O „Solidarności” wczoraj i dzisiaj rozmawiamy z Jackiem Strączyńskim, przewodniczącym Zarządu NSZZ „Solidarność” Regionu Częstochowskiego
Coraz częściej słyszy się, że związki zawodowe przeszkadzają w funkcjonowaniu firm. O co dzisiaj walczy „Solidarność”?
– Spojrzenie przedsiębiorców zależy od ich potrzeb: albo związki są dla nich przeszkodą, albo zwracają się do związków o pomoc. 36 lat temu podpisaliśmy z ówczesnym rządem porozumienie, w którym był zawarty przywilej wolnych sobót dla pracowników. A dzisiaj przychodzi nam zbierać podpisy pod ograniczeniem handlu w niedzielę. Przez te 36 lat różne elity, które rządziły Rzeczpospolitą doprowadziły do tego, że musimy prosić Sejm – mam nadzieję, że nie będzie przeszkód w przegłosowaniu tej ustawy – o ograniczenie handlu w niedzielę.
Jak przebiega proces zbierania podpisów?
– Bardzo dobrze. Przekroczyliśmy już pięciokrotnie wymagane 100 tysięcy podpisów. 2 września projekt obywatelski wraz z podpisami został złożony w Sejmie. Akcja zbierania podpisów pod projektem ustawy trwa nadal, aż do przegłosowania ustawy. Zdajemy sobie sprawę, że będzie wokół tego dużo szumu, że spotkamy się ze straszeniem zmniejszenia miejsc pracy. To są bzdury, prawie w całej Europie Zachodniej handel w niedziele jest ograniczony, kiedy wprowadzono te ograniczenia, pracodawcy wręcz przeciwnie przyjęli więcej pracowników a nie zwalniali. Podstawą naszej idei jest ucywilizowanie pracy – zatrudnianie na etat, a nie na umowy śmieciowe. Ważne dla nas jest także unormowanie wynagrodzeń, aby najniższe było w wysokości 50 procent przeciętnego wynagrodzenia.
„Solidarność” powstała 36 lat temu. Jak kolejne rocznice tego wydarzenia, przecież tak wiele zmieniało się w tym czasie, przekładają się na Państwa codzienną pracę, służbę, bo tak chyba można odczytać Waszą działalność?
– Powstanie „Solidarności” w 1980 roku to zbieg wcześniejszych zdarzeń w naszej historii. Kiedy skończyła się okupacja hitlerowska a zaczęła sowiecka, Żołnierze Niezłomni powiedzieli „NIE” polityce Sowietów w polskich mundurach. Potem mieliśmy Poznań 1956 roku, Gdynię 1970 roku, Czerwiec 1976 roku w „Ursusie” w Radomiu. Opór społeczny nawarstwiał się, aż do kumulacji w roku 1980. Wprawdzie nikt ze strajkujących robotników, nie myślał o zmianie ustroju, natomiast ci, co ustrój tworzyli tak to odbierali. Stąd morderstwa, więzienia, prześladowania, internowania. Chciałbym, aby nazwiska sprawców tych zbrodni były upublicznione, choć zbrodniarze robią wszystko, aby swoje draństwa zatuszować. Niestety, z nami, Polakami, tak bywa, że jednoczymy się w chwilach zagrożeń, ale gdy można spożytkować to, co zostało osiągnięte, dzielimy się. I tak też stało się po 1980. roku. Stąd te kolejne rocznice miały różny wydźwięk. W 1980 roku była euforia 10 milionów ludzi, potem był stan wojenny i działaliśmy w ukryciu. Po reaktywacji „Solidarności” nastąpiło rozwarstwienie, ba, nawet odejście od ideałów. Wielu z tych, którzy legitymują się korzeniami „Solidarności”, po 1989 roku stanęli po drugiej stronie. Z robotników przeobrazili się w wielkich biznesmenów, pracodawców, którzy poszli za pieniądzem, kosztem potrzeb pracowników. I w konsekwencji – dzisiaj – musimy zbierać podpisy za ograniczeniem handlu w niedzielę.
Porównuje Pan „Solidarność” roku 80 i obecną. Dzisiaj to już nie jest ta sama „Solidarność”?
– To próbuje się nam wmawiać, że jest pierwsza, druga, trzecia „Solidarność”. My mówimy, że jest jedna „Solidarność”, natomiast problemy 1980, 1981, 1989 roku i obecne są inne, aczkolwiek podobne. Bo przecież tablica z zapisem dwudziestu jeden postulatów z roku 80. nadal ma nie zrealizowane punkty. Na przykład wiek emerytalny. Wówczas zabiegano o wiek: 55 dla kobiet i 60 dla mężczyzn, albo po przepracowaniu 30 i 35 lat bez względu na wiek a potem, ci co rządzili przez ostanie osiem lat, którzy powoływali się na korzenie solidarnościowe, podnieśli wiek emerytalny do 67 roku życia. Największy żal, jaki towarzyszy każdej z tych rocznic dotyczy ludzi, którzy zostali obdarzeni zaufaniem społecznym i tworzyli „Solidarność”. Wielu z nich po prostu nas zdradziło. Dopuścili do niekorzystnej sprzedaży przedsiębiorstw państwowych, nieuczciwej prywatyzacji, wręcz rozkradzenia majątku narodowego. „Solidarność” powstała wskutek niezadowolenia społecznego i buntu przeciwko ówczesnej władzy, tak teraz też ludzie powiedzieli „dość” tym, którzy zdradzili. Powiedzieli „dość” przedmiotowemu traktowaniu pracowników. Dali wyraz temu w maju 2015 roku, przy wyborach prezydenckich głosując na Andrzeja Dudę. W momencie ogłoszenia jego kandydatury miał on jednocyfrowe poparcie w sondażach i wygrał z wydawałoby się z taką potęgą jak Bronisław Komorowski. Następny upust to był październik 2015 roku, podczas wyborów parlamentarnych. Ludzie poszli do urn i zagłosowali na Prawo i Sprawiedliwość, ale wielokrotnie usłyszałem zapewnienia, że idą po raz ostatni, jeśli ci na których zagłosują zawiodą.
Partia rządząca powinna mieć świadomość, że to, iż jest u władzy, nie zawdzięcza jedynie członkom Prawa i Sprawiedliwości. Gdyby liczyła tylko na ich głosy, to dużo by ich brakło. Pojawiały się jednocześnie opinie, że „Solidarność” jest „przystawką PiS”. Chcę to zdementować, bo nie jesteśmy niczyją „przystawką”. „Solidarność” istnieje od 36 lat i to u nas szuka się poparcia. Dla nas nie ma znaczenia jaka partia rządzi. Ciągle mamy te same problemy , ciągle bronimy i będziemy bronić praw pracowników.
Czy „Solidarność” nadal jest w Polsce największym związkiem zawodowym i o największej sile oddziaływania?
– Oczywiście. „Solidarność: jest związkiem najlepiej zorganizowanym. Ma swoje struktury poprzez zarządy regionów, komisje zakładowe. Większość problemów w zakładach pracy jest rozpatrywane przez pryzmat „Solidarności”. Jak się uda rozwiązać problem – to nie liczmy na specjalne podziękowania, ale jak się nie uda, np. jeśli nie ma wspólnego stanowiska związków – wtedy zawsze jest to nasza wina. Do tego zdążyliśmy się już przyzwyczaić, to nas nie odstrasza ani nie zniechęca, wręcz mobilizuje. Jesteśmy dumni z tego, że tylko my – nasz Związek ma odwagę powiedzieć dość, kiedy nagminnie łamane są prawa pracownicze.
Jak z punktu analizy historycznej oceniacie Państwo osobę Lecha Wałęsy, uznawanego za twórcę „Solidarności”?
– Na pewno nie można kwestionować tego, co zrobił. Faktycznie na świecie funkcjonowały i kojarzyły się z Polską dwie postacie: Jana Pawła II i Lecha Wałęsy. Pamiętam, że jako młody chłopak w 1990 roku, kiedy Lech Wałęsa startował na prezydenta Polski, robiliśmy wszystko, aby wygrał. Jeśli ktoś dzisiaj mówi, że było inaczej, to po prostu kłamie. Gdy pięć lat później Lech Wałęsa starał się o reelekcję, też braliśmy czynny udział w jego kampanii. Ale już wtedy zastanawiające było dla mnie zachowanie kolegów z Gdańska. Mówili, że jak chcę przebywać w ich towarzystwie, to nazwisko Wałęsa ma nie być wymieniane.
A patrząc z perspektywy moralnej. Jaka jest Państwa ocena Lecha Wałęsy w kontekście ostatnich jego wypowiedzi oraz doniesień medialnych o jego współpracy z SB?
– Obecne, kontrowersyjne zachowanie Lecha Wałęsy, przywołuje z pamięci wypowiedzi jego gdańskich kolegów. Bo faktycznie wychodzi na to, że nie wszystko było tak jak twierdził pan Wałęsa. Dziwnym był dla nas konflikt trzech przyjaciół: pana Gwiazdy i pani Walentynowicz z panem Wałęsą. Tworzyli oni przecież trzon „Solidarności”, a pan Wałęsa nie tolerował Gwiazdy i Walentynowicz. Po latach dowiadujemy się dlaczego.
Na pewno zaskakuje to, że Lech Wałęsa cały czas zaprzecza temu, że współpracował z SB pod pseudonimem „Bolek”. Powoduje to, że w wielu środowiskach solidarnościowych jest za to potępiany i całkiem słusznie. Tym bardziej, że cały czas próbuje pouczać władze Związku, ocenia je, krytykuje. Trudno jest mu się zdecydować czy jest politykiem, byłym prezydentem czy związkowcem. Nagannym było również ustanowienie nagrody Solidarności przez Lecha Wałęsę. Przyznawanie jej, wybór nagrodzonych odbywał się bez udziału i zgody Związku.
Czy Wałęsa ma jeszcze jakieś znaczenie polityczne? Często powtarza, że będzie chwytał za broń, aby zrobić swój porządek w kraju.
– Może nawet chciałbym zobaczyć, jakie ma, czy miałby rzeczywiste poparcie, gdyby wystartował w wyborach. Może ten kubeł zimnej jest mu potrzebny. Może wówczas uspokoiłby się i za te wielkie pieniądze, które otrzymuje, odpoczął sobie wreszcie na emeryturze.
„Solidarność” kształtuje też politykę historyczną. Co dla Państwa w tej materii jest najistotniejsze?
– Polityka historyczna „Solidarności” to bardzo szeroki temat, który skupia się w najnowszej historii naszego kraju. Inicjują to II wojna światowa, okupacja sowiecka, Żołnierze Wyklęci. W ubiegłym roku po raz pierwszy w historii po 1980 roku, z naszej inicjatywy, uczczono pamięć żołnierzy 27 Pułku Piechoty, którzy zginęli w Częstochowie i w jej okolicach w pierwszych dniach września 1939 roku w walkach z niemieckim najeźdźcą. Została odprawiona Msza Święta, na grobach złożono wieńce. Powstał Pomnik Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca” – Żołnierza Wyklętego. Niedawno odsłonięta została tablica ku pamięci Rotmistrza Witolda Pileckiego. Uroczyście obchodzimy również dzień Żołnierzy Wyklętych – 1 marca
Czy „Solidarność” przejęła pod swój szyld wszelkie działania środowisk patriotycznych?
– Tak, oddajemy hołd tym, którzy walczyli o wolną, niepodległą, prawą i sprawiedliwą Polskę w II wojnie światowej. To też Poznań ‘56, Gdańsk ‘70, Gdynia ’70, Radom ’76.W tych miastach „Solidarność” organizuje wszystkie uroczystości patriotyczno – rocznicowe. A każdy region ma swoją historię. W naszym Klubie Solidarności prezentujemy ciąg wydarzeń od Gdańska roku ’80, ale znacząca większość eksponatów dotyczy częstochowskiego protestu w „Ikarze”. Pragnęlibyśmy doczekać się w książkach do historii całej prawdy o powstaniu „Solidarności”, jej znaczeniu w życiu politycznym i społecznym Polski i Europy.
Czyżby w podręcznikach do historii było zbyt mało wiedzy o „Solidarności”?
– Wiedza ta jest dość oględna. A przypomnę, jak parę lat temu (w 2012 roku – przyp. red.) w naszej siedzibie był strajk głodowy w obronie historii w polskiej szkole, którą poprzedni rząd, powołujący się przecież na znak „Solidarności”, chciał bardzo ograniczyć w programie edukacji. Tak pragnęlibyśmy aby w podręcznikach było więcej o „Solidarności”, bo „Solidarność” to nie tylko Polska. To nie tylko Mazowiecki, Geremek czy Kuroń, których twarze widzimy w podręcznikach, bohaterów Solidarności było więcej, tylko nie zajęli eksponowanych stanowisk rządowych. Część z nich próbuje się z tych podręczników świadomie usuwać, jak np. Annę Walentynowicz. Cała Europa zawdzięcza „Solidarności” to, że nie jest ona zależna od „wielkiego brata na glinianych nogach”. System komuny się rozleciał dzięki „Solidarności”. Państwa obozu zależnego od ZSRR są dzisiaj wolne i niezawisłe nie dzięki zniszczeniu Muru Berlińskiego, bo Mur Berliński został rozwalony za sprawą „Solidarności”.
„Solidarność” była silna również wsparciem swoich Kapłanów…
– Ojciec Święty Jan Paweł II w 1979 roku w Warszawie wypowiedział swe słynne słowa „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze Ziemi, tej Ziemi”. To miało ogromne znaczenie, ale do słów wraca się później. W danym momencie nie każdy wiedział co Ojciec Święty chciał nam przekazać. Bieg wydarzeń pokazał jak były one prorocze i ważne.
A jak wpłynął na „Solidarność” błogosławiony ksiądz Jerzy Popiełuszko?
– Tak jak wielu innych kapłanów. Ksiądz Popiełuszko poszedł do strajkujących robotników Huty Warszawa i tam rozpoczęła się jego praca duszpasterska. Tak samo było z księdzem Henrykiem Jankowskim w Gdańsku. W Częstochowie też mieliśmy swojego kapelana – księdza Zenona Raczyńskiego, który pomagał prześladowanym w stanie wojennym związkowcom. Również ksiądz Roman Kotlarz w Radomiu swoją odważną postawą zapisał się na kartach „Solidarności”. Ksiądz Popiełuszko był kapelanem wielu warszawskich środowisk, miał wyraziste i mocne kazania, a to nie spodobało się ówczesnej władzy i zamordowano go w bestialski sposób, wcześniej torturując. Obecnie dzięki decyzji Ojca Świętego – papieża Franciszka błogosławiony ks. Jerzy Popiełuszko jest naszym patronem.
Zatem historia „Solidarności” to budowanie tożsamości narodu polskiego?
– Nie wiem w jakim byśmy byli miejscu gdyby nie rok 80 i „Solidarność”. Jaka byłaby nasza tożsamość? Pewnie w polskich mundurach nadal mielibyśmy jakichś przebierańców? Ale dzisiaj trudno wytłumaczyć młodym ludziom jak to było w komunizmie. Młodzież nasza jest bardzo dobrze wykształcona, ale najczęściej utrzymywana przez rodziców. Jak nie mają pracy, to uciekają za granicę. Ich związek z ojczyzną słabnie, zwłaszcza w kolejnym pokoleniu, bo wielu z nich zaczyna wychowywać na obczyźnie swoje dzieci.
A ludzie starsi z kolei darzą sentymentem czasy PRL-u?
– To zależy do jakiej grupy społecznej to pytanie się kieruje. Moi rodzice z pewnością nie patrzą na te czasy z tęsknotą. Pamiętają, że wówczas nic nie można było kupić. Nawet najprostsze produkty trzeba było załatwiać. Tęskno za PRL-em jest grupie, która załatwiała. Ale to nie ten kierunek. Należy się zastanowić, w którym bylibyśmy miejscu, gdyby nie zryw robotników i Porozumienia Sierpniowe. W zakładach pracy, gdzie jest związek zawodowy, pracownicy są inaczej traktowani niż w firmach, gdzie nie ma związku i gdzie pracodawcy czy właściciele robią wszystko, aby związku nie było. Tam każda iskierka, próba założenia związku, kończy się dla pracownika najczęściej zwolnieniem, nawet z naruszeniem prawa. W zakładach pracy, gdzie związki funkcjonują, przestrzegane są prawa pracownicze
Jaki jest Państwa stosunek do utworzenia województwa częstochowskiego? „Solidarność” aktywnie włączyła się przecież do akcji zbierania podpisów za tą ideą.
– By odpowiedzieć sięgnę trochę do historii. W 1996 roku powołano do życia Akcję Wyborczą Solidarność, by związek wziął sprawy w swoje ręce. Wynik wyborów był bardzo dobry dla AWS, jednak zabrakło jej kilku procent do tego, by rządzić samodzielnie. Weszła wówczas w koalicję z Unią Wolności i był to największy błąd, i początek końca AWS, ponieważ UW, czyli obecna Platforma Obywatelska, wszystko robiła, aby nic w Polsce się nie udało. Przypomnijmy: program powszechnego uwłaszczenia został storpedowany przez UW. W tym czasie wprowadzono cztery reformy: gorsze i dużo gorsze. Między innymi była to reforma administracyjna kraju, która odbija się nam czkawką do dzisiaj, bo jesteśmy z tego pokolenia, które pamięta województwo częstochowskie i ówczesny czas prosperity. Pamiętamy jak wyglądała jego likwidacja. Widzimy naszą obecną sytuację i jak wyglądają te miasta, które status województwa utrzymały. Że jest to przepaść. Ale przywołam tu kwestię wiary, bo my wierzymy w to, że dane słowa nie były rzucone na wiatr. W tym budynku (ul. Łódzkiej 8/12 w Częstochowie – przyp. red.) przed wyborami na prezydenta miasta Częstochowy pan prezes Jarosław Kaczyński zadeklarował, że będzie robił wszystko, żeby województwo częstochowskie wróciło na mapę administracyjną kraju. Wierzę, że Pan Prezes słowa danego dotrzyma. W odtworzeniu województwa częstochowskiego widzimy dużą nadzieję, może nie od razu, bo Kraków od razu nie zbudowano. Wiemy, że niejednokrotnie trudniej jest coś odbudować niż zbudować od nowa. Ale mamy dzieci, które chcemy zatrzymać przy sobie, żeby nie musiały emigrować za pracą do bardziej rozwiniętych miast w naszej ojczyźnie czy też za granicę. Na powrót województwa częstochowskiego patrzymy z wielką nadzieją i wiarą.
Prace Państwo rozpoczęliście. Jak one postępują i jak ocenia Pan działanie prezydenta Krzysztofa Matyjaszczyka. Wbił się on w nurt walki o województwo i czyni to w atmosferze uzurpacji, jakoby to od niego miało zależeć, czy województwo powstanie?
– Tuż po wyborach parlamentarnych pojawiła się w mediach informacja, że województwo częstochowskie nie powstanie, że będą utworzone województwa środkowo-pomorskie i mazowieckie. Pozwoliłem sobie wówczas napisać list do Pana Prezesa Jarosława Kaczyńskiego i otrzymałem odpowiedź, w której Pan Prezes potwierdził, że prace nad utworzeniem województwa częstochowskiego trwają, ale by ono powstało musi być także wola społeczna. Wówczas wraz ze wszystkimi środowiskami patriotycznymi i tymi, które popierają utworzenie województwa częstochowskiego, wystosowaliśmy do mieszkańców listy o poparcie idei utworzenia województwa. Zbieramy podpisy zgodnie z wymogami, czyli z pozyskaniem wszelkich danych osobowych, wraz z peselem. Ale w tym obszarze każdy ma prawo zaistnieć. Prezydent Matyjaszczyk sformułował list do Pani Premier Beaty Szydło, który można podpisać bez podawania swoich danych, co nie daje większej wiarygodności jego akcji. Natomiast sprawa utworzenia województwa częstochowskiego jest tak ważna, że trzeba wyłożyć wszystkie ręce na pokład. Jeśli uda się nam województwo odtworzyć, to nie będzie to dla „Solidarności”, PiS czy prezydenta Matyjaszczyka. Uczynimy to dla nas wszystkich, dla naszych dzieci, przyszłego pokolenia. Związek działa. Osobiście też podniosłem ten temat utworzenia województwa częstochowskiego na zebraniu sprawozdawczym śląsko-dąbrowskiej „Solidarności”, podkreślając, że nie robimy tego przeciwko komukolwiek, ale dla nas. Dla naszych dzieci i dla większej szansy rozwoju naszego miasta i regionu. Musimy jednak po sezonie wakacyjnym zintensyfikować prace. Oczekujemy tu mocnego wsparcia ze strony posłów i senatorów. Trzeba mobilizować gminy i powiaty, bo o województwie nie będą decydować tylko mieszkańcy Częstochowy, ale też mieszkańcy okolicznych gmin i powiatów.
Dziękuję za rozmowę.
URSZULA GIŻYŃSKA