“Lustrować, czy nie lustrować?” – oto pytanie, które od paru dni przebija się z łamów prasy. Głosy w tej sprawie, jak zwykle w takich sytuacjach bywa, są podzielone. Mniej więcej po połowie. Żadna ze stron, ani zwolennicy, ani przeciwnicy lustracji nie mogą mówić o wyraźnej przewadze. Zatem oczywiste jest, że media stały się sceną do coraz bardziej płomiennych wystąpień jednych i drugich. Przez to dyskusja na ten temat pomału staje się żelaznym punktem zbliżającej się kampanii wyborczej.
Ale skoro mówimy o mediach, warto odnotować dość nieoczekiwany wątek, który właśnie się pojawił, czyli pomysł lustracji dziennikarzy. Ciekawostką jest to, że owej lustracji domagają się sami zainteresowani, skupieni w różnych środowiskach, czy wokół różnych tytułów. Ostatnio oświadczenie na ten temat wydało Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, na walnym zgromadzeniu tej organizacji a także dziennikarze i publicyści z tygodnika “Wprost”.
W przypadku tego ostatniego tytułu, wielu obserwatorów zdziwiła nieco gorliwość do autolustracji. Wszak sam naczelny pisma oficjalnie przyznaje się do tego, że był jakąś tam szychą w PZPR. Natomiast publikacje “Wprost”, co rusz wywołują protesty środowisk prawicowych, czego zasadność łamy tej gazety często potwierdzają. Niemniej, postawa publicystów (nie wyłączając piosenkarza Skiby, który solidarnie pod apelem się podpisał) oraz sama idea oczyszczenia się z zarzutów, jest tyle bez precedensu, co godna podkreślenia.
Wydaje mi się, iż rozumiem motywy tej inicjatywy oraz to, do czego cała akcja ma zmierzać. Każdy dziennikarz wie, jak ciężki kawałek chleba sobie wybrał. Sprostać obowiązkom i wymaganiom, wynikającym z charakteru pracy, to jedno, ale cała sfera etyczna i moralność w tym zawodzie, to już odrębna, o wiele trudniejsza rzecz. Wiele osób pracujących w mediach wielokrotnie, na własnym przykładzie doświadczało goryczy tego zawodu. Ale jest i druga strona medalu: niejeden obywatel III RP gorzko wspomina swój kontakt z przedstawicielem świata mediów. Generalnie dziennikarze nie są osobami, które lud wielbi a ich pracę docenia. Ściślej, opinia publiczna patrzy na żurnalistów łaskawym okiem dopóty ich wścibskie oczy i węch nie natrafią na wątek, który obnaża słabości niedawnych wielbicieli. Wtedy optyka diametralnie się zmienia. Tymczasem w redakcji zawsze jest szef, który kieruje pod adresem swojego dziennikarza konkretne życzenia. Problem powstaje jednak dopiero wtedy, kiedy pojawia się kryzys zaufania. Bo co ma zrobić dziennikarz, który podejrzewa, że w fotelu naczelnego siedzi delikwent, który jeszcze piętnaście lat temu miał tyle wspólnego z wolnością słowa, co Urban z taktem i przyzwoitością? A co ma począć polityk, podejrzewający przepytującego go redaktora o kontakty z dawną bezpieką? Co wreszcie czuje czytelnik, widz, lub słuchacz, karmiony w dzisiejszych czasach informacją kreowaną przez niedawnego propagandystę czy konfidenta?
Dlatego oczyszczenie jest temu środowisku dzisiaj bardzo potrzebne. Szczególnie teraz właśnie, kiedy stąpający po kruchym lodzie dziennikarze odkrywają straszne tajemnice i afery świata biznesu i polityki. Tym bardziej, że środowisko to samo takie wnioski zaczyna artykułować, co też o czymś świadczy. Jeżeli jeszcze traktuje się współczesne media jako element władzy, to warto, by pomiędzy ludźmi je tworzącymi a odbiorcami zbudowano solidne zaufanie.
ARTUR WARZOCHA