Nie chciałbym Państwa przed świętami Wielkiej Nocy nużyć przemyśleniami na temat ostatnich ekscesów person typu: Błochowiak, Kopczyński, Urban, Karczmarek, Cimoszewicz czy – niezawodnego w takich sytuacjach – premiera Millera. Jednak zdaję sobie sprawę, że pomimo oczywistej niechęci do poruszania tematów politycznych (zarówno ze strony Czytelników jak i mojej) nie sposób dzisiaj uciec od polityki, bo choć ona ostatnio składa się w najlepszym razie z wygłupów, to trudno przy takiej dynamice wydarzeń o niej nie mówić.
Nie chciałbym Państwa przed świętami Wielkiej Nocy nużyć przemyśleniami na temat ostatnich ekscesów person typu: Błochowiak, Kopczyński, Urban, Karczmarek, Cimoszewicz czy – niezawodnego w takich sytuacjach – premiera Millera. Jednak zdaję sobie sprawę, że pomimo oczywistej niechęci do poruszania tematów politycznych (zarówno ze strony Czytelników jak i mojej) nie sposób dzisiaj uciec od polityki, bo choć ona ostatnio składa się w najlepszym razie z wygłupów, to trudno przy takiej dynamice wydarzeń o niej nie mówić.
I choć może wydaje się to niewiarygodne, udało mi się jednak znaleźć przykład racjonalnego i skutecznego zarazem działania politycznego, a sięgając po tenże, wcale nie musiałem zanurzać się w niezbadane ostępy samorządu terytorialnego, tylko do pierwszoplanowych postaci naszej barwnej sceny politycznej. Sprawa dotyczy sławnego przed paroma miesiącami sporu pomiędzy warszawskimi działaczami Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości. Poszło o mosty byłych prezydentów miasta stołecznego: Piskorskiego i Kozaka czyli o to, co gazety nazwały “układem warszawskim”. Twarde warunki postawił wtedy obecny prezydent Warszawy Lech Kaczyński, za co spotkał go polityczny lincz, bo kto to słyszał, żeby tak bezceremonialnie “zapaskudzić” gniazdo potencjalnego koalicjanta PiS-u w rządzie.
Jakby tego było mało, w sukurs bratu przyszedł szef partii – Jarosław Kaczyński, który pomimo gromów sypiących się na głowy działaczy PiS-u ze wszystkich stron, spokojnie tłumaczył, że wystosował apel do PO, by wreszcie oczyściła swoje szeregi z tak podejrzanych osobników jak Kozak, Piskorski czy…Olechowski. Wymienienie tego ostatniego nazwiska było potraktowane jako bluźnierstwo, nie tylko przez Zytę Gilowską i Donalda Tuska, ale nawet przez Jana Rokitę, jak wiadomo, największego tropiciela afer, w tym nawet “mostowej”.
Po takich apelach obaj Kaczyńscy a wraz z nimi całe środowisko PiS-u doczekało się politycznego wyroku śmierci, wydanego przez liczne i znaczące koterie warszawskie. Jednak PiS nie zmienił zdania i z żelazną konsekwencją doprowadził do odwołania z funkcji przewodniczącego Rady Miasta Warszawy Grzegorza Kozaka, po czym zaczął nawoływać kolegów z Platformy do wewnętrznego rozliczenia się ze środowiskiem tzw. “Zwolenników Białej Flagi”, czyli tymi politykami PO, którzy otwarcie deklarowali ewentualne ustępstwa wobec Unii Europejskiej, a którym przewodził Andrzej Olechowski. Efekt działań PiS-u jest imponujący :”układ warszawski” został rozmontowany, “afera mostowa” znalazła się w prokuraturze, a Olechowski wysłany został na ławkę rezerwowych, skąd – jak donoszą dobrze poinformowani – lada dzień odpłynie w kierunku innej koterii towarzysko – biznesowej.
To jeszcze nie koniec. PiS, po chwilowym dołku, ustabilizował swoje poparcie społeczne. Najwyraźniej elektoratowi przypadła do gustu brawurowa akcja “sprzątania podwórka” u sąsiada. Również sam sąsiad jakoś nie wspomina już o niedawnych pretensjach a nawet sprawia wrażenie zadowolonego.
Mówiąc wprost: Kaczyńscy po raz kolejny dowiedli, że warto dzisiaj wyznawać i wcielać w życie tak niemodne i deficytowe wartości, jak moralność, honor czy uczciwość. Przy tym nie dość, że się na to odważyli, to jeszcze całą akcję zakończyli sukcesem. Oznacza to jedno: PiS jest jedną z tych nielicznych partii na naszej scenie, która może pochwalić się skutecznością.
ARTUR WARZOCHA