20 lat temu
Było to przed wiekami. Polska, zwana PRL, była częścią Układu Warszawskiego, sojuszu partii komunistycznych, gwarantujących, iż ludzie tej części Europy zapomnieć mieli o wolności. Breżniew i dwaj inni starcy Honecker oraz Husak z niepokojem obserwowali rozwój wydarzeń w Polsce. Zapewniali – “Przyjaciół nie opuścimy w biedzie”, na co polscy generałowie na baczność odpowiadali: “Socjalizmu będziemy bronić jak niepodległości”.
W tych właśnie czasach, w hali sportowej “Oliwia” w Gdańsku, zebrał się I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ “Solidarność”. To nie był zjazd związku zawodowego – był to pierwszy, pochodzący z wolnych i demokratycznych wyborów polski Sejm III Rzeczpospolitej. W dwóch turach (5-7 IX i 25-1 X) 896 delegatów debatowało nad programem przekształcania PRL-u w Polskę. Tam w Gdańsku panowała wolność. W amfiteatrze w Sopocie w miejsce “cukierkowatego” festiwalu Interwizji odbył się festiwal “Zakazanej Piosenki”. Hymnem zjazdu stała się pieśń do słów warszawskiego poety Narbutta – “Solidarni, nasz jest ten dzień, a jutro jest nieznane; lecz żyjmy tak, jak gdyby nasz był wiek; pod wolny kraj wartości kłaść fundament…” Brzmiały też donośnie w gdańskim powietrzu słowa księdza Józefa Tischnera o wiążącej się z wolnością odpowiedzialności.
Na zewnątrz zaś… Biuro Polityczne KC PZPR, w wydanym 16 IX oświadczeniu uznało: “Przebieg i uchwały pierwszej części zjazdu podniosły do rangi oficjalnego programu całej organizacji awanturnicze tendencje i zjawiska”. Ostrzegano, że w obronie socjalizmu państwo “użyje takich środków, jakich wymagać będzie sytuacja”. Komunikat kierownictwa sowieckiej partii komunistycznej stwierdzał, iż towarzysze ze Wschodu oczekują, że “Kierownictwo PZPR i rząd PRL bezzwłocznie podejmą zdecydowane i radykalne kroki”. W prasie oficjalnej pojawiały się listy “zwykłych robotników”: “Najwyższy już czas, aby złapać to bractwo za mordę i położyć kres ich dążeniom donikąd”.
Czuć było w hali Olivii zbliżającą się ostrą zimę…
Wartość zjazdu określił przyjęty program. Najistotniejsza jego część – “Samorządna Rzeczpospolita” rysowała kształt przyszłego ustroju. Przypomnijmy niektóre z przyjętych tez:
“Teza 19. – Pluralizm światopoglądowy, społeczny, polityczny i kulturalny powinien być podstawą demokracji w Samorządnej Rzeczpospolitej.
Teza 21. – Samodzielne prawnie, organizacyjnie i majątkowo samorządy terytorialne muszą być rzeczywistą reprezentacją społeczności lokalnej.
Teza 23. – System musi gwarantować podstawowe wolności obywatelskie, respektować zasady równości wobec prawa wszystkich instytucji życia publicznego.
Teza 24. – Sądownictwo musi być niezawisłe, a aparat ścigania poddany społecznej kontroli.
Teza 25. – W Polsce praworządnej nikt nie może być prześladowany za przekonania ani zmuszony do działań niezgodnych z sumieniem.
Teza 31. – Związek będzie walczył z zakłamaniem we wszystkich dziedzinach życia, ponieważ społeczeństwo chce i ma prawo żyć w prawdzie.
Tak właśnie wyglądały “awanturnicze tendencje i zjawiska”, taki był właśnie program “donikąd”, którego autorów trzeba było “wziąć za mordę”. Przeciwko tym tezom 13 grudnia wysłano czołgi.
I Krajowy Zjazd “Solidarności” był dla mnie wielkim, osobistym przeżyciem. Miesiąc wcześniej stałem się etatowym pracownikiem Zarządu Regionu NSZZ “Solidarność”, współodpowiedzialnym za przekazywanie informacji. Czasy były szalone, dla szefostwa związku nieważny był mój wiek ani nikłe doświadczenie dziennikarskie. Z miejsca powierzano mi odpowiedzialne sprawy. I tak właśnie pojechałem, jako korespondent prasy związkowej, na zjazd. Moi szefowie – Krzysztof Biało (członek Prezydium ZR) i Marian Magiera (naczelny związkowego biuletynu) obciążyli mnie dwiema, pozornie prostymi sprawami. Po pierwsze – pisać jak najwięcej. Na media legalne pozostające w gestii PZPR nie można było liczyć, brak informacji o przebiegu zjazdu przeplatany był kłamliwymi informacjami. Prasa związkowa stawała się zatem jedynym wiarygodnym źródłem informacji. Po drugie: stworzyć system łączności umożliwiający szybki przesył informacji. Faxów wówczas nie było, o e-mailu nikt nie marzył. Pozostawały ograniczone możliwości dostępu do “telexu” i telefonu. Kontrola SB nad środkami łączności była ścisła, nie była to więc dobra forma przekazywania informacji.
Udało się zrobić to, co było możliwe. Emerytowany kolejarz dzień w dzień wsiadał w pociąg do Gdańska i odbierał przesyłkę z materiałami zjazdowymi. Na miejscu, w Częstochowie, Marian Magiera i Marian Rawinis tworzyli z tych materiałów biuletyn informacyjny. W czasie zjazdu wychodził on codziennie. Informacje zjazdowe przekazywane były także z radiowęzłów zakładowych. I naszej rozgłośni zorganizowanej przez Agatę Grzybowską – głośnika ustawionego na balkonie ZR NSZZ “Solidarność” przy ul. Kościuszki. W Gdańsku zdobywanie informacji ułatwili mi koledzy z Ruchu Młodej Polski – Aram Rybicki był szefem Biura Informacji Prasowej Solidarności, jego siostra Bożena – asystentką Lecha Wałęsy.
Nasza delegacja regionalna liczyła 9 osób (plus dwie z współpracującego z Częstochową Radomska). Szefami byli – Zbyszek Kokot (przewodniczący ZR) i Aleksander Przygodziński (przewodniczący “S” Huty “Częstochowa”). Obaj na zjeździe wybrani zostali do Komisji Krajowej. W porównaniu z innymi regionami nie była to delegacja liczna, nie oznaczała się też szczególną aktywnością. W najważniejszych sprawach nie było w niej podziału – wszyscy częstochowianie głosowali za Wałęsą jako przewodniczącym, wszyscy byli jednomyślni w poparciu dla programu “Solidarności”. I wszyscy, trzy miesiące później, spotkaliśmy się na “trzeciej turze obrad” w… obozie internowania.
Czy spodziewaliśmy się tego? Tak. Nigdy nie zapomnę zakończenia obrad. Prawie każdy z uczestników, obserwatorów, dziennikarzy nie krył w oczach łez wzruszenia. Śpiewaliśmy “Jeszcze Polska nie zginęła…” i w to wierzyliśmy… Uchwalony program był mocnym fundamentem. Wiedzieliśmy, że czekają nas ciężkie czasy, ale też wiedzieliśmy, że na tym fundamencie dojdzie do odrodzenia Polski.
JAROSŁAW KAPSA