Świąteczna retrospekcja


Mówią, że Boże Narodzenie to piękne i radosne święta. Pierwsze określenie z miejsca akceptuję, za to, jeżeli chodzi o drugie, to akurat mnie zawsze w tym okresie ogarnia nostalgia za tym, co było i nigdy już nie wróci.

“Przemijanie”, to refleksja, która od paru przynajmniej lat zawsze towarzyszy mi w tych – obiektywnie rzecz biorąc – rzeczywiście radosnych okolicznościach świąt Narodzenia Pańskiego. To, że takie akurat uczucia mnie opadają, ma przynajmniej dwa powody. Pierwszy, to ten, że lat mi przybywa. Drugi, że koniec roku sprzyja refleksjom i podsumowaniom. Pewnie każdy z nas w okolicach Sylwestra zastanawia się jak powinien następnego dnia odpowiedzieć na pytanie: ile ma lat?, gdyby tak – nie daj Boże! – ktoś nas o to zagadnął. Odpowiedź zazwyczaj nie jest budująca. Z wielu wariantów liczbowych wybieramy ten najkorzystniejszy, który mniej więcej informuje o tym, że co prawda rocznikiem mamy tyle a tyle, ale do ukończenia rzeczonej sumy zostało nam jeszcze całkiem sporo miesięcy!. Następnie nasze myśli krążą wokół takich problemów jak zdrowie, niespłacone kredyty, odszkodowanie na wypadek śmierci no i dzieci, które bez względu na wiek zawsze będą przecież wymagały naszej opieki.
Potem zaczynamy wygrzebywać w naszej pamięci nazwiska ludzi, którzy w ciągu mijającego roku pożegnali się z ziemskim padołem. Z żalem przypominamy sobie całkiem świeże jeszcze obrazy, zdarzenia, rozmowy, całe sceny, w których ważne role odegrali Ci, których już nie ma, którym ledwie rok od ostatnich świąt wystarczył by spośród żywych odejść i nigdy już do nich nie wrócić. Tacy Wielcy naszych czasów jak Reagan, Niemen, Strzembosz, Łęski jeszcze rok temu dobitnie zaznaczali swoją obecność w naszym życiu, a z ich dorobku każdy czerpał ile chciał na swój własny użytek. Ale byli też nasi skromni Bliscy, z którymi jeszcze przed rokiem łamaliśmy się opłatkiem i siedzieliśmy przy wigilijnym stole. Ich obecność i działalność dla szerszego ogółu nie miała większego znaczenia, ale dla nas samych była wręcz fundamentalna, by nie powiedzieć, że ich obecność o nas samych stanowiła.
Niezawodna w takich sytuacjach pamięć przywodzi głęboko wryte wspomnienia wigilijnych wieczorów spędzonych w domu dziadków czy rodziców, przedświąteczną krzątaninę, opowieści o Świętej Rodzinie, Świętym Mikołaju, zabawy z rodzeństwem, dalszymi kuzynami, cały ten rozgardiasz, krzyki, kolory i zapachy. Każdy z nas z pewnością nigdy nie zapomni pełnego napięcia oczekiwania na pierwszą gwiazdkę a potem najpiękniejszych chwil, w których odpakowywał swoje bajeczne podarunki i stanu urzeczenia, zachwytu czy nawet dziecięcej zazdrości o prezenty rodzeństwa. I kiedy w tej chwili wspomnień krzyki i harmider stają teraz coraz bardziej głośne i dobitne, coraz bardziej dociera do nas, że pochodzą z realnego świata. To już nie jest otaczająca nas zaduma, czy jakaś retrospektywa tylko autentyczne odgłosy pochodzące z własnej kuchni, spod choinki stojącej pod naszym własnym oknem, wokół której krążą niecierpliwie niczym jakiś rój nasze własne dzieci, wyczekujące tym razem naszego znaku, by mogły rzucić się do rozpakowywania swoich prezentów.
Czy to naprawdę się dzieje, czy też przyglądam się własnemu odbiciu sprzed lat? A może wreszcie znalazłem odpowiedź na milion wyrzucanych z siebie w codziennym biegu pytań, sprowadzających się do poszukiwania sensu ciągłego szamotania się z życiem tak mocno napiętnowanego przemijaniem? To chyba ta niesamowita sztafeta pokoleń, w której mimowolnie wszyscy bierzemy udział wiele może wytłumaczyć. Widać coraz wyraźniej sens ciągłego podejmowania na nowo trudu, ciągłych upadków i podnoszenia się, zaczynania i kończenia, wreszcie przemijania i odradzania.
Może święta Bożego Narodzenia mają również taki oto wymiar? W każdym razie na pewno nie mogą być – pomimo krytycznej dawki nostalgii, zawartej w tym tekście – smutne. Zatem życzę Wesołych Świąt!

Artur Warzocha

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *