Jan Paweł II, na którego słowa tak często lubi powoływać się lewica, wyraźnie mówił, że „naród, który zabija własne dzieci, jest narodem bez przyszłości”. Nasz święty Papież był wielkim orędownikiem obrony życia. O tym zapominają ci, którzy tak głośno dopominają się powszechnie dostępnej aborcji.
Każdy w Polsce ma prawo do wyrażania swoich opinii. Do strajku, protestu – też. Ale w Polsce każdy ma też prawo do życia. Dlaczego niektórzy chcą je zabrać nienarodzonym, bezbronnym dzieciom. Co gorsze, twarzą tej zbrodniczej kampanii stają się kobiety. Obecne i przyszłe matki, które winny być głosem dzieci o prawo do życia.
W „czarny poniedziałek” wiele osób pokazało brak humanitaryzmu i godności. Nazwa, ale i przesłanie „czarnego poniedziałku” mają pewną bardzo smutną korelację z tym co stało się w Częstochowie, 4 września 1939 roku. Wówczas to Niemcy dokonali mordu na częstochowskiej ludności cywilnej w odwecie za opór w pierwszych dniach wojny. Nomen omen dzień ten nazwano – „czarnym poniedziałkiem”.
Dzisiaj do zagłady ludzkości nie potrzeba wojen i holocaustu. Dzisiaj w świetle prawa w wielu państwach na świecie dochodzi do zabijania milionów poczętych dzieci. Ludzie na własne życzenie dokonują eksterminacji człowieka. W Kanadzie, na przykład, rocznie z łona matek wyskrobuje się ponad 100 tysięcy dzieci. Bilans kilku lat od złagodzenia tamtejszego prawa to 2,7 miliona aborcji. W Szwajcarii w świetle obowiązujących tam przepisów tysiące wyabordowanych dzieci spala się w biogazowniach. Tego w naszym kraju nie chcemy.
Obecny bunt wielu polskich kobiet jest przesiąknięty nienawiścią.
Przeraża ten pokaz zawziętości, agresji, często nawet wyuzdania. Ale w tym krzyku nie chodzi tylko o prawo do niekontrolowanej aborcji. To rewolucja ideologiczno−polityczna nawołująca do rebelii. Do chaosu i destrukcji w kraju.
Protestujące panie swój status quo prezentują na plakatach. Szczególnie wymowny jest ten, gdzie na sylwetce kobiety wielkość kółek wyraża to, co dla protestujących pań jest najważniejsze. Kółko średnie na głowie – to myślenie, maleńkie na sercu – to uczucie, a ogromne na macicy – to decydowanie o swoim łonie. Cóż, same potwierdzają, że istotę kobiecości sprowadzają do zarządzania macicą. Że mało myślą, jeszcze mniej czują. Szkoda tylko, że nie widzą własnego uprzedmiotowienia. Że sprowadzają się do funkcji bezużytecznego inkubatora.
URSZULA GIŻYŃSKA