Reklamowy protest listonoszy


Częstochowskim listonoszom nie podoba się, że dyrekcja każe im roznosić gazetę reklamującą usługi Poczty
Pół roku temu kolorowe reklamy były przyczyną poważnego konfliktu listonoszy z dyrekcją generalną.

Zakończono go porozumieniem, które obligowało dyrektorów placówek do zatrudniania dodatkowych osób do roznoszenia przesyłek bezadresowych. Zdaniem Krystyny Glińskiej, przewodniczącej “Solidarności”, gazetka pocztowa do takowych należy i listonosze nie powinni ich roznosić. Zarzuca dyrektorowi Józefowi Błaszczeciowi, że nie chce się dostosować do warunków porozumienia i nakazuje listonoszom pod groźbą zwolnienia z pracy, jeżeli nie wykonają polecenia, roznosić gazetę. Jest także oburzona faktem wyprowadzenia z zakładu przedstawicieli związków zawodowych, którzy przyszli na rozmowę.
Jak sprawę postrzega dyr. częstochowskiej Poczty. – Jeżeli ktoś chce na wszelką cenę zaistnieć w mediach, to stosuje różne sztuczki. I nie chodzi mi o Związek “Solidarność”, bo cenię go bardzo, ale konkretnie o przewodniczącą naszej “Solidarności” panią Glińską. Znam doskonale treść porozumienia, ale obecna sytuacja nie mieści się z jego paragrafach. Byłem przewidujący i już w styczniu, zabezpieczając się przed ewentualnym atakiem, rozwiałem wątpliwości co do naszej gazetki. Dyrektorzy nadrzędni określili ją jako druk firmowy. Informujemy przecież na nim, dosłownie na czterech stronach, o własnych usługach. Byłoby wręcz śmieszne, gdyby Poczta jego roznoszenie zlecała innej firmie. Niestety, coś się komuś pomyliło – mówi dyr. Józef Błaszczeć. Nie zgadza się także z zarzutem wyprowadzenia przedstawicieli związków zawodowych Poczty. – Nie byli to pracownicy Poczty, ale górnicy, których z powodzeniem można określić jako “etatowych protestujących”, ponieważ kursują po kraju i protestują w różnych sprawach. Takie osoby nie mają prawa przebywać na terenie biur Poczty – wyjaśnia.
Jego zdaniem, to co wyczynia pani Krystyna Glińska nie mieści się w żadnych regułach. Do jej stałych zwyczajów na przykład należy nasyłanie kontroli na dyrekcję czy naczelników. – Niedawno, wykorzystując moją nieobecność, nasłała Państwową Inspekcję Pracy. Obeszła się ze smakiem, bo kontrola nie potwierdziła jej zarzutów. Oskarża mnie o mobbing, donosi na mnie do prasy i dyrekcji, a to ją naczelnik Urzędu Pocztowego nr 17 przy ul. Śląskiej Lucyna Soja powinna oskarżyć o tego typu praktyki. Napuszcza na panią Soję kontrole, które nie potwierdzają zarzutów, a jedynie wprowadzają destrukcję do urzędu. Od kwietnia 2006 roku pani Glińska powinna być oddelegowana na stanowisko listonosza, tak jak 13 innych solidarnościowców Poczty w kraju. Nie chcę być jednak złośliwy i małostkowy i pozwalam jej spokojnie dopracować rok do emerytury na posadzie, na której zarabia dwukrotnie więcej niż listonosze – komentuje dyr. Błaszczeć.

Listonosze polubili protesty. W tym amoku zapominają, że tuż obok wyrastają groźne konkurencje, które stopniowo przejmują zlecenia wykonywane dotąd przez Pocztę Polską. Mieszanie we własnym gnieździe nie przynosi nic dobrego. Lepiej spojrzeć perspektywicznie, bo na opamiętanie może zabraknąć czasu.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *