Rozmowa ze st. bryg. Stefanem Gawrońskim, dyrektorem Biura ZOSP w Częstochowie
– Całe pańskie życie zawodowe związane jest z pożarnictwem. Czy to tradycja rodzinna?
– Jestem strażakiem w trzecim pokoleniu, po ojcu i dziadku, a czwarte pokolenie – mój syn – też związało się z tą służbą ratowniczą. Pracę w pożarnictwie zawodowym rozpocząłem 1 września 1966 roku, po skończeniu Szkoły Oficerów Pożarnictwa w Warszwie, mając już 8-letni staż w Ochotniczej Straży Pożarnej. Od pierwszych chwil mojej pracy związany jestem z Częstochową, powiatem, województwem i ostatnio znów powiatem częstochowskim.
Rozmowa ze st. bryg. Stefanem Gawrońskim, dyrektorem Biura ZOSP w Częstochowie
– Całe pańskie życie zawodowe związane jest z pożarnictwem. Czy to tradycja rodzinna?
– Jestem strażakiem w trzecim pokoleniu, po ojcu i dziadku, a czwarte pokolenie – mój syn – też związało się z tą służbą ratowniczą. Pracę w pożarnictwie zawodowym rozpocząłem 1 września 1966 roku, po skończeniu Szkoły Oficerów Pożarnictwa w Warszwie, mając już 8-letni staż w Ochotniczej Straży Pożarnej. Od pierwszych chwil mojej pracy związany jestem z Częstochową, powiatem, województwem i ostatnio znów powiatem częstochowskim.
– Jak pan ocenia działania i stosunek władz do OSP na przestrzeni minionego półwiecza?
– Częstochowa tamtych lat, to ważny węzeł komunikacyjny, silny ośrodek przemysłu: metalurgicznego, włókienniczego, rzemieślniczego i tzw. przemysłu terenowego, co powodowało określone zagrożenia i groźne pożary w przemyśle, ale nie tylko. Często zdarzały się również w rolniczych dzielnicach miasta, takich jak Mirów czy Wyczerpy. W tamtych czasach, dziennie wybuchało od 7 do 30 groźnych pożarów, nie licząc zapłonów technologicznych w zapałczarni oraz zakładach włókienniczych. Jednak częstochowianie spali spokojnie. Dobra, rutynowana kadra Zawodowej Straży Pożarnej i zakładów: Huty, Wigolenu, Ceby, Stradomia, PKP, a zwłaszcza fantastycznie zorganizowane OSP Błeszno, Kiedrzyn, Gnaszyn, Kuźnica były filarami bezpieczeństwa i pewności przy każdej akcji w mieście. Na przełomie lat 60. i 70. wymyślono i przez wiele lat kontynuowano przeciwpożarowe szkolenie pracowników przedsiębiorstw i młodzieży szkolnej. Finałem były coroczne zawody rozgrywane na stadionie Victorii, gdzie około 150 drużyn zakładowych i 50 ze szkół ponadpodstawowych, walczyło o zwycięstwo.
Najlepsze lata, to 1975-1999 – czas istnienia województwa częstochowskiego. Społeczność i władze umiały zadbać i uszanować potrzeby Ochotniczej i Zawodowej Straży Pożarnej, dbającej z kolei o ich bezpieczeństwo. Na sesjach Rad Miejskich obowiązkowo referowano stan ochrony przeciwpożarowej, uznawano potrzeby OSP, co sprzyjało budowaniu strażnic i pozyskiwaniu niezbędnego do gaszenia pożarów i innych czynności ratowniczych sprzętu. Każdego roku oddawano do użytku 30 – 40 strażnic, które władze województwa uzupełniały nowym samochodem. Mieszkańcy Ziemi Kłobuckiej dobrze o tym wiedzą, gdyż oni wykorzystali możliwości i mają teraz czym walczyć z pożarami i innymi klęskami. Każda częstochowska władza na przestrzeni minionych lat rozumiała strażackie potrzeby.
– Gaszenie pożarów i ratowanie dobytku, to zaszczytna, ale i niebezpieczna służba, z wieloletnią tradycją.
– Ochotnicza Straż Pożarna w Częstochowie istnieje od 1871 roku, na co są zachowane, skrupulatnie prowadzone dokumenty, które do dzisiaj przemawiają do wyobraźni. Ta dawna brać ogniowa tworzyła historię pożarnictwa, zwłaszcza Związku OSP, założonego w 1921 roku. Obecna OSP, to często jedyna i w naszych czasach już ostatnia, społeczna organizacja w wielu miejscowościach. Tam, gdzie istnieją strażnice są one przytuliskiem dla: Kół Gospodyń Wiejskich, zespołów sportowych, bibliotek, przedszkoli i świetlic, teatrów ludowych, młodszych klas szkolnych, punktów pomocy lekarskiej i in. Chlubą OSP są orkiestry strażackie. 1/6 polskich orkiestr znajduje się w naszym regionie. Są wśród nich najlepsze w kraju orkiestry z Białej, Ciasnej, Konopisk, Koszęcina, Mrzygłodu, Mykanowa, Wręczycy. Cieszy w nich zdecydowana przewaga młodzieży.
W ostatnich 30 latach, we współzawodnictwie krajowym, nasze jednostki zawsze były w pierwszej czwórce, a sześciokrotnie stawały na najwyższym podium. To zasługa członków OSP i Związku. – Nie udało się przez te wszystkie lata upolitycznić OSP, choć ochotnicy, to duża społeczność i łasy kąsek dla każdej władzy.
– Ochotnicza Straż Pożarna zawsze była społecznością apolityczną, mimo, że różne “kariery” polityczne próbowano robić posługując się rzekomym strażackim zapleczem. Jednak strażacy zawsze hamowali zapędy pseudodziałaczy.
Ochotnicy nie bawią się w politykę. Mają oczy i widzą kto coś konkretnego dla OSP robi – doposaży w sprzęt, a kto tylko szafuje pustosłowiem. Myślą o tym, jak skutecznie pomóc ludziom w nieszczęśliwych zdarzeniach. Jak najlepiej wykorzystać swoje możliwości i umiejętności. Różnie doposażeni i nie wszyscy odpowiednio przeszkoleni, w terenie pierwsi na miejscu wypadków są zawsze członkowie OSP z najbliższej strażnicy. W ostatnich 15 latach OSP, oprócz gaszenia pożarów, przyjęła również ratownictwo: drogowe, techniczne, chemiczne, ekologiczne, a ostatnio pomoc przedmedyczną.
– Zmierzamy do Unii, czy OSP znajdą tam miejsce dla siebie?
– To właśnie OSP na początku lat 90 – tych jako pierwsze znalazły się w nowym Krajowym Systemie Ratowniczo-Gaśniczym, który, o dziwo, prawie idealnie wpasowuje się we wzorcowe struktury ratownicze Europy.
– Na wszystkich zebraniach OSP strażacy podkreślają, że zamiast pomagać rzuca im się kłody pod nogi.
– Tak. Strażacy z OSP nie raz oddając własne życie, ratują obywateli oraz ich mienie z pożarów i innych zdarzeń. Działają z poświęceniem i bezinteresownie, toteż według badań opinii publicznej cieszą się największym zaufaniem społeczeństwa. Jednak, aby mogli dobrze wypełniać swoje obowiązki, brakuje im systemowych rozwiązań szkoleniowo – sprzętowych, finansowania potrzeb, a także zabezpieczeń socjalno – ochronnych. W obecnej sytuacji są to tematy trudne, jednak trzeba dążyć do ich rozwiązywania. Ochotnicy mają różne dobre pomysły, ale trudno im osiągnąć cokolwiek nie naruszając błogiego dolce far niente “góry” – zasiedziałych lub “ustawionych” działaczy, którzy natychmiast sprowadzą ich do parteru pokazując właściwe miejsce. Prawo Parkinsona w OSP nie powinno działać. Związek OSP powinien zapewnić i zorganizować warunki do prowadzenia działalności statutowej, jednak skostniałe układy są przeszkodą. Potrzebna jest przysłowiowa świeża krew, ale, podobnie jak w wielu innych dziedzinach polskiej codzienności, ma ona małe szanse przebicia. Działalność statutowa Związku, to zaszczytna służba, a nie tylko ograniczanie się do działalności finansowo – gospodarczej, skądinąd też ważnej.
Lobby strażackie do poziomu gminy jest skuteczne i funkcjonuje dobrze. Brak jednak takiego w parlamencie i rządzie, choć podejmuje się próby utworzenia klubu poselskiego i senackiego strażaków.
– Również wiele narzekań słyszy się na stan prawny, który jest niekorzystny dla Związku.
– Strażacy przeważnie dysponują 30-40 – letnim sprzętem, cudem działającym jeszcze w ich rękach. Obecnie kombinowany samochód strażacki kosztuje od 100 do 400 tys. zł, a motopompa 20 – 40 tys. zł. Gmin ze szczupłych środków samorządowych na ich zakup nie stać. W pojedynczych przypadkach wspierają je Narodowy i Wojewódzki FOZiGW, MSWiA, PZU, a na systemowe rozwiązania jakoś nikt nie ma ochoty.
Kolejnym utrudnieniem dla społeczników są nowo utworzone zapisy prawne. Pozwolę sobie je przytoczyć. Po pierwsze – w prawie energetycznym OSP traktuje się jako podmiot gospodarczy przy opłatach za energię elektryczną, co podraża jej koszt czterokrotnie; poczwórnie trzeba zapłacić za użycie syreny alarmowej, ładowanie akumulatorów, ogrzewanie garaży wozów bojowych zimą, oświetlenie strażnicy i grzałkę do herbaty. Po drugie – wymóg opłaty 500 – 700 zł i ponownej rejestracji w Sądzie Rejestrowym od dawna istniejących i już raz zarejstrowanych struktur OSP. Po trzecie – wymóg prowadzenia pełnej dokumentacji księgowej i sprawozdawczości finansowej dla fiskusa od społecznego skarbnika, którym przeważnie jest godna zaufania starsza osoba, podczas gdy kwota, którą dysponują strażacy w ciągu roku wynosi 100 – 1000 zł. Po czwarte – ostatnie zmiany częstotliwości radiowych wymagają kosztownej wymiany lub dostrojeń radiostacji, ale nikt nie pomyślał skąd na to wziąć fundusze. Przytoczyłem tylko kilka z całej, długiej litani utrudnień, które społecznika strażaka denerwują i zniechęcają, szczególnie młode pokolenie.
– A czy nie próbowaliście, jak niektórzy, innych metod?
– Strażacy ochotnicy nigdy nie strajkowali. Nie pozwala na to tradycja, honor służby, a zwłaszcza poczucie obowiązku niesienia pomocy każdemu w potrzebie.
– Ciekawe, czy ktoś sobie wyobraża co by było, gdyby któregoś dnia, w ciągu kilku minut po wypadku nie zjawili się ochotnicy na przykład na trasie DK1? Co będzie, gdy wysiądą wreszcie zabytkowe stare wozy strażackie? I najważniejsze pytanie: jak to będzie, gdy młodzież powie: “dość, nie pójdziemy z motyką na ogień i w słupołazach po kota na drzewo!” Na co liczycie?
– Obecnie liczymy na wyniki – 14 kwietnia – z sali Sejmu Śląskiego, gdzie odbywać się będzie I Zjazd ZOSP Województwa Śląskiego i wybory nowych władz.
– Za bardzo bym nie liczyła, bo stosunek głosów naszego regionu do “reszty świata”, jest jak 4 do 28.
– Decyzje i przyszłość OSP regionu leżą w Katowicach. Można mieć nadzieję, że tradycyjna gorączka przedwyborcza i personalne rozgrywki tam inicjowane nie przeniosą się do nas. Liczę też, że październikowy Zjazd Krajowy ureguluje sprawy statutowej działalności, a wybrane nowe władze zaczną wreszcie spełniać oczekiwania ochotników.
Korzystając z okazji chciałbym przekazać strażakom i ich rodzinom wyrazy szacunku, a z okazji zbliżającego się dnia Św. Floriana serdeczne życzenia wszelkiej pomyślności.
– Dziękuję za rozmowę.
JOANNA BAR