Wydarzenia na scenie międzynarodowej ciągle wprawiają w konsternację. Choć może już nie powinny, bo degrengolada trwa od dawna. Pierwszy raz szok ogłuszył mnie „kopniakiem z półobrotu”, gdy Barack Obama przed kilku laty otrzymał pokojową Nagrodę Nobla.
Decyzje szwedzkiej kapituły wiele razy były kontrowersyjne, ale to było więcej niż blamaż. Bo, po pierwsze, pierwszy czarnoskóry, przepraszam, afroamerykański prezydent USA, dopiero co objął swój urząd, po drugie – na rzecz „światowego pokoju” wygłosić jedynie parę, przesączonych lewactwem i izolacjonizmem, frazesów. Wszystko to szybko okazało się precyzyjnie spreparowaną bujdą. Rząd Stanów Zjednoczonych z powodu własnych strategicznych interesów przecież nie mógł i nie wycofał się z militarnej aktywności w określonych częściach świata.
Prezydent Obama jest mało stabilny. Z jednej strony niby twardy – prowadzi normalną politykę zagraniczną, choć zapowiadane rozbrojenia amerykańskiej budzą niepokój, z drugiej – wykazuje słabość i niezdecydowanie. Szczególnie widać to w kontaktach z Rosją.
Przy wszystkich ustępstwach wobec moskiewskiego „partnera”, jednorazowe zagrywki Waszyngtonu wzbudzają jedynie politowanie. Nie tak dawno temu media obiegła informacja, że Obama odmówił spotkania z prezydentem Rosji przed szczytem gospodarczym. Powód? Putin przechwycił największego zdrajcę Ameryki ostatnich lat – Snowdena, czyniąc z niego z pewnością bezcenne źródło informacji szpiegowskich. Jednak reakcja Białego Domu przypomina sytuację, gdy chłopak nie dzwoni wieczorem do dziewczyny, bo się dowiedział, że go dziesiąty raz zdradziła, a następnego dnia kontynuuje związek.
W ostatnich dniach z kolei, ze wszystkich stron, płyną informacje o sytuacji w Syrii. Słyszymy, że okrutny dyktator dziesiątkuje swoich współobywateli bronią chemiczną. A dyplomaci? Gadka-szmatka. Może by zainterweniować, a może lepiej nie? Jeden Parlament się zbiera, potem drugi, teraz czekamy na posiedzenie Kongresu USA. Ludzie są mordowani, a Zachód gra w dziwne podchody. Wielcy politykierzy główkują, co z tym fantem zrobić, a przecież sami swymi wcześniejszymi, błędnymi decyzjami, niby dla ochrony własnych interesów, wspierali nie tych co trzeba.
Żadnych twardych postanowień, żadnych konkretnych decyzji. A Rosja konsekwentnie wspiera syryjski reżim. Bo realizuje własną, żelazną, mocarstwową wolę.
ŁUKASZ GIŻYŃSKI