MYŚLENIE NIE BOLI
Najpierw długie milczenie. Premier milczał, minister negocjował. Co i z kim? Mówi się różnie, zwłaszcza po doniesieniach z giełdy. Co bardziej przywiązani do leków, zwłaszcza chorzy przewlekle, ci, jak wiadomo szybciej się przywiązują, spanikowali. Zgodnie z nawykami z poprzedniej epoki rzucili się na apteki i stworzyli gigantyczne kolejki, co skrzętnie zapisali na fotografiach „niezaprzyjaźnieni” fotoreporterzy.
O nowej ustawie refundacyjnej, która określa, jakie leki będą, w jakim procencie refundowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia, mówiło się od niemal roku. Tyle czasu potrzeba było Ministerstwu Zdrowia na zapisy, które przez cały ten czas były bardzo mocno krytykowane, choć docierały do środowisk zainteresowanych w zaledwie niepotwierdzonych newsach prasowych. Czasu na konsultacje nie było, bo ministerstwo bardzo zaangażowało się w rozmowy z koncernami, żeby te chciały nam, pacjentom pójść na rękę. Nawet posłów lekceważono w tej kwestii. Zapytania kwitowane były stwierdzeniami w stylu: „Nie, przecież niemożliwe żeby chorzy na cukrzyce wielokrotnie badali stężenie cukru we krwi. Przecież musieliby chodzić wszyscy z zapuchniętymi palcami” – cytat nie jest dosłowny, ale słyszałam to na własne uszy. Interpelacje czekają na odpowiedź.
Ponieważ sprawa mnie interesuje nie tylko z dziennikarskiego obowiązku, postanowiłam śledzić w Internecie posiedzenie zwołanej w trybie pilnym w dniu 30.12.2011 r. Sejmowej Komisji Zdrowia. I to były trudne dla mnie godziny. Zobaczyłam ministra Arłukowicza, który wzorem bohatera znanego z opowiadania Roberta Louisa Stevensona (Doktor Jekyll i pan Hyde) raz jest doktorem Arłukowiczem, raz Ministrem Zdrowia. Zdecydowanie ta pierwsza wersja, zapamiętana z czasów, kiedy obecny Minister był jeszcze parlamentarzystom opozycji, bardziej mi odpowiadała. Na posiedzeniu wspomnianej Komisji min. Arłukowicz nawet nie usiłował tłumaczyć czegokolwiek. Dowcipkował, chłostał słowami, ośmieszał… Potoki słów nic nieznaczących, powtarzanych, jak mantra tekstów o tym, że pacjent jest najważniejszy. Ani jeden raz nie usłyszałam czegoś, co mogłabym przytoczyć, jako wyjaśnienie bałaganu, którego jesteśmy świadkami w ośrodkach zdrowia i aptekach.
Bardziej zdecydowany i konkretny był Pan Premier. W stroju piłkarskim – przed czy po meczu, pogroził palcem lekarzom a pacjentom poradził nie przyzwyczajać się nam do leków. Ta ostatnia rada jest zrozumiała, w końcu mamy kryzys, więc renciści i emeryci powinni troszkę pomóc! Ograniczmy leki, najlepiej stosujmy te, do których państwo nie dokłada! I z pewnością byłoby to wszystko zabawne, gdyby nie to, że jest kolejnym dowodem na arogancję i nieudolność władzy. Po raz kolejny doświadczamy tego, że polskie państwo po prostu nie działa. Tam gdzie następuje zderzenie propagandy z rzeczywistością widać to, jak na dłoni. Obawiam się, że to dopiero początek naszych tegorocznych, bolesnych niespodzianek.
Anna Dąbrowska