Zaistniały w wyniku walk wewnętrznych w Polsce chaos i upadek centralnych struktur władzy wykorzystał niebawem dla swych celów książę Czech – Brzetysław. Pod pozorem przedsięwzięcia krucjaty przeciw poganom – rzekomo dla ratowania relikwii św. Wojciecha znajdujących się w Archikatedrze Gnieźnieńskiej – latem 1039 roku wyprawił się on wraz z wielką armią na Polskę. Wojska Brzetysława liczyły około 14 pułków, czyli jakieś siedem tysięcy żołnierzy. Mimo sprawianych pozorów, Brzetysławowi chodziło wszak głównie o przyłączenie Śląska i Małopolski do Czech. Relikwie natomiast miały ewentualnie posłużyć mu do utworzenia arcybiskupstwa w Pradze. W istocie jednak cel jego najazdu był przede wszystkim łupieżczy.
Najprawdopodobniej w czerwcu owego roku armia Brzetysława weszła zatem na dawny „Bursztynowy Szlak” i zaatakowała pierwszy gród na trakcie do Wielkopolski – był nim Trzcinicz, zwany także Trzciniec, leżący na zakolu Prosny. Nazwa jego wywodzi się od ojcowskiego grodu Trzcin, lub też Trzecin, nazwanego tak dlatego, że miał rzadko spotykany – niemal idealny – kształt równobocznego trójkąta. Trzcin (po łacinie Tristen), zwany również grodem Lubnicz – gdyż właścicielem jego był magnat imieniem Luch, pochodzący z prastarego krajeńsko-połabskiego rodu Lubniców – znajdował się na wschodnim brzegu Prosny. Trzciniec natomiast, czyli „gród należący do syna pana ze Trzcina” (po łacinie Tristenic), leżał na zachodnim brzegu tej rzeki i miał z kolei – również bardzo charakterystyczny – prawie idealny i rzadko spotykany kształt kwadratu. Właścicielem jego był Luboch, syn Lucha, a ponieważ imię Luboch znaczy w tym wypadku „najdroższy syn”, domyślamy się więc, że był to jedynak. Ściślej wszakże, Luch miał jednego syna i dwie córki. Ponieważ ród Lubniców miał posiadłości nie tylko w Polsce, ale także w Niemczech, na Połabiu i w Czechach, po krótkich negocjacjach Brzetysław zrozumiał swą pomyłkę i odstąpił od oblężenia.
Następnie ruszył na pierwszy właściwy fort, czyli Kępno, zwany po niemiecku Długi Bród (Langenfort), bądź – bardziej prawidłowo – Długa Grobla (Langenbort). Gród ten bowiem leżał na środku bagien na dużej kępie, a prowadziła do niego właśnie tylko wąska, kilkusetmetrowa grobla. Nazwa Kępno stanowiła zatem określenie tegoż miejsca, czyli bagniska, po którym rozrzucone były jeszcze liczne mniejsze kępy. Burgrafem w owym forcie był wówczas Perzun, czyli „ten, co obraca w perzynę”, tj. pali, niszczy doszczętnie wrogów. Ponieważ jego gród był trudnopalny i nie nadawał się do oblężenia, przeto pułki Brzetysława przeszły obok i ruszyły od razu na północ.
Kolejnym fortem na trakcie był gród Ostrzeszów – ściślej mówiąc, gród położony w Starym Ostrzeszowie. Nazwa tego miejsca, czyli Ostrzeszów, właściwie jest skrótem nazwy, którą określić możemy jako „Ostry Rzeszów”, zatem fort mający w dodatkowy sposób wzmocnioną palisadę. Sądzimy więc, że miał on tzw. „osiek”, czyli ostrokół otoczony zasiekami, mianowicie wbitymi ukośnie pod palisadą ostrymi palami. Niemiecka nazwa tego fortu zresztą jest podobna: Schildberg, czyli Ostra lub Tarczowa Góra. Pomimo dzielnej obrony załogi fortu, Brzetysław spalił go. Rozzłoszczony stawianym oporem, ograbił następnie gród Kotłów – nie będący fortem, ale wielką osadą hutników i metalurgów – po czym spalił Kalisz, mimo że jego mieszkańcy poddali mu gród bez walki. Kalisz stanowił siedzibę kasztelanii, ponieważ jednak miał dużą powierzchnię i był raczej osadą rzemieślniczo-targową, nie nadawał się więc do obrony.
Następnym celem Brzetysława – już w lipcu – był fort Ląd nad Wartą, stanowiący właściwą bramę Wielkopolski. Po łacinie jego nazwa brzmi podobnie do Londynu – Landinium, czyli Landyn (samo zakończenie oznacza właśnie gród). Brzetysław spalił go i ruszył na kolejny fort, czyli Giecz. Jak podał kronikarz Gall, fort Giecz nazywał się wcześniej Gdecz, gdyż w tamtym miejscu znajdowała się w dawnych czasach wioska Gotów. Giecz był wówczas w rozbudowie, przechodził gruntowną modernizację. Brzetysław spalił go i wziął do niewoli wykwalifikowanych budowniczych grodów oraz geometrów. Ruszył następnie na Poznań. Gród ten, mimo że miał podwójną załogę, zatem tysiąc żołnierzy czyli dwa pułki, został zdobyty i spalony. Brzetysław zrabował z niego wszystko co się da, łącznie z mieniem należącym do katedry. Wtedy pozostałe stołeczne grody wielkopolskie – Ostrów Lednicki i Gniezno – poddały mu się bez walki. Ale i te zostały spalone, zaś sama Archikatedra Gnieźnieńska ograbiona – nie tylko z relikwii i przedmiotów liturgicznych, ale także z archiwów oraz książek. Po splądrowaniu Wielkopolski wojska czeskie ruszyły w powrotną drogę. Za Kaliszem Brzetysław odesłał łupy, jeńców i swych rannych do Pragi, sam zaś na czele 10 pułków, czyli jakichś pięciu tysięcy żołnierzy, wszedł na Królewski Trakt by zagarnąć jeszcze Małopolskę.
Nie atakował już jednak grodów wieluńskich, gdyż te były zbyt małe, więc i tak nie mogły stanąć mu na drodze. Czas go zresztą naglił – był już bowiem sierpień. Armia Brzetysława przekroczyła Liswartę i minęła Krzepów (Zbrojów), czyli fort Krzepa. Dopiero w tym miejscu, tj. od momentu wkroczenia wojsk czeskich w obszar kasztelanii Miromira, zaczyna rysować się zarówno przemyślana strategia ataku, jak i arcyciekawa taktyka obrony. Mianowicie, fort Krzepa również nie stanowił przeszkody dla Brzetysława, dlatego ten go nie zaatakował (wbrew temu, iż – jak mówią legendy – Perzun oraz Krzep przechwalali się, że to Brzetysław ich się przestraszył, skąd zapewne także ludowa etymologia nazwy Krzepic jako „krzepkiego grodu”). Armia czeska znalazła się zatem bez problemu między Zbrojowem a Kłobuczem – notabene, niemal w tym samym miejscu, gdzie przed wiekami rozbity został oddział rzymski. Dlaczego jednak z kolei trzy znajdujące się tam forty, czyli Krzepów, Kłobucz i Kłobuczek, nie zaatakowały Brzetysława? Liczyłyby one przecież wspólnie trzy pułki (około 1500 żołnierzy), a gdyby dodać do tego jeszcze dwa pułki Miromira i Msta – które z pewnością przyszłyby im z pomocą – w sumie zatem mogło zaatakować Brzetysława nawet 2500 żołnierzy.
Otóż, wydaje się, że forty te nie zaatakowały go dlatego, iż po prostu trzeciego fortu – czyli Kłobuczka – wówczas tam jeszcze nie było. Został on zatem wybudowany już nieco później. Brzetysław przypuścił więc atak na Kłobucz. Wkrótce jednak odstąpił od szturmu, jedynie nadpaliwszy go. Była to przeto tylko demonstracja siły wobec pułków kasztelanii Miromira. Ale prawdopodobnie Brzetysław chciał w ten sposób także wywabić mniejsze liczebnie siły Miromira w dogodniejsze dla siebie pole do ataku. Miromir jednakże nie wyprowadził wojsk z kasztelu i fortu Msta w obronie Kłobucza. Brzetysław ruszył więc dalej.
Armia czeska weszła w obszar dzisiejszej Częstochowy, dotarła do rozwidlenia szlaku, przeczesała nadbrzeżny las i stanęła nad rozlewiskiem Warty. Stanicy Częstocha jednakże wtedy tam jeszcze nie było. Sam Częstoch był – nieomal pewne – wtenczas na grodzie Miromira, jako jego obrońca (tarczownik), wszyscy bowiem dorośli i sprawni mężczyźni z całego okręgu, czyli opola, mieli obowiązek stanąć do jego obrony. Brzetysław zatrzymawszy się w tym miejscu miał więc do wyboru dwie strategie. Albo wejść na Kawią Stżę, przejść bród we Mstowie i zaatakować kasztel Miromira, albo też wejść na Krakowski Trakt i ruszyć prosto na Siewierz. Mógł wybrać pierwsze rozwiązanie – a sądzimy, że Miromir właśnie na to czekał.
Gród Mirów posiadał bowiem wąwel, więc Brzetysław mógł go atakować nawet tygodniami, a tym samym tracić czas i nie zdążyć wejść na Wawel przed zimą. Przede wszystkim jednak Miromir dysponował w swej kasztelanii aż pięcioma fortami, czyli mógł zebrać w sumie do obrony – wliczając w to załogę kasztelu – niemal trzy tysiące żołnierzy. Gdyby więc, nawet wyraźnie liczniejsza, armia czeska weszła w wewnętrzne zakole Warty, to mogłaby już z niego nie wyjść. Wojska Miromira i Msta, oraz pozostałych fortów, mogłyby ją bowiem już zamknąć w którymś z wąwozów w Sokolich Górach i tam z zaskoczenia wybić. Brzetysław nie znał przecież krętych, nieoznakowanych jurajskich szlaków. Ale nawet gdyby przeszedł Sokole Góry, to zaatakowany zostałby następnie w Dolinie Wiercicy, nieopodal fortu w Potoku (zwanego obecnie Złotym). Gdyby jednakże przetrwał i drugi atak, to rozbity by został w wąwozie wśród Skał Kroczyckich, gdzie stał największy po kasztelu fort Miromira. I stamtąd Brzetysław by już nie wyszedł.
Armia czeska nie poszła więc traktem na północ. Wojska Brzetysława weszły w dzisiejszą ulicę Senatorską i skierowały się wprost na Siewierz. Podobnie jak w przypadku fortów wieluńskich, Czesi nie atakowali już jednak grodów siewierskich, gdyż te były dla nich zbyt małe. Brzetysław spalił następnie dwa forty małopolskie, Trzyciąż i rozległy wówczas jak Kraków gród Maszków, oba leżące nad rzeką Dłubnią. Wtedy stanął pod Krakowem. Najpierw spalił pół podgrodzia – czyli otoczony grubą, podwójną palisadą miejski krakowski Okół – i wówczas Wawel przystąpił do negocjacji. Otwarto gród, Brzetysław pomimo to złupił go doszczętnie, po czym pozostawiwszy na Wawelu pułk czeski i tym samym włączywszy Małopolskę do Czech, gdzieś z końcem września 1039 roku powrócił do Pragi.
Foto:
Plan grodu na Gąszczyku – od południa i wschodu podwójny wał zawierający wąwel.
Adam Królikowski