleźć coś dla siebie. Każdy spektakl adresowany jest do innej grupy odbiorców, te grupy są mniejsze bądź większe. Każdy nowy dyrektor w pierwszym roku dostaje duży kredyt zaufania, wszyscy są przekonani, że przeniesie góry, zdobędzie pieniądze dla teatru i pokaże sztuki, które zachwycą cały świat. Oczywiście, jest to moim marzeniem, aczkolwiek nie do końca udało się je spełnić. Duże zainteresowanie wzbudziła premiera sztuki wyreżyserowanej przez Artura Barcisia, to jest spektakl dla widza, który chce odpocząć w teatrze i chce mieć rozrywkę. Mam nadzieję, że ta sztuka będzie kontynuacją tego nurtu, jaki zapoczątkował “Mayday” czy “Mąż mojej żony”.
Natomiast w tym roku zaczynamy próby do “Poskromienia złośnicy”. Część planów weryfikuję pod kątem tego, co może się spodobać potencjalnemu widzowi. Będziemy realizować materiał na bazie tłumaczenia Adama Mickiewicza oraz spektakl z okazji 30-lecia pracy Czesławy Monczki.
Zastanawiam się też nad spektaklem dla trochę starszej młodzieży, może coś z twórczości Makuszyńskiego czy Musierowicz. Na Małej Scenie chciałabym coś z repertuaru społecznego. Jesienią Edward Mytnycki z Teatru Dramy i Komedii będzie reżyserował u nas “Skradzione szczęście” Iwana Franko. To jest bardzo ciekawy dramat społeczny, już cieszę się na współpracę z panem Mytnyckim, bo to reżyser z “najwyższej półki”. Oprócz tego będziemy realizować kolejny tytuł komediowy i bajkę. Brakuje mi w naszym repertuarze mocnej, ostrej sztuki społecznej. Przyszły rok to jest przede wszystkim 60-lecie Teatru, które chciałabym zwieńczyć kolejnymi Międzynarodowymi Spotkaniami Teatralnymi.
not.
ANNA WOJTYSIAK