Babilońska Noc Listopadowa


Śmierć polskiego oficera w Iraku odebrana została w kraju jako najsmutniejsze wydarzenie ostatnich dni. Przygnębienie ogarnęło wszystkich i spowodowało, że zdaliśmy sobie sprawę z tego, iż podobne zagrożenie czyha praktycznie na każdego polskiego żołnierza, stacjonującego w wojskowej bazie Camp Babilon.

Śmierć polskiego oficera w Iraku odebrana została w kraju jako najsmutniejsze wydarzenie ostatnich dni. Przygnębienie ogarnęło wszystkich i spowodowało, że zdaliśmy sobie sprawę z tego, iż podobne zagrożenie czyha praktycznie na każdego polskiego żołnierza, stacjonującego w wojskowej bazie Camp Babilon.
O ile szok wywołany tą tragedią wśród opinii publicznej jest dla mnie zrozumiały, o tyle ze zdziwieniem wysłuchałem komentarzy polityków, odpowiedzialnych za wysłanie w niebezpieczny rejon polskiego kontyngentu. Oprócz, bez wątpienia, wyrazów szczerego smutku i żalu po stracie człowieka, dało się wychwycić w tonie wypowiedzi nuty zdziwienia i zaskoczenia, że tym razem nieszczęśliwy traf sięgnął właśnie Polaka. Nie chciałbym tu zbytnio ironizować, bo to na pewno nie przystoi w takiej chwili, ale chciałoby się powiedzieć, że pech sprawił, iż kule, które zwykle omijały szerokim łukiem naszych chłopców, tym razem nie trafiły w amerykańskich marines, tylko w polskiego żołnierza. Jak do tego mogło dojść? – zdawał się niemo pytać niejeden polityk, niejeden zwolennik naszej wojskowej obecności w Iraku, a wśród tych – niejeden odpowiedzialny za udział polskich sił zbrojnych w irackiej wojnie. Dlaczego strzelano do polskiego żołnierza, skoro on wraz z całym kontyngentem był tam po to, by nieść pokój zwaśnionym Irakijczykom? Dlaczego strzelano do polskiego oficera, który służył tam i pomagał biednej, miejscowej ludności? Dlaczego strzelano do Polaka, który wraz ze swoimi rodakami miał odbudować w przyszłości zrujnowany saddamowską dyktaturą i wojną kraj?
Ano dlatego zginął major Hieronim Kupczyk, że właśnie był w feralnym dla siebie czasie i miejscu i do tego jeszcze pod obcą dla Irakijczyków flagą. Gdyby wtedy szedł spokojnie Marszałkowską w Warszawie, z pewnością nic złego by mu się nie stało i szczęśliwie wróciłby do domu. Ot, całe wytłumaczenie smutnego przypadku polskiego oficera, który oddał życie za wolność obcego narodu i interesy polityczne własnej Ojczyzny.
Tymczasem, myślę, że źle by nie było, gdyby polskie elity rządowe i prezydent, którzy po niewczasie drą szaty nad tragedią żołnierza, zdali sobie sprawę, że prawdopodobieństwo wystąpienia kolejnych ataków na naszych żołnierzy jest takie samo jak pojawienie się tej zimy opadów śniegu w Tatrach. Bo choć włos na głowie jeży się od takich myśli, trzeba uświadomić sobie, że ataki terrorystyczne mogą przybierać coraz bardziej wyrafinowaną i niekonwencjonalną formę. Wszak do coraz bardziej wyszukanych i nieprzewidywalnych metod sięga współczesny terroryzm, który – na co wskazuje również śmierć majora Kupczyka – zawładnął już na dobre, pogrążonym w powojennym chaosie Irakiem.
Trzeba więc wykazać dzisiaj wzmożoną czujność, bo chyba nikt już nie ma wątpliwości, że jako państwo biorące czynny udział w konflikcie irackim, jesteśmy dzisiaj narażeni na atak terrorystyczny. Najgorsze, że przy aktualnym tempie rozwoju współczesnej techniki za terrorystami nie nadążają nawet najlepiej wyszkolone służby wywiadowcze. Współczesnym terrorystą może być zarówno czarująca sekretarka banku centralnego Szwajcarii w Zurichu, będąca na usługach Al – Kaidy, jak i facet w turbanie z laptopem i telefonem satelitarnym na pustyni w Afganistanie. W obydwu przypadkach te osoby są w stanie wywołać międzynarodowy szok i chaos, czyli to, co stanowi główne cele współczesnego terroryzmu.
Zdaje się, że wobec Polaków, w ostatnich dniach pierwszy z tychże został osiągnięty.

ARTUR WARZOCHA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *