Z końcem 2021 r. nastąpiły istotne zmiany w częstochowskim PKS. W połowie listopada firma opuściła główną część dworca. Nową lokalizację peronów usytuowała w pobliżu, na obszarze dawnego dworca międzynarodowego i wysiadkowego, a część administracyjną przeniesiono do bazy przy zajezdni na ul. Krasińskiego. Tym samym spółka PKS Częstochowa, która od marca br. nie jest już w stanie upadłości, nowy rok zaczyna w nowej odsłonie, może skromniejszej, ale dającej nadzieję na odbicie się od czasu naznaczonego widmem likwidacji.
Częstochowski PKS od kilku lat walczy o przetrwanie na rynku
Spółce nie jest łatwo pokonywać piętrzące się kłopoty, ale jak mówi prezes Ludwik Kubasiak, przełamane zostały najtrudniejsze chwile. – Kalejdoskop kłopotów zaczął się za czasów prezesa Artura Piekacza. Kiedy nie wyszedł projekt autobusów dalekobieżnych, odeszło wówczas około 15 kierowców. Potem nastąpiła lawina. Z powodu akcji konkurencji w jednej z największych gmin, PKS stracił pół miliona wpływów miesięcznie i znowu nastąpił ubytek kierowców – pozostało ich około 90. Zorganizowana akcja przeciwko PKS trwała, we wrześniu 2019 r., kiedy mieliśmy przygotowanych parę projektów pod rządowy program autobusowy, nastąpiły kolejne strajki kierowców. 57 pracowników zagroziło, że jak nie podniosę wynagrodzeń, to nie przyjdą do pracy. Niestety dotrzymali słowa, rozpoczęli strajk włoski i we wrześniu mieliśmy bardzo duży problem z obsługiwaniem kursów szkolnych, w konsekwencji utraciliśmy wiele kursów i kilka linii, na co czekała konkurencja. Pełnię kłopotów dopełnił atak hakerski w lutym 2020 r. Wówczas morale załogi upadło, pracownicy stwierdzili, że to już koniec firmy. W istocie mieliśmy poważny problem z płynnością finansową, co piętrzyła dodatkowo samowola kierowców, którzy nie wpłacali utargów do kasy, biorąc je na poczet wynagrodzeń. Oni żyli sobie spokojnie, a cała administracja dogorywała. Gdy zaproponowałem zmianę umów, z zapisami o potrąceniach od pensji, jeśli nie nastąpi rozliczenie kasowe ze sprzedanych biletów, uciekło mi znowu około 50 kierowców. To wszystko stało się przyczynkiem do wejścia PKS w 2021 r. w kolejny stan rocznej pandemii. W pewnym momencie byliśmy prawie na dnie. Pozostało tylko 11 kierowców.
Z trudem odbudowaliśmy aktualną kadrę, obecnie pracuje 35 kierowców. Zarejestrowanych mamy ponad 50 pojazdów, ale średnio dobowo kursują 23 autobusy, w stałej rezerwie mamy 35 aut – relacjonuje prezes Ludwik Kubasiak.
Pierwszy ratunek
Jak dodaje prezes Ludwik Kubasiak, ratunek dla firmy przeszedł w 2019 r. 2020 r., w postaci możliwości sprzedaży PKP części dworca PKS, w czym – w dużym stopniu – pomógł poseł Szymon Giżyński. – Teren sprzedaliśmy w 2020 r. za 12 milionów złotych. Złapaliśmy oddech, ale trwająca pandemia znowu utrudniła nam codzienne funkcjonowanie i pozyskane ze sprzedaży dworca pieniądze, po spłacie podstawowych zobowiązań, spożytkowaliśmy w 2020 r. na bieżące wydatki. Z powodu stanu likwidacji nie otrzymaliśmy wsparcia z tarczy rządowej, a kursy w czasie pandemii były mocno ograniczone. Miałem już nawet przygotowany wniosek o upadłość, ale z powodu COVID-19 nie złożyłem go, zatem – paradoksalnie – COVID nas uratował. W końcu 2020 r. pojawiła się firma deweloperska Sales Group, która kupiła część terenu naszej zajezdni przy ul. Krasińskiego, co stało się dla nas ratunkiem w od nowa narastającej trudnej sytuacji. Za zastrzyk na poziomie 10 milionów złotych udało się nam spłacić resztę długów. Podsumuję to krótko: przy tej ogromnej ilości problemów firma ma też dużo szczęścia – mówi prezes Kubasiak.
Pierwsze otwarcie funduszu autobusowego. Rozczarowanie
Wprowadzony od 1 września 2019 r. pilotażowy rządowy fundusz autobusowy – mimo nadziei – dla PKS stał się niewielką odskocznią od kłopotów. W 2021 r. decyzje samorządowców, którzy korzystają z dotacji rządowej (FRA), w dużym stopniu wzmocniły prywatne firmy przewozowe. – Gminy zawiązywały umowy na transport lokalny również z przewoźnikami z innych województw, w konsekwencji takie rozwiązania znowu uszczupliło rynek dla PKS. W ten trend wpisało się także Starostwo Powiatowe w Częstochowie, które na większość uruchomionych w ramach rządowego programu linii wybrało prywatne firmy przewozowe, pozostawiając PKS-owi do obsługi jedynie cztery linie. Na szczęście nie wszyscy samorządowi włodarze zrezygnowali z PKS. Rękę do współpracy wyciągnęli między innymi: Gmina Kamienica Polska i Miasto Koziegłowy, Gmina Kruszyna, Gmina Mstów oraz gminy w powiecie kłobuckim – mówi Prezes.
Spółka musiała przyjąć nowe warunki swego funkcjonowania. – Trzeba było zaakceptować podział rynku, który nastąpił w wyniku działań Starostwa Powiatowego. Starostwo na zasadzie wskazania, bez przetargów publicznych, wprowadziło pod koniec 2021 r. dodatkowe firmy na częstochowski rynek. My też znaleźliśmy się w tym podziale, walczyliśmy o to, ale utraciliśmy większą część naszego rynku. W tym momencie mamy ograniczone przychody z uwagi na to, że funkcjonuje już praktycznie komunikacja regulowana z określoną liczbą pasażerów. Dzisiaj kto dostaje dofinansowanie, to jeździ, kto nie dostaje – nie jeździ. Przewozy komercyjne w komunikacji publicznej nie znajdują uzasadnienia finansowego – stwierdza prezes Kubasiak.
Drugie otwarcie funduszu autobusowego. Droga ku lepszemu
Aktualnie Spółka jest już po podpisaniu umowy ze Starostwem Powiatowym w Częstochowie. Otrzymała do obsługi 4 linie, na tej podstawie będzie mogła się rozbudowywać. Są to kierunki: Kruszyna i Kamienica Polska (po dwie linie). – Oczywiście realizujemy i inne linie, podpisane zostały już umowy z Gminą Koziegłowy – linia, która jedzie do Kamienicy Polskiej jest przesunięta do Koziegłów, gdzie obsługujemy parę miejscowości. Również w porozumieniu ze starostą myszkowskim będziemy tam obsługiwać prawdopodobnie jedną linię powiatową, z Koziegłów. Są to kierunki dofinansowane przez burmistrza Jacka Ślęczkę – mówi prezes Kubasiak. – Koziegłowy udało się nam utrzymać, ponieważ mieliśmy tam duże potoki uczniów przyjeżdżających do Częstochowy. Koziegłowy są gminą rozmytą, ludzie rozjeżdżają się w różnych kierunkach na terenie powiatu myszkowskiego i powiatu częstochowskiego, i potrzebują transportu samochodowego – dodaje zastępca dyrektora naczelnego Tomasz Sowiński.
– Trzeba jeszcze podkreślić, że komunikacyjnie zaczęliśmy obsługiwać Mstów, choć pan wójt Tomasz Gęsiarz na początku trochę z obawami podchodził do współpracy z nami, ale system bardzo dobrze zafunkcjonował i wójt odzyskał do nas zaufanie. Na terenie Mstowa współpracujemy z komunikacją miejską z wykorzystaniem punktów przesiadkowych. My dowozimy mieszkańców do celowego punktu, a potem pasażerowie przesiadają się na miejski autobus częstochowski. W ramach złożonej oferty występowałem dodatkowo do pana starosty częstochowskiego o dodatkowe linie w kierunku Kłomnic i Mykanowa, które wplatają się w nasze linie, ale niestety nie uzyskałem zaproszenia do podpisania umów na te kierunki . W powiecie kłobuckim mieliśmy pięć linii, aktualnie staramy się o ponowienie tych umów, a wspomnę, że przy pierwszym rozdaniu funduszu autobusowego w 2019 r. w powiecie kłobuckim obsługiwaliśmy aż 10 linii – pięć z powiatem i pięć bezpośrednio z gminami: Miedźnem, Popowem, Wręczycą. Jeśli chodzi o Lubliniec, to istnieje dobre połączenie kolejowe z Częstochową, a to raczej wyklucza połączenia autobusowe – stwierdza prezes Ludwik Kubasiak. Jak podkreśla, aktualnie samorządy jakby obudziły się, i jest boom na tworzenie linii współfinansowanych przez rząd, a co za tym idzie – walka o otrzymanie dofinansowania do uruchamianych kierunków.
Zmiana siedziby
Aby dopasować się do aktualnego rynku, PKS musiał opuścić dworzec, przewidziany do obsługi ciągłego ruchu autobusowego. – PKP S.A. pozwoliło GTV zorganizować w pobliżu dworca własne perony, gdzie teraz parkuje kilka firm prywatnych. Stąd dworzec PKS stał się opustoszały, bo my z trzydziestoma autobusami, które nam zostało przy obecnym podziale rynku, nie byliśmy w stanie w pełni go wykorzystywać. Płacenie dzierżawy za tak duży teren było nieopłacalne, wpisywało się łącznie ze stanem pandemii w stratę prawie pół miliona miesięcznie. Dobrze się stało, że nie sprzedaliśmy PKP S.A. naszego małego dworca, tzw. peronu piątego, który w projekcie centralnego punktu przesiadkowego jest przewidziany jako parking odstawczy dla PKS. Wcześniej był to nasz dworzec międzynarodowy, krajowy i wysiadkowy, z zabezpieczoną podstawową infrastrukturą. Teraz dostosowaliśmy go do naszych potrzeb bieżących. Założyliśmy tam monitoring, oświetliliśmy punkty przystankowe, zamontowaliśmy tablice informacyjne, zabezpieczyliśmy toaletę. Dworzec zarządzany jest zdalnie z wykorzystaniem monitoringu i obsługiwany z budynku przy ul. Krasińskiego. Za niedługo poprzez system zdalny będziemy zapowiadać przyjazdy i odjazdy autobusów. Wiosną popracujemy nad poprawą wizerunku nowego dworca. Na ten moment jest tam siedem stanowisk odjazdowych i jedno dla wysiadających, oraz pięć stanowisk odstawczych dla autobusów. Tam również zatrzymują się autokary linii międzynarodowych, głównie z Ukrainy – wyjaśnia prezes Ludwik Kubasiak. – Dworzec powoli zaczyna tętnić dobrym rytmem, przepustowość jest obliczona na 250 odjazdów dobowo, są plany zwiększenia tej liczby, oznakowania i zabezpieczenia terenu – dodaje Tomasz Sowiński.
Przeprowadzka poprawiła warunki pracy administracji dworca i działu przewozów, którą Zarząd przeniósł do budynku przy ul. Krasińskiego. Pomieszczenia wyremontowano i przystosowano do pracy biurowej – odnowiono wnętrza, wymieniono ogrzewanie, ocieplono podłogi. – Jest tu teraz miło, ciepło. Wygospodarowaliśmy pomieszczenie dla kierowców, wprowadziliśmy nowy wpłatomat rozliczeniowy, zainwestowaliśmy w kasy, w nowy serwer, aby bardziej wykorzystywać nowoczesne metody zarządzania i pracy, i lepiej zabezpieczyć się przed atakami hakerskimi, co miało miejsce w ubiegłym roku i zniszczyło zasoby archiwalne oraz wartość intelektualną firmy – wylicza prezes Kubasiak.
Co dalej z PKS
Aktualne wpływy są na poziomie około pół miliona miesięcznie. – Naszym zadaniem jest dostosować firmę do wymagań rynku. Mamy potencjał, przygotowałem zaplecze logistyczne, unowocześniliśmy administrowanie Spółką, ale to wszystko pod stałe funkcjonowanie około 50 aut. Stale jednak kursuje połowa, zatem będę musiał zredukować koszty, bo nikt mi nie pozwoli funkcjonować w 2022 r. na stracie. Aktualnie zatrudnionych jest około 80 osób. Będziemy testować nowe linie, ale bardzo spokojnie. Myślimy także o dalszych liniach, może w stronę Katowic. PKS Częstochowa jest jednym z nielicznych PKS w Polsce, który zabezpiecza komunikację lokalną. Drugim jest PKS w Ostrowcu Świętokrzyskim. Rynek częstochowski jest bardzo wydajny, bo tu ludzie jeżdżą transportem publicznym, według moich obliczeń roczny utarg wszystkich firm przewozowych obsługujących subregion północny województwa śląskiego może wynieść nawet ponad 20 milionów złotych rocznie. PKS, jeśli uzyska 4–5 milionów z tej kwoty, to będzie bardzo dobrze. Nie mam możliwości kupowania nowych autobusów, jeśli nie mam kontraktów wieloletnich, które stabilizują funkcjonowanie firmy. Gdy będę miał kontrakt na 10 lat, to będę mógł kupić nowe samochody. Przeszliśmy restrukturyzację firmy, teraz musimy się dostosować do wymogów aktualnego rynku i utrzymać stabilność. Rok 2022 będzie bardzo trudny, ale mamy nadzieję, że przetrwamy. Walczymy o to. Dzisiaj pracują w Spółce ludzie, którzy się naprawdę utożsamiają z firmą i razem odbudowujemy nasz nadwyrężony ostatnimi laty solidny wizerunek – konkluduje prezes Ludwik Kubasiak.
1 komentarz
Niech się rozwijają, ale przy takich umowach jakie proponują to niech prezes Kubasiak wraz ze swoim kierownictwem wsiadają i jeźdzą, zawsze to będzie kilka kierowców więcej do firmy