ANNA PURSKA


WIERSZE

***
O wolnej woli: że jesteśmy rzekomo zależni od samych siebie.
Nie do końca prawda. Traktat by raczej pisać jak rodzi się sumienie.
Świadomość. Jasność rozeznania.
Wyprawy do dalekich wybrzeży przeszłości. Odkrycia po latach.
Korekty typu: Ja dopiero dzisiaj o tym myślę.
Głęboki dyskurs z Bogiem.
Czyż było nią dzieciństwo? Widok swojego życia w miniaturze.
Owszem, zwiastowało przyszłe przeznaczenia.
Zadziwiający, tajemniczy los. Lecz wtedy przecież
nic o tym nie wiedzieliśmy.
Czy była nią pełna zapału pochopność młodości,
owe poczynania pod wrażeniem chwili, niespodzianki,
gdy życie raduje i cieszy.
Wiek klęski. Dopiero teraz zrozumiałam
ów powracający sen, gdzie jak u Boscha porwało mnie i niosło coś,
czego nie mogłam zahamować. A to pewnie było moje życie,
z góry przesądzone.
Ku swemu zdumieniu wciąż i wciąż odkrywam niemoc wolnej woli.
Komu mam się skarżyć?
Człowiek był i pozostanie istotą samotną.
Czas spokojny daje Pan. I ducha dobrego jak zechce.
Rozumienie dobra i zła. Nadzieję nie całkiem daremną.
I przyszłość trzyma w Swej ręce.

***

Unikają, boją się jak ognia wypowiedzieć głośno za Panem.
Proście, a będzie wam dane, a kołaczącemu otworzą.
Wedle obietnicy.
Stwardnieli w burzach, w niewierze, nałożone brzemiona zbyt ciężkie.
Przerosły ich łaski ciemne. Zaschli w samowystarczalności.
Przeorało cierpienie do dna.
Może i na swój sposób szczęśliwi?
Słyszałam jak jeden tylko człowiek mówił z głębokim przekonaniem:
Proście, a będzie wam dane. A kołaczącemu otworzą.
Bo człowiek ma prawo prosić Boga.

***

Nie potrzebuje nikogo.
W nikim nie pokłada nadziei.
Słyszy tylko samego siebie.
Wierzy jedynie w swą moc.
Otoczył się murem warownym.
Dobrze ufortyfikował swe serce.
Nie czyni najmniejszego ruchu, aby spotkać Boga.
Aż przyszło coś, co przełamało jego samowystarczalność.
O własnych siłach nie potrafi powstać.
I oto podobny nam wszystkim.

***

Zimni i z pustym sercem.
Nie zwróceni do Boga,
ale odwróceni do Niego plecami.
Ociężali i niechętni.
Opieszali i niedbali.
Niektórzy pod maską pobożności.
Jednych prowadzisz szybko.
Wcześnie dotykasz łaską.
Innych tak wolno, Panie…

***

Wytapia nas jak srebro.
Wypławia. Przesiewa.
Jedną ręką chłoszcze, a drugą prowadzi.
Nagłym ocknięciem obudzi po nocy.
I szuka w naszych ranach.
I na myśl przywodzi
to, cośmy goniąc utracili z oczu.

***

Były jakieś rzeki, ulice i miasta.
Pory roku, podróże i zmiany.
Sny o wolności, pociągach, odjazdach.
Męczący chaos nadmiaru. Dotkliwe poczucie braku.
Miejsca skażone śmiercią.
Było trochę radości.
Czas wszystko spopieli.
Czas wszystko wypali.
Uratuje się tęskna pamięć
i Twoje czyste światło.

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *