Zasłużone dla Częstochowy Anna Bielecka i jej córka Beata – stanęły przed murem urzędniczej obojętności. Prezydent Krzysztof Matyjaszczyk odmawia im uregulowania tytułu prawnego do lokalu, w którym panie mieszkają od ponad trzydziestu pięciu lat i za który regularnie opłacają czynsz.
Anna Bielecka (z domu Rudenko),prezes Stowarzyszenia Rodzina Katyńska w Częstochowie oraz jej córka Beata Bielecka – to osoby znakomicie znane w Częstochowie. Oddane w służbie miastu i ojczyźnie, z rodziny o wielkich tradycjach patriotycznych. Niezwykle skromne i zaangażowane w życie społeczne Częstochowy. Dziadek pani Anny – oficer Wojska Polskiego w Korpusie Ochrony Pogranicza, Mikołaj Rudenko – zginął w Katyniu, rozstrzelany przez Sowietów. Tata Jerzy Rudenko przeżył Sybir, był instruktorem harcerskim, zamiłowanie do harcerstwa zaszczepił swojej wnuczce Beacie. W Częstochowie pracował w szkołach jako nauczyciel matematyki oraz jako wykładowca na Politechnice Częstochowskiej i w Wyższej Szkole Pedagogicznej (obecnie Akademia im. Jana Długosza). Również mama była znaną nauczycielką, uczyła matematyki w szkołach średnich w Częstochowie. Z kolei teść – Jerzy Bielecki to zasłużony dla częstochowskiej nauki racjonalizator. Uczestniczył w kampanii wrześniowej 1939 roku, był członkiem Służby Zwycięstwu Polsce, przekształconej później w Armię Krajową. Oficer ds. zadań przy generale Michale Karaszewiczu−Tokarzewskim. Odznaczony najwyższymi medalami Rzeczpospolitej Polskiej – Orderem Odrodzenia Polski Polonia Restituta i Virtuti Militari. Przeżył obóz niemiecki w Auschwitz, wywieziony w jednym z pierwszych transportów, miał numer obozowy: 6321. Był świadkiem ofiary życia św. ojca Kolbego oddanej za Franciszka Gajowniczka, z którym później się przyjaźnił. Teściowa natomiast poświęciła się pracy pedagogicznej z najmłodszymi, organizując w naszym mieście przedszkola.
Niestety, zasługi tej patriotycznej rodziny oraz aktualna działalność prezes Anny Bieleckiej schodzą na bok w zetknięciu z bezdusznością urzędniczą. Prezydent Krzysztof Matyjaszczyk w rozmowie z Anną i Beatą Bieleckimi stwierdził, że nie mogą one uzyskać prawa nabycia praw lokatorskich do lokalu (w zasobach częstochowskiego Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej TBS, czyli de facto będącego pod zarządem prezydenta miasta), gdzie mieszkają i są zameldowane od ponad trzydziestu pięciu lat, a gdzie wcześniej mieszkała ich najbliższa rodzina. – Pan prezydent Matyjaszczyk podczas osobistej rozmowy, w lutym bieżącego roku, wprost nam oznajmił, że o prawo do pobytu w naszym mieszkaniu, choć nie jest ono zadłużone, możemy się ubiegać jedynie w sądzie. Inaczej czeka nas eksmisja. Nie chciał w ogóle słuchać o innym rozwiązaniu, nie wskazał nam też lokalu zastępczego – mówi Anna Bielecka.
Więcej w dzisiejszym wydaniu papierowym „Gazety Częstochowskiej”. Zachęcamy do lektury.
Anna Bielecka w trzypokojowym lokalu, o metrażu 57 metrów kwadratowych przy, przy ul. POW 8, jest zameldowana od października 1980 roku, od kiedy poślubiła swego męża – Zbigniewa Bieleckiego. Zameldował ją główny najemca lokalu – ojciec jej męża Jerzy Bielecki. To on mieszkanie otrzymał wiele lat wcześniej i mieszkał tu ze swoją pierwszą żoną Reginą i czterema synami, a po śmierci Reginy, z drugą żoną Marią. Córka pani Anny – Beata Bielecka, w lokalu przy ul. POW 8 została zameldowana zaraz po urodzeniu, 18 września 1981 roku. Po śmierci Jerzego Bieleckiego, pani Anna z mężem i córką nadal mieszkali w mieszkaniu teścia, z jego drugą żoną, która zgodnie z prawem została głównym najemcą lokalu. Przez cały czas wspólnie prowadzili gospodarstwo. Nie zmieniło się to także po śmierci męża pani Anny, w 1987 roku. Anna i Beata Bieleckie wciąż były zameldowane w lokalu i mieszkały z żoną teścia pani Anny, zgodnie wspólnie gospodarząc.
Toteż, gdy w październiku 2016 roku Maria Bielecka zmarła, pani Anna powołując się na przepisy prawne w listopadzie 2016 roku wystąpiła do magistratu o uregulowanie tytułu prawnego do zajmowanego lokalu. Jakież było jej zdumienie, kiedy otrzymała odmowę ze strony urzędu. W piśmie z dnia 29 listopada 2016 roku, sygnowanym przez Agnieszkę Marciniak, p.o. kierownika Biura Gospodarki Lokalowej i Usług Komunalnych, powołano się na uchwałę z dnia 23 czerwca 2016 roku Rady Miasta Częstochowy, która wyklucza synową z przywileju otrzymania tytułu prawnego do lokalu po teściu. W tej sytuacji z pismem wystąpiła wnuczka Beata Bielecka. Niestety, magistrat powołując się na wspomnianą uchwałę prawa o uregulowanie tytułu prawnego do zajmowanego lokalu odmówił również pani Beacie. Nie wiadomo w jakiej konfiguracji genealogicznej urząd usytuował panią Beatę, bo tego w piśmie (z dnia 29 marca 2017 roku) nie wyartykułował. Wyjątkowo natomiast wybrzmiała obojętna formalność urzędnicza.
W przypadku pani Beaty odmowa nie ma raczej uzasadnienia, bowiem zgodnie z uchwałą Rady Miasta Częstochowy z dnia 23 czerwca 2016 roku regulacja tytułu prawnego do lokalu mieszkalnego może nastąpić na rzecz osób wymienionych w art. 691 Kodeksu cywilnego, na który powołuje się uchwała Rady Miasta, a w którym jest mowa, iż o lokal komunalny po zmarłym mogą się ubiegać się na przykład wnuki zmarłego. Owszem można dopatrywać się, że pani Beata nie jest bezpośrednio połączona więzami krwi z drugą żoną swoje dziadka Jerzego Bieleckiego – Marią, która po nim była główną najemczynią lokalu, jednakowoż trzeba tu mocno podkreślić, że pani Maria pełniła funkcje opiekuńczo-wychowawcze wobec pani Beaty od chwili poślubiania Jerzego Bieleckie i poczuwała się do tego aż do swojej śmierci.
Istotnym elementem sprawy jest spełnienie warunku ciągłego prowadzenia wspólnego gospodarstwa – co akurat dotyczy obu pań Bieleckich. Ponadto trzeba podkreślić, że mieszkanie nie jest również zadłużone. – Czynsz opłacany był regularnie, zawsze był na pierwszym planie w miesięcznych wydatkach. Mogło zabraknąć na jedzenie i ubranie, ale nie na opłaty. I dzisiaj, choć jest nam bardzo ciężko, bo utrzymujemy się aktualnie z mojej pensji, 1300 złotych (pani Beata, mimo tytułu magistra matematyki Wyższej Szkoły Pelagicznej w Częstochowie, od lat nie może pozyskać pracy w swoim zawodzie i jest zatrudniona w obsłudze Zespołu Szkolno-Przedszkolnego nr 1 w Częstochowie – przyp. red.), bo córka choruje i nie może znaleźć stałej pracy, to opłata – mówi Anna Bielecka.
Jak informują specjaliści od prawa lokalowego z Zespołu ds. Polityki Społecznej i Analiz przy Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej, mieszkania komunalnego nie można dziedziczyć, ale nie oznacza to, że rodzina zmarłego najemcy, nie ma do niego prawa. Może ona wstąpić w stosunek najmu, (gdyż nie jest tak i tak być nie może, że z chwilą śmierci najemcy jego rodzina traci dach nad głową), a nadto może się ubiegać o lokal komunalny po zmarłym. Prawo takie wynika z treści art. 691 Kodeksu cywilnego, do czego uprawnieni są i prawo takie przysługuje: małżonkowi zmarłego najemcy niebędącemu współnajemcą; dzieciom i ich współmałżonkom; konkubinie lub konkubentowi oraz innym osobom wobec których zmarły najemca miał obowiązek świadczeń alimentacyjnych m.in. wnuki.
Osoby, które chcą wstąpić w stosunek najmu, winne spełnić jeszcze jeden warunek: muszą stale mieszkać z najemcą w lokalu komunalnym do chwili jego śmierci (w przypadku pań Bieleckich warunek jest spełniony). Przepis ustawy nie precyzuje, co oznacza to pojęcie. Przyjęło się, że wystarczy dowód zameldowania w mieszkaniu zmarłego najemcy. Gminy jednak bardzo często żądają dodatkowych dowodów swego przebywania w mieszkaniu zmarłego najemcy. Wręcz prowadzą własne „dochodzenia”, aby obalić stwierdzenie, że mieszkaliśmy z najemcą do jego śmierci.
Można w tej sprawie szukać pomocy na drodze postępowania sądowego, gdzie trzeba wykazać, że mieszkanie zmarłego najemcy było naszym centrum życiowym, mamy i mieliśmy w nim swoje rzeczy, stale w nim przebywaliśmy i tp. Dowodem na to są głównie zeznania np. sąsiadów, znajomych.
Panie Bieleckie podjęły ten krok, choć z uwagi na ich bardzo ciężką sytuację materialną jest to dla nich niezwykle trudne i obciążające. Pierwsza rozprawa w ich sprawie odbyła się 5 września 2017 roku. Miejmy nadzieję, że przy takich okolicznościach, że sąd nakaże gminie zawarcie umowy na zasadzie wstąpienia w stosunek najmu po zmarłym, co ma swoje poważne zalety, gdyż kontynuuje się wówczas starą umowę najmu, która ma też formę roszczenia, co jest istotne w razie sporu. Należy tu zauważyć, że osoba, która nie ma szans, aby skorzystać z sądowej drogi, może złożyć wniosek o zawarcie z gminą nowej umowy najmu. Wówczas od dobrej woli gminy zależy, czy zechce ją zawrzeć. Podpisuje się wówczas nową umowę o najem, nierzadko o innej treści.
W tym przypadku trudno jednak oczekiwać takiego gestu od gminy, bo przecież prezydent Krzysztof Matyjaszczyk w bezpośredniej rozmowie z Anną i Beatą Bielecką nie wykazał woli zrozumienia ich sytuacji i przedstawił jedynie alternatywę: sąd lub eksmisja. Przykre, że zabrakło panie Bieleckie napotkały ze strony włodarza na mur obojętności i wykorzystania wszelkich kruczków prawnych przeciwko bezbronnych kobietom. Że – w końcu – zabrakło zrozumienia drugiego człowieka, że zabrakło ludzkiej empatii.
URSZULA GIŻYŃSKA
Fot: Beata i Anna Bieleckie odwiedziły nas w redakcji.
Paniom można pomóc w ich trudnej sytuacji wpłacając datki poprzez portal: https://pomagam.pl/1k4pcjch
URSZULA GIŻYŃSKA