Rozmawiamy z Markiem Frydrychem, prezesem Firmy Sunningwell International Polska LTD, dzierżawcą Huty Częstochowa
Piąty miesiąc zarządzacie Państwo Hutą Częstochowa. Jakie są pierwsze odczucia?
‑ Optymistyczne. Produkcja idzie i w całości udaje się nam ją sprzedać. Na marzec mamy zakontraktowane 45 tysięcy ton stali.
To dużo na tak potężne przedsiębiorstwo?
‑ Huta w ostatnich latach ISD produkowała połowę tego. Rocznie produkcja kształtowała się na poziomie 300–325 tysięcy ton stali, my planujemy zwiększyć produkcję na 500–600 tysięcy ton.
Czy obecnie dla Huty i tej branży jest dobra koniunktura?
‑ Przemysł stalowy jest generalnie w trudnej sytuacji, dlatego że jest duży napływ stali z zagranicy. Nadal do Polski napływa dużo stali z Ukrainy, także z Rosji. Niektóre firmy z Ukrainy czy Rosji stosują znaczny dumping, na przykład oferują slaby (półprodukt do produkcji blach ) za cenę, bliska takiej za która sami sprzedają blachy w Polsce.
Generalnie w tej konkurencji dużo zależy od umiejętności marketingowych. My mamy już kilka sukcesów. Wygraliśmy niewielki przetarg w Rosji na produkcję blachy do lodołamaczy, a stanęliśmy w szranki z Magnitogorskiem. Liczymy na większe kontrakty na tym rynku. W tej chwili mamy nawet spore zamówienie dla Turcji, cieszy nas, że Turcy mimo iż mają blisko do Ukrainy i Rosji, kupują u nas. Pierwszy kontrakt już podpisany i towar wysłany. Mamy też zamówienia z Egiptu na blachę do produkcji gazociągu. Muszę przyznać, że jest to efekt moich i moich kolegów dobrych kontaktów. 25 lat pracowałem na międzynarodowych rynkach stali, więc mam bardzo dużo przyjaciół na całym świecie. Podobnie nasi koledzy z działu sprzedaży, mają ogromne doświadczenie i kontakty. Stąd nasi starzy partnerzy, wiedząc o naszym zaangażowaniu w Hutę Częstochowa i nawiązują ponownie współpraca.
Czyli dobre układy interpersonalne owocują…
‑ W handlu ważne są zaufanie do siebie, solidność, wiarygodność. Ale to funkcjonuje w każdym biznesie. Wypracowane są pewne mechanizmy współpracy, ludzie sobie ufają. To nam bardzo pomaga. Oczywiście liczymy na rynek polski który jest dla nas najważniejszy i powoli rozwijamy współprace z polskimi podmiotami, ale również ważny jest dla nas rynek zagraniczny. Pracujemy z takimi firmami jak: ArcelorMitta Distribution co., Saltzgitter, Thyseen, Steelforce i wielu innych, m.in. firmy włoskie, szwajcarskie, czeskie
Które zapewnią przyszłość przynajmniej na ten rok?
‑ To są z reguły kontrakty powtarzalne, bo nasi partnerzy co miesiąc potrzebują produktu, więc upatrujemy współpracę jako długoterminową. Wracają też do nas ci, którym nie udało się nawiazać dobrej współpracy z Huta w ostatnich latach, wśród nich np. producenci ciężkich maszyn.
Czy były zwolnienia pracowników Huty?
‑ Mamy dobrą załogę i nie tylko nie zwolniliśmy, ale zatrudniliśmy około 35 osób. Minęło zaledwie kilka miesięcy i mocno przyglądamy się sytuacji. Ale czujemy pomoc i wsparcie ze strony różnych partnerów. Na przykład Tauron, nasz ważny partner, wyszedł naprzeciw naszym prośbom o przychylne nastawienie, co zaprocentowało nową, lepszą umową. Liczymy na podobne wsparcie PGNiG oraz wielu dostawców miejscowych. Współpracują przecież z nami firmy remontowe, doglądające sprzęt, dostawcy odzieży, złomu czy innych materiałów. Wielu dostawców powoli przekonuje się, że Huta ma nowe otwarcie, że my działamy inaczej. Czujemy, że nabierają do nas coraz więcej zaufania.
Podczas wystąpienia na Biznes-Mikserze posłużył się Pan stwierdzeniem, że dziwne jest to, że taki zakład jak Huta można było doprowadzić do stanu upadłości.
‑ W ostatnich latach wiele firm rosyjskich czy ukraińskich czy generalnie z obszaru byłego ZSRR wycofuje się z wcześniejszych inwestycji dokonanych poza swoimi krajami. Jakoś nie udaje im się właściwie zarządzać swoimi zagranicznymi firmami i projektami. Ostatnio Evraz sprzedał swą ostatnią walcownię we Włoszech, a wcześniej Witkowice w Czechach. Podobne przykłady widać np. na Bałkanach, w Czarnogórze czy w Bośni. ISDnie udało się w Polsce. Może przyczyną jest sposób zarządzania. My w odróżnieniu od poprzednich właścicieli zmieniliśmy styl zarzadzania. Między innymi całe kierownictwo Huty Częstochowa przenieśliśmy do Częstochowy i decyzje podejmowane są tu, na miejscu. Pozwala to widzieć problemy u podstaw, a nie z perspektywy Warszawy.
Naszym celem jest budowa polskiego holdingu stalowego w oparciu o Hutę Częstochowa. Jak na razie, poza firmą Cognor, cała produkcja stali w Polsce jest w rękach cudzoziemców. Moim zdaniem Huta Częstochowa może tu odgrywać znaczącą rolę.
Czyli jest potrzebna…
‑ Tak, dla naszego przemysłu maszynowego, stoczniowego, budownictwa, energetyki czy nawet przemysłu obronnego. Produkuje bowiem bardzo szeroką gamę wyrobów, które są niezbędne polskiej gospodarce.
Ważne, aby utrzymać to przedsiębiorstwo w polskich rękach, aby decyzyjność w sprawie Huty była w Polsce, a nie np. w Luksemburgu czy Kijowie. Jeżeli Huta jest częścią dużego, międzynarodowego holdingu, to czy ona pracuje, czy nie pracuje, zależy od założeń strategicznych czy taktycznych decydentów w Luksemburgu albo w Kijowie. A jak jest to polskie przedsiębiorstwo, to decyzje podejmuje się tutaj i patrzy się na lokalny rynek. I to jest różnica między nami a każdym innym, zagranicznym kupcem, który będzie postrzegał hutę jako dodatek do całego holdingu i decyzje podejmował, patrząc na globalny, a nie krajowy rynek. A my liczymy przede wszystkim na krajowy rynek. Rozmawiamy z ARP (Agencją Rozwoju Przemysłu) o dostawach, gdzie ARP ma udziały albo kooperuje. Negocjujemy także z funduszami państwowymi czy firmami przemysłu obronnego. Huta Częstochowa ma bardzo dobrą jakość produkcji, sprawdziła swoje rezultaty działalność i w Stanach, i w Europie.
Czyli firma solidna…
‑ Zakład dobry, ale wiele zależy od właściciela. Jaki był poprzedni, widać rezultaty. Mamy nadzieje, ze nasza firma pokaże się z dobrej strony. Zakład spełnia wszelkie wymagania i normy. Odbudowując jego produkcję teraz, będąc dzierżawcą, być może strzelam sobie w nogę, że go dzisiaj podnoszę, bo gdy był w upadku, można go było kupić tanio, a teraz przyjdą inni i może stworzyć się problem. Sunningwell ma prawo pierwokupu, ale różnie bywa. Sadzę, że mogą być firmy, które chcą kupić Hutę tylko po to, aby ją zamknąć, lub zamknąć jej część (np. stalownię). Mając zakłady w sąsiedzkich krajach patrzą na Polskę jako na rynek i to ich głównie interesuje. A rynek w Polsce to ponad milion ton stali, więc dla nich kupno zakładu, zezłomowanie go i wywiezienie, nie ma znaczenia, bo koszty szybko odzyskają ze sprzedaży swojego towaru i dodatkowo przejmują rynek. Dostawcy z Czech, Ukrainy czy Rumunii doskonale działają na rynku, gdy Huta jest w upadku czy stoi nie produkując. Odbudowanie Huty to oczywiście zmiana sytuacji – pojawia się gracz, który na rynek może dostarczyć co najmniej połowę produkcji i dla konkurentów zagranicznych to wielki problem. Więc kupno i zamknięcie zakładu takiego jak Huta, to niezła strategia dla takich firm. A dodam, że Huta, produkując i sprzedając na polski rynek, jest postrzegana jako najbardziej wiarygodny dostawca. Dobra jakość, szybkość dostaw, porównywalne ceny to nasze przewagi. Stąd konkurentom z zagranicy jest trudno z nami konkurować.
Czy dzięki dobrze funkcjonującej Hucie byłaby możliwość odbudowania przemysłu stoczniowego w Polsce?
‑ Na pewno tak. Przemysł stoczniowy to jedna z gałęzi przemysłu, którą powinniśmy wszyscy poważnie potraktować: i rządzący, i przedsiębiorcy. Mamy na przykład kontakt z Fincantieri, największą firmą stoczniową w Europie. Podobno w 2012 roku jej przedstawiciele przyjeżdżali do Polski, ale jak twierdzą, nie było z kim rozmawiać. Chcieli przejąć stocznię w Polsce, ale w tej sytuacji przejęli stocznię w Rumunii. Z naszego rumuńskiego zakładu dla tej stoczni dostarczamy różne komponenty; teraz chcemy dostarczać blachę z Huty Częstochowa. Polska ma wszelkie możliwości rozwinięcia współpracy z tym holdingiem. Mamy stocznie, Cegielskiego, producentów kabli, blach, dobre zespoły ludzkie. Jakoś do tej pory się to nie zazębiło, ale wszystko przed nami. Rozmawiamy z Fincantieri o ponownej próbie ich wejścia na rynek polski. Pomożemy zorganizować spotkania z polskimi instytucjami, które są związane z tym sektorem – zobaczymy, co można wspólnie zrobić.
Podczas wystąpienia mówił Pan o różnych projektach inwestycyjnych.
‑ Szukamy pomysłów, gdzie można zastosować synergię, co jest Hucie potrzebne. Chcemy postawić elektrownię hybrydową. Wiem, że ludzie mówią, że to spalarnia śmieci, ale to nie jest tak do końca. Śmieci przerabia się na tak zwany RDF, a później ten RDF się spala. RDF to paliwo, jak biomasa.
Taka elektrownia na terenach pohutniczych, z dala od domów, może nie będzie problemem?
‑ Tego rodzaju spalarnie są w wielu miastach Europy i mają wbudowane systemy oczyszczania, szczelnie chroniące przed emisją do atmosfery. My chcemy elektrownię postawić przy hucie, aby wszystkie emisje, które tworzą największe problemy, kierować do huty i dopalać w piecach, dzięki czemu następuje wypalenie wszystkich związków niebezpiecznych. W temperaturze powyżej 1200 stopni całkowicie neutralizuje się bowiem wszystkie szkodliwe substancje powstałe w procesie spalania i to, co wychodzi na zewnątrz, jest czyste. I to jest dobrym argumentem do tworzenia tego rodzaju instalacji przy hucie czy innych zakładach produkcyjnych, jak na przykład cementowani, gdzie podczas produkcji wytwarzane są bardzo wysokie temperatury.
Chcemy też budować fabrykę prefabrykatów budowlanych ‑ wielkich płyt, z których szybko, w ciągu czterech tygodni można budować domy mieszkalne. Fabryka rocznie produkowałaby 150 tysięcy PUM. Takie rozwiązanie dobrze się wpisuje w politykę budownictwa i sprzyja w rozwiązaniu problemów mieszkaniowych, zarówno na szczeblu samorządowym jak i rządu centralnego (projekt Mieszkanie Plus). Cena mieszkań stawianych w takiej technologii jest zbliżona to zakładanych w projekcie Mieszkanie Plus. Fabryka powstałaby przy Hucie, bo korzystalibyśmy z wytwarzanego tam ciepła do suszenia paneli. I fabrykę domów, i elektrownię zamierzamy wybudować w obok walcowni.
Rozmawiamy również z metropolią katowicką oraz Rzeszowem na temat projektu „Monorail”, czyli nowoczesnego systemu komunikacji międzymiejskiej. Jest to świetny pomysł w ramach tzw. elektromobliności – elektrycznie napędzany pociąg poruszający się na wiadukcie. Mamy dostęp do takiej technologii i finansowania takiego projektu, a Huta byłaby dużym beneficjentem tego projektu.
I kiedy nastąpiłaby realizacja tych pomysłów?
‑ Projekty elektrowni hybrydowej i fabryki paneli budowlanych są w trakcie przygotowywania. Liczymy na to, że kupimy Hutę. Czy to możliwe, przekonamy się na przełomie sierpnia i września, a wówczas plany się bardziej urzeczywistnią. Szykujemy się do zakupu Huty, choć konkurencja wzrasta, bo szykują się też firmy ukraińskie (Metinvest Holding) oraz Liberty Group należąca do angielsko-hinduskiego właściciela. Mamy jednak nadzieję, że oferty zakupu będą realne i że syndyk właśnie taką wybierze. Wówczas skorzystamy z prawa pierwokupu i będziemy mogli przejąć Hutę. Jeśli to będzie oferta z „kapelusza”, to nie będziemy w stanie jej przebić.
Dziękuję za rozmowę
Rozmawiała URSZULA GIŻYŃSKA