(…) Ale nie depczcie przeszłości ołtarzy,
Choć macie sami doskonalsze wznieść;
Na nich się jeszcze święty ogień żarzy,
I miłość ludzka stoi tam na straży,
I wy winniście im cześć!(…)
Adam Asnyk. „Do młodych”
Powyżej przytoczone słowa pochodzą z wiersza Adama Asnyka, przedstawiciela pokolenia popowstaniowego, z wiersza określanego manifestem pozytywistów. Asnyk pisał ten wiersz również dla nas. A może zwłaszcza dla nas? Czy nie my właśnie, bardziej od naszych przodków, narażeni jesteśmy na wynarodowienie? Bez działań wojennych, przemocy, okupacji. Systematycznie i konsekwentnie. Ekonomicznie i kulturowo. Bez świadomości, z uległością dajemy się mamić kolorowymi wystawami i dla plazmy, czy wakacji w ciepłych krajach, po kawałeczku oddajemy polską duszę. Bo żyć można wszędzie, bo dlaczego się męczyć. Bo dość użerania się z głupotą i beznadzieją. Czasem brak argumentów za, ale przecież tu również o czucie chodzi. Logika? Czy serce logiką się kieruje, kiedy kocha? My Polski kochać się musimy nauczyć od nowa! Zgubiliśmy tę miłość w codzienności telewizyjnej. Wstydzimy się jej na co dzień udając od „święta”: przy okazji narciarskich skoków czy piłkarskich igrzysk. Zdalnie sterowani przez inżynierów dusz z lidowego ekranu. I nie jest ważne dziś dlaczego, dziś najważniejsze – powstrzymać ten proces. Musimy obronić Polskę przed nami. Musimy naszym dzieciom i wnukom oddać Polskę wielką, dumną i zasobną. Nasza historia nas do tego zobowiązuje. Mamy dług wobec Tych, którzy dla Polski oddali życie. Również naszych przodków, których mogiły znajdują się na częstochowskich cmentarzach Św. Rocha i Kule.
W te rocznicowe dni, kiedy wspominamy 1863 rok, dajmy Im nasze modlitwy, chwilę refleksji, może światło znicza. Dajmy im obietnicę, że nie zapomnimy. Nigdy!
Poniższy wiersz został napisany w hołdzie Powstańcom Styczniowym
specjalnie dla Czytelników Gazety Częstochowskiej.
Bóg zapłać Januszu!
Z Grottgera…
Cicho idzie przez puszczę. Jest w mnisim kapturze.
Jest we mchu, w każdym drzewie, w każdym drewna wiórze…
Idzie w mrocznię, pajęcznię, tajemnię i boso.
Każdy krąg słoja w drzewie – nahajką i kosą.
Ze stepów do puszczy. Miota garstką Powstańców,
w tę i we w tę podrzuca w makabrycznym tańcu.
Każdy puszczański prześwit – radosne promienie,
jakby wystrzały w serce! Śmierć zmierza, nie drzemie,
sunie mgłą, niewidoma… Za jednym zamachem,
kilku naraz zetnie. Pierwszym, następnym Lachem
ciśnie w mech jakby szyszką i próchnem rozsypie.
W ciszy leśnej, najcichszej, taka straszna kipiel!
Zepchnęli na bagna i nie ma odwrotu.
Przy jednej nagiej piersi – sto kozackich grotów,
sto strzelb w jedną, skrwawioną, męczeńską koszulę!
Jeśli o nich zapomnisz, nie ma cię w ogóle…
Janusz Andrzejczak
Anna Dąbrowska