Wicepremier, minister spraw wewnętrznych i administracji Ludwik Dorn, ogłaszając wejście w życie rozporządzenia o postępowaniu policji wobec nietrzeźwych parlamentarzystów prowadzących pojazdy, nie spodziewał się chyba, że jego podwładni tak szybko będą mogli pochwalić się skutecznym działaniem.
Szybko, bo jakieś półtora tygodnia po ministerialnej enuncjacji, zatrzymali poruszającego się zygzakiem po warszawskich ulicach posła Samoobrony, byłego trenera piłkarskiej reprezentacji Polski – Janusza Wójcika. Gdy zobaczyli jego immunitet, pewnie sami nie mogli uwierzyć w te niezwykłe “okoliczności przyrody”, a dodatkowo oczy musiały im wyjść z orbit, kiedy zorientowali się, że w sieci wpadła im taaaaka ryba!
Poseł, którego zapytano, dlaczego testował zawieszenie swojego auta na torowisku tramwajowym, próbował się przez godzinę stawiać. Jednak, jak na nasze parlamentarne standardy, opierał się stosunkowo krótko. Poddał się testom alkomatem, a później grzecznie pozwolił sobie pobrać krew. Kiedy badanie wykazało zawartość 1,7 promila alkoholu we krwi, “przyznał się”, że na balu mistrzów sportu wypił kilka lampek wina… Wiadomo, że w takie bajki nie uwierzy ani prokurator, ani funkcjonariusz drogówki z rocznym stażem pracy, ani nawet żaden z trampkarzy, których pan poseł ostatnio trenuje. Już po całym zajściu telewizja pokazała urywki ze wspomnianej imprezy, gdzie twarz posła zdradzała, że miał mocno w czubie. Ale ja nie dyskutuję, bo nie było mnie przy tym, choć muszę przyznać z pewnym rozczarowaniem, że jak na byłego sportowca pan poseł wykazał się wyjątkowo słabą głową do lekkich trunków.
Korci mnie, by przytoczyć stare przysłowie: “Człowiek strzela, Pan Bóg kule nosi”. Bo może z tego przykrego wydarzenia z udziałem nieodpowiedzialnego parlamentarzysty będzie jakaś nauka dla potomnych i tych, którzy liczą na łut szczęścia, wsiadając po kielichu do swoich samochodów. Janusz Wójcik, który ledwo co zaczął karierę w Sejmie, przez całą czteroletnią kadencję będzie się musiał tłumaczyć z głupiego wybryku. Nie raz przyjdzie mu w wielkim stresie spojrzeć w oko kamery, nie mówiąc już, że za jego parlamentarnymi plecami sypać się będą złośliwe komentarze i docinki.
Ale chyba najtrudniej będzie mu odzyskać autorytet wśród swoich podopiecznych. Nie wiadomo też, jaką karę wymierzy mu sąd, dokąd, najprawdopodobniej, prokurator prześle akta sprawy.
Na największą wyrozumiałość może liczyć wśród kibiców piłki nożnej, którzy nie zapomną mu nigdy srebrnego medalu, zdobytego na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie. Ale świetnie byłoby także, aby oni, szczególnie oni, dobrze zapamiętali sobie casus posła Wójcika.
ARTUR WARZOCHA