Andrzej Baczyński, redaktor naczelny „Polityki” zwierzył się kiedyś, iż jego celem i marzeniem jest, by, przede wszystkim Polska, ale i inne kraje Europy, stanowiły obszar słabych tożsamości, chroniąc tym samym świat i siebie samych przed chorobą nacjonalizmów i ich nieuchronnymi skutkami, w postaci wzajemnych agresji i wojen.
Życzenie red. Baczyńskiego zawiera w sobie wyraźną sprzeczność, bo, używając ulubionego określenia niedocenianego teatromana, Krzysztofa Mieszkowskiego, stanowi „propozycję przemocową”. Potrzeba bowiem wielkiej siły, by, stale i w ryzach, utrzymywać słabe tożsamości; jednocześnie dbając ich właściwy wizerunek – jako naturalny, oddolny i wyrosły na suwerennej glebie. Tę siłę stanowi dzisiaj połączona władza polityczna europejskich, zachodnich biurokracji; zbudowana na lewackich ideach i pozostająca w rękach „pokolenia 68”. Rządy zachodnio-europejskich liderów, wychowanków rewolucji maja 68, znów mówiąc nieocenionym Mieszkowskim, mają charakter przemocowy; łącząc terror nihilizmu i poprawności politycznej z szantażem – wobec opornych – zarzutu odstępstwa od świętych reguł demokracji.
Wynikłe stad zagrożenia i ich konsekwencje przenikliwie dostrzegł i opisał prof. David Engels w obszernym wywiadzie, udzielonym „Kurierowi Wnet”; w jego czerwcowym wydaniu: „(…) dzięki Grupie Wyszehradzkiej Europa jest dziś podzielona. Zachodnia cześć jest liberalna (…) społecznie, kulturalnie i obyczajowo w duchu kontynuacji roku 1986. Spora część krajów europejskich jest już zislamizowana. Ale jest tez wschodnia część Unii Europejskiej, która próbuje przeciwstawić się tym ogólnym trendom. (…) obserwując ogólny kierunek przypuszczam, że zachodnia Europa będzie dużo mniej stabilna politycznie od wschodniej części Unii. (…) Spodziewam się więc, że zachodnią Europę czeka powolny schyłek i że coraz trudniej będzie nią rządzić” – orzeka prof. David Engels i konkluduje: „Z powodu niszczenia chrześcijaństwa demokracja powoli przemija i jest w nieustannym kryzysie.” Zwłaszcza w tych ostatnich słowach jakże wyraźnie pobrzmiewają przestrogi św. Jana Pawła II.
Czym zatem należy zastąpić próżnię po europejskiej, zachodniej tożsamości? W jaki sposób przyjdzie nam ująć w karby los Europy i jej historycznej wartości, po to, by – trawestując Rainera Marię Rilkego – nasza przyszłość nie minęła?
Podpowiedzi, bo na pewno nie już gotowe odpowiedzi, podsuwa – jak zawsze w czasach kryzysów i przełomów – geopolityka. Kryzys moralny, ideowy i instytucjonalny Zachodniej Europy jest na rękę budowniczym wielkiego bloku atlantycko-pacyficznego, od Lizbony po Władywostok, czyli – Niemcom i Rosji. Oba mocarstwa od trzystu lat szukają ze sobą geopolitycznego skutku, do czego dzisiaj ma prowadzić niemiecka dominacja w Europie i rosyjska, bezpośrednia presja na byłe sowieckie republiki. W strefie niemiecko-rosyjskiego styku, lub inaczej mówiąc: geopolitycznego zgniotu znajduje się grupa państw z tego właśnie powodu zagrożonych, u samych podstaw swej suwerenności a nawet niepodległości. Państwa te, między innymi, Grupa Wyszehradzka i republiki bałtyckie szukają razem strategicznej, trwałej, czyli geopolitycznej odpowiedzi na wspólnie rozpoznane niebezpieczeństwa, by je – za słynna maksymą brytyjskich mężów stanu, Pittów: Starszego i Młodszego – przekuć w szansę. Tą, zmaterializowaną, bo już proklamowaną, ogłoszoną i konsekwentnie instytucjonalizującą się szansą jest oczywiści koncepcja Trójmorza. Stanowi ją formuła trwałej, geopolitycznej współpracy grupy państw, usytuowanych pomiędzy Morzami: Adriatyckim, Bałtyckim i Czarnym.
Jakie są zatem konstytutywne cechy Trójmorza? Co najmniej trzy.
Po pierwsze, kwestia już wyżej wzmiankowana: wspólnie, choć – co zresztą nie utrudnia statusu jedności grupy – niekoniecznie identycznie definiowanego zagrożenia. Własne predylekcje i specyfikacje polityk, dla przykładu: Węgier, Czech czy republik bałtyckich nie muszą oznaczać problemu dla jedności Trójmorza; mogą natomiast stanowić – na rzecz Trójmorza – wartość dodaną.
Po drugie, nie tylko geograficznie, nadaje się Trójmorze do naturalnego i jednoznacznego wyodrębnienia. Przecież, łączą trójmorskie państwa silne i rozmaite więzi: cywilizacyjne, gospodarcze i kulturowe; wynikające, w różnych konfiguracjach, ze wspólnoty historycznego losu. Wszystkie państwa Trójmorza bronią swe terytoria przed islamską, imigracyjną inwazją. Dzięki takiej postawie narody Trójmorza, nie są antyislamskie. Przeciwnie: akceptują i organizują pomoc dla państw islamskich, z których imigranci się wywodzą, po to, by ich zatrzymać na miejscu, bo tam są swym islamskim ojczyznom potrzebni. Narody Trójmorza – choć współcześnie w różnym stopniu interioryzacji – są historycznie chrześcijańskie; wyznań: katolickiego, protestanckiego, prawosławnego. I, in gremio, narody Trójmorza nie są, przynajmniej w takim stopniu jak Europa Zachodnia, dotknięte obecnością i penetracją elit, pozostających w dyspozycji pokolenia 68.
I po trzecie, rzecz najważniejsza: pojawiła się, w ostatnich latach – dla krzepnięcia Trójmorza – rzeczywista, międzynarodowa koniunktura. Polityczna wola samych państw trójmorskich: Polski i pozostałych partnerów z Grupy Wyszehradzkiej, republik bałtyckich, Chorwacji czy Rumunii – by nie wystarczyła. O spodziewanej, pierwszorzędnej roli Trójmorza – w światowej geopolityce – rozstrzyga fakt, iż to na jego obszarze, przez najbliższe dekady, będzie przebiegał balans sił wielkich mocarstw: Stanów Zjednoczonych, Chin, w mniejszym stopniu – Rosji, w znacznie mniejszym – Niemiec. Dzieje się tak, ponieważ konsekwentnie realizowany atlantycko-pacyficzny sojusz Niemiec i Rosji jest równoczesnym zagrożeniem, choć z odmiennych powodów, dla obu, największych mocarstw – rywali: USA i Chin. Olbrzymi sukces Rosji i Niemiec, w postaci tzw. formatu normandzkiego, sankcjonującego de facto rosyjską okupację Krymu i Donbasu i niemiecką kolonizację Ukrainy przeddnieprzańskiej, wraz z budową Nord Stream II zmusza Stany Zjednoczone i Chiny do gabarytowo-symetrycznej odpowiedzi. Może nią tylko być neutralizacja i blokada geopolitycznego styku niemiecko-rosyjskiego w Europie i na obszarze, gdzie on występuje – instalacja sojuszu państw – stykiem bezpośrednich interesów Moskwy i Berlina – zagrożonych. Taka jest zasadnicza, geopolityczna geneza formowania Trójmorza, wspieranego szeregiem koniecznych, strategicznych decyzji Stanów Zjednoczonych i Chin. Na przykład: sukcesywnego rozmieszczenia na obszarze Trójmorza, w tym przede wszystkim Polski, kolejnych znaczących sił armii USA, czy umieszczenia, na obszarze Polski i innych państw Trójmorza, kluczowych rozgałęzień – na całą Europę – Jedwabnego Szlaku.
Na kanwie rozważań, dotyczących różnych, istotnych aspektów Trójmorza, wypada postawić pytanie: jakie, kluczowe wnioski – z owych dysertacji – wynikają? Jeden z tych wniosków wybija się ponad inne; ma postać sentencji i brzmi: geopolityczna mapa Europy trzeszczy w szwach i trzeba ją pisać na nowo. Nie da się już inaczej postrzegać Europy jak tylko funkcjonującą geopolitycznie w trzech różnych paradygmatach.
Paradygmat pierwszy: Europy Zachodniej, zislamizowanej, zdominowanej przez Niemcy, odwracającej się od swych ideowych korzeni i dezawuującej chrześcijańskie wartości; pozostającej w dyspozycji lewackich, biurokratycznych elit spod znaku pokolenia 68; współpracującej z Europą Wschodnią – zdominowaną prze z Rosję – w dziele budowy wspólnego wału atlantycko-pacyficznego. Ze względu na nieodwracalność procesu islamizacji można już dzisiaj nazywać Europę Zachodnią – Europą Kalifacką, gdyż taką postać religijno-administracyjno-polityczną nieuchronnie przybierze.
Paradygmat drugi: Europy Środkowej – państw zagrożonych w swej suwerenności i niepodległości kleszczami euroazjatyckiej współpracy: Niemiec – dominujących w Europie Zachodniej i Rosji – panującej w Europie Wschodniej; jednocześnie państw, formujących przymierze Trójmorza, łączące suwerenność państwową swych sygnatariuszy z wartością dodaną ich geopolitycznego sojuszu; państw przeciwnych islamizacji, sprokurowanej polityką imigracyjną Niemiec i innych krajów Europy Zachodniej; państw jeszcze nie sparaliżowanych dominacją lewackich, rodowodowych elit pokolenia 68. To państwa Trójmorza mogą i powinny już dzisiaj występować w świadomej programowej roli głównego depozytariusza śródziemnomorskich i chrześcijańskich wartości europejskiej kultury. Z tego też względu, już dzisiaj, Europa Środkowa – Trójmorze – zasługuje w pełni na określenie: Europy Właściwej.
Paradygmat trzeci: Europy Wschodniej, składającej się z europejskiej części Rosji i podporządkowanych jej europejskich składników byłego Związku Sowieckiego; Europy Wschodniej, stanowiącej nieusuwalny zwornik rosyjsko-niemieckiego, euroazjatyckiego bloku i ze względu na tę właściwość możemy określić Europę Wschodnią bardziej adekwatnym geopolitycznie mianem: Europy Przed-Uralskiej.
Mamy więc do dyspozycji dwie wersje nazewnicze, powstającego już dzisiaj, na naszych oczach, nowego, geopolitycznego podziału Europy. Wersja pierwsza, opisowa, leksykalnie neutralna, brzmi: Europa Zachodnia; Europa Środkowa-Trójmorze; Europa Wschodnia. Kalką pierwszej jest wersja druga – leksykalnie nasemantyzowana: Europa Kalifacka; Europa Właściwa; Europa Przed-Uralska. Obserwacja uczestnicząca procesu dziejowego podpowiada, iż nazewnicza wersja pierwsza będzie abdykować – i to szybko – na rzecz wersji drugiej.
Ten sytuacyjno-nazewniczo-geopolityczny przełom w Europie jest możliwy dzięki arcyważnej właściwości, swoistemu signum temporis. Już bowiem nie tylko deterministyczno-fatalistycznie pojmowane geograficzne i fizyczne sąsiedztwo przesądza o skali manewru. Dlatego konstytuowanie się Trójmorza jest pochodną jego awansu do roli kluczowego miejsca na globalnej mapie, gdzie właśnie na obszarze trójmorskiej Europy Środkowej będzie zachodził, bo już się zaczął, proces balansu sił wielkich mocarstw morskich i lądowych: USA, Chin i Rosji.
Dla wszystkich państw Europy Właściwej, czyli dla wszystkich, równoprawnych sygnatariuszy Trójmorza nadchodzi trwała koniunktura na praktykowanie własnych suwerenności, a dla Polski – również szansa na odgrywanie w tym zacnym, partnerskim gronie, znaczącej roli.
Tekst ukazał się w lipcowym wydaniu ogólnopolskiego miesięcznika „Kurier WNET”
SZYMON GIŻYŃSKI