Setne urodziny obchodzić będzie mieszkaniec Poraja Franciszek Matczak
Jubileusz przypada 30. marca 2007 r. Uroczystość rozpocznie się o godzinie 10.00 w Urzędzie Gminy Poraj (USC), następnie, o godzinie 15.30, w kościele parafialnym pod wezwaniem Serca Jezusowego w Poraju, ks. proboszcz Zdzisław Zgrzebny odprawi mszę św. w intencji dostojnego Jubilata. Franciszek Matczak wraz z najbliższymi będzie dziękował Panu Bogu za dar długiego i szczęśliwego życia. W tradycji chrześcijańskiej długowieczność jest szczególną łaską Bożą, której dostępują tylko nieliczni Jego wybrańcy w imię wielkiej miłości Boga do człowieka.
Sto lat życia najstarszego z rodu Matczaków, to czas naznaczony tragiczną historią narodu polskiego, okres zaborów, wojen, okupacji hitlerowskiej, komunizmu i tworzenia nowego państwa polskiego. Jego życie to bogactwo różnych doświadczeń i przeżyć. A było ich rzeczywiście wiele.
Franciszek Matczak, syn Józefa i Stanisławy, urodził się 30. marca 1907 r. w Piekle (obecnie Gołonóg – Dąbrowa Górnicza). Rodzice Franciszka przybyli do Zagłębia za chlebem z okolic Kutna. Ojciec, Józef, był kolejarzem, uczestnikiem wojny japońskiej 1904 r. (zmilitaryzowany pod Władywostokiem). Franciszek jest drugim dzieckiem z pięciorga rodzeństwa (3 synów i 2 córki ). Najstarszy z synów, Jan, zginął w czasie bombardowania w Łącznej, koło Skarżyska w 1939 r. Antoni Matczak, najmłodszy syn również zginął tragicznie w 1944 r. w Częstochowie, w niewyjaśnionych okolicznościach. Dramat rodzinny potęgował fakt, że ojciec nie otrzymał przepustki do Częstochowy i nie mógł być na pogrzebie własnego syna. W Poraju wówczas utworzono Zoolant i mieszkańcy nie mogli się przemieszczać poza granicę III Rzeszy (najdalej mogli jechać do Korwinowa).
W latach 20. rodzina Matczaków zamieszkała na stałe w Poraju i do dzisiaj jest związana z tym terenem. Najpierw mieszkali w domu przy ul. 3. Maja, potem dom zajęli Niemcy i rodzinę wysiedlono do starego domu pod lasem, przy drodze do Myszkowa. Z tamtego okresu w pamięci zapisały się wspomnienia nocnych wizyt Niemców i partyzantów, którzy ukrywali się w pobliskim lesie. Dramat rewizji i tamtych okrutnych czasów wraca za każdym razem, kiedy wracają wspomnienia. W czasie wojny P. Franciszek pozostawał “cichym kontaktem” dla partyzantów, przekazywał przesyłki i kontaktował się z ich rodzinami. Do dzisiaj wspomina, jak wiele radości sprawiło mu przekazanie pierścionka z orzełkiem w koronie wskazanej osobie.
Jubilat, po ukończeniu szkoły podstawowej i przygotowaniu zawodowym, we wczesnym wieku był zmuszony podjąć pracę zarobkową. Na przestrzeni lat pracował jako tokarz w Zakładach Mechanicznych “Kanczewski” w Częstochowie, w syropiarni “Julianka” w Złotym Potoku, Zakładzie Mechanicznym Górnictwa Rud Żelaza w Borku ( Osiny).
W 1936 r. ożenił się z Heleną Szewczyk i od tego momentu musiał zarabiać na utrzymanie rodziny. Praca w Borku była najtrudniejszym okresem w jego życiu. Pracował bardzo ciężko, po 12 godzin dziennie w systemie zmianowym. W czasie okupacji hitlerowskiej Franciszek dojeżdżał z Poraja do Borku rowerem, było to bardzo niebezpieczne z uwagi na liczne patrole i rewizje. W Poraju przebiegała granica między III Rzeszą a Generalną Gubernią. Na stacji kolejowej, obok której codziennie przejeżdżał, znajdował się punkt rewizyjny, gdzie kontrolowano wszystkich pasażerów, szczególnie niebezpieczne było poruszanie się w porze nocnej. W tym celu wydawane były specjalne przepustki. Wiele razy był świadkiem strzelaniny i różnych tragicznych sytuacji, o których nigdy nie potrafi zapomnieć. Zawsze starał się zachować zimną krew, żeby jakimś gwałtownym ruchem, czy próbą ucieczki nie sprowokować Niemców do najgorszego.
Lata powojenne to praca w PKP, w dziale mechanicznym Parowozowni Częstochowa Główna, skąd został oddelegowany w 1949 r. na kurs maszynistów parowozowych. Po ukończeniu w Łodzi kursu pracował jako maszynista, aż do przejścia na emeryturę w 1968 r., po 43 latach pracy zawodowej.
Nigdy nie należał do żadnej partii politycznej, co w powojennej Polsce oznaczało gorsze życie. Jest człowiekiem niezwykle ciepłym, dobrym i oddanym rodzinie. Ma dwoje dzieci. Syn, Leszek Matczak, ukończył LO im. R. Traugutta W Częstochowie, jest absolwentem AGH w Krakowie, przez 40 lat związany z Hutą “Częstochowa”, córka, Bogusława Matczak, miłośniczka literatury pięknej, z zawodu bibliotekarka, mieszka w Poraju.
Franciszek Matczak ma czworo wnucząt: Macieja, Marka, Jerzego i Małgorzatę, troje prawnucząt: Michała, Katarzynę i Dominika. Najmłodszy z rodu, Dominik Matczak, uczeń
I klasy gimnazjum Państwowej Ogólnokształcącej Szkoły Muzycznej w Częstochowie jest spełnieniem marzeń seniora Matczaka, który zawsze pragnął, aby w domu rozbrzmiewała muzyka. Pierwsze skrzypce kupił z myślą o swoim synu Leszku, który krótko uczył się gry na instrumencie i skrzypce przeleżały na strychu ponad 50 lat. Nikt w kolejnych pokoleniach nie wykazywał zainteresowań muzycznych. Dopiero najmłodszy z rodu Dominik sięgnął po nie kilka lat temu i rozwija swój talent muzyczny. Uświetnia grą na skrzypcach uroczystości rodzinne i różne okazjonalne święta, urzeczywistniając tym samym marzenia pradziadka. Skrzypce łączą pokolenia. Na uroczystości jubileuszowej specjalnie dla pradziadka zabrzmi “Wiosna” Vivaldiego oraz “Ave Maryja”.
Pradziadek i prawnuczek mają wiele wspólnego, oprócz nazwiska i więzów krwi. Muzyka łączy ludzi, a w tej historii rodzinnej połączyła najstarszego i najmłodszego z rodu Matczaków.
Życzymy dostojnemu Jubilatowi jeszcze wielu pięknych jubileuszy, zdrowia, optymizmu i pogody ducha oraz niekończącej się wiosny życia.
BARBARA MATCZAK