Najokrutniejsza pacyfikacja, jaką Niemcy przeprowadzili we wrześniu’39 w naszym regionie, dotknęła miejscowość Kajetanowice (na wschód od Garnka). Ta leżąca na uboczu wieś, nie mająca wówczas nawet bitej drogi, została zaatakowana przez żołnierzy wermachtu w 6. dniu wojny.
Bez żadnej przyczyny, a jedynie dla przeprowadzenia odstraszającej akcji – by w pobliskim lesie nie tworzyć zalążków ruchu oporu – wypędzono w nocy z mieszkań całą ludność. Mężczyźni byli natychmiast rozstrzeliwani, a kobiety i dzieci stłoczono w jednej ze stodół, którą mógł ogarnąć w każdej chwili pożar, bowiem Niemcy podpalali też zabudowania. Ostatecznie zginęło wówczas aż 76 osób, w tym 10 kobiet, które nie dały się rozdzielić ze swymi mężami czy synami. Obok ocalałej z pożogi kapliczki, stojącej we wsi na rozstajach dróg, odbył się tragiczny pochówek. W przydrożnej, długiej mogile złożono obok siebie ciała pomordowanych, nakrywając je prześcieradłami. Spoczywają w tym miejscu do dzisiaj, a z kamiennych tablic (na zdjęciu) można odczytać ich nazwiska – z wyjątkiem 17 osób. Tylu bowiem zginęło tutaj także mieszkańców naszego miasta, którzy schronili się w tej bezpiecznej na pozór wsi, by przetrwać pierwsze dni wojny, a teraz spoczywają anonimowo w tej samej mogile.
W tym samym czasie Niemcy zabili jeszcze dalsze 13 osób – mieszkańców sąsiedniej Starej Wsi, które spoczywają w zbiorowej mogile na cmentarzu pod Garnkiem. Miejsce to przedstawiłem na zdjęciu, już w 47. odcinku tego cyklu, bowiem spoczywają w niej także polscy żołnierze polegli w Kampanii Wrześniowej. cdn.
ANDRZEJ SIWIŃSKI